Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Collage "Moonshine"

Redakcja
Zespół, który powił w 1994 roku płytę "Moonshine", swoimi korzeniami sięga mniej więcej połowy wcześniejszej dekady. Otóż w 1984 r. w Warszawie powstała grupa o nazwie Blue Island, która w kilka miesięcy później zmieniła szyld na Collage.

Niezapomniane płyty polskiego rocka (5suplement)

W następnych latach odbywająca próby w klubie "Stodoła" formacja tworzyła repertuar, dawała koncerty i konsolidowała skład (jej filarami byli gitarzysta Mirek Gil oraz bębniarz Wojtek Szadkowski). W lecie 1989 r. Collage zaczął pracę nad swoim długogrającym debiutem - płytą "Baśnie". Potem w jego biografii zaznaczyły się: w 1991 r. - występ w Moskwie, dwa spektakle na sopockim molo i impreza w "Stodole" zorganizowana z okazji 11. rocznicy śmierci Johna Lennona (przygotowany na nią repertuar stał się bazą drugiego albumu zespołu - "The Nine Songs Of John Lennon"); w 1992 - kolejnym (już czwartym) wokalistą grupy został Robert Amirian; w 1993 - wydano "The Nine Songs...", a w 1994 - opublikowano kasetę ("Zmiany") będącą kompilacją utworów z jej przeszłości oraz zaczęło się nagrywanie "Moonshine".

"Moonshine". Jeśli ktoś weźmie do ręki okładkę tego krążka, z całą pewnością zachwyci się jego niepokojącym pięknem. I nie ma się co się dziwić, bo dzięki przyjaźni, jaka łączyła muzyków Collage z Tomkiem Beksińskim, ten "załatwił" im pozwolenie na umieszczenie na niej kopii jednego z obrazów swojego taty - Zdzisława Beksińskiego. Słuchanie! Pierwsze dźwięki - pełne dramaturgii intro syntezatorów sprawia, że od razu pojawiają się nam na plecach ciarki i... skojarzenia z "Wind & Wuthering" Genesis. "Leci" gitara wsparta klawiszami, kotłują się bębny, a nad wszystkim góruje śpiew. Angielski, brzmi jak angielski Anglika i czaruje. Ten pierwszy utwór ma tytuł "Heroes Cry", i trwa blisko 7 min. Następny ("In Your Eyes") jest rozległą (kwadrans) oraz uskrzydlona suitą. Cudownie i absolutnie progresywnie. Trójka ("Lovely Day") to miękkie i liryczne "uklawiszowanie" nastrojowej ballady. Pycha! W "Living In The Moonlight" (4) robi się jeszcze pyszniej, bo całość jest bardziej zwarta i mocniej podbudowana sekcją rytmiczną. Po tych dwóch "pościelówkach" staje się progrockowo, choć właściwie mogłoby być inaczej, bo piątka ma tytuł "The Blues". 11 min szóstkę ("Wings In The Night") zaczyna akustycznie brzmiąca gitara, a potem jest... nieopisywalnie. Już nieopisywalnie, a tu jeszcze przed nami najważniejszy, bo tytułowy i najlepszy utwór płyty - "Moonshine". Arcydzieło! No a ponieważ po czymś tak wspaniałym nie może od razu pojawić się cisza, mamy więc jeszcze nastrojową kodę - nieco lennonowskie w nastroju "War Is Over".

JERZY SKARŻYŃSKI "Radio Kraków"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski