Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Conan Barbarzyńca

Redakcja
Hollywood kocha w kółko wracać do tych samych historii. Na fali zainteresowania producentów tematyką mitologiczną wraca więc Conan – niepokonany wojownik z pradawnej Cymerii.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

To come back po prawie 30 latach. Słynny "Conan Barbarzyńca” z Arnoldem Schwarzeneggerem ujrzał bowiem światło projektora kinowego w roku 1982. Arnie oczywiście postarzał się i zmienił fach – w głównej roli zastąpił go więc Jason Momoa z Hawajów. Jeszcze lepiej umięśniony (albo to efekty specjalne), bardziej przystojny (pod tym względem Arniego nie było trudno pokonać), bardziej lotny (naturalnie w dziedzinie akrobatyki).

O czym to rzecz? Scenariusz jest dość barbarzyński, więc streścić go można w kilku słowach. Conan pragnie wywrzeć zemstę na ludziach, którzy upokorzyli jego rodzinę. Ściga ich więc z zaciśniętymi na mieczu dłońmi. Fabułę wyznacza schemat "bij, zabij”. Główny bohater bije i zabija często i z przyjemnością, trup pada średnio raz na minutę. Akcja nie traci czasu, tylko pędzi naprzód z szybkością strzały. Chwila oddechu, wielka rozwałka, potem znów chwila oddechu, potem jeszcze jednak ekranowa rozpierducha. Twórcy nie przejmują się wrażliwością widza – w powietrzu fruwają fragmenty kończyn dolnych i górnych, a krew tryska na wszystkie strony świata. Wszystko to dzieje się w rytm marsza wyznaczanego przez basowe głośniki.

Scenarzyści, a było ich aż trzech, nie przejmują się ani nieprawdopodobieństwami, ani psychologiczną głębią. W tym wypadku uchodzi im to na sucho, gdyż historia o Conanie rządzi się prawami mitu. W swej istocie zawiera ogromną dawkę nieprawdopodobieństwa, którą kupujemy wraz z biletem w kasie.

W całej tej barbarzyńskiej surowości kryje się jednak sedno historii o Conanie. Niemiecki reżyser Marcus Nispel, specjalista od hollywoodzkich hitów, konsekwentnie buduje ponury świat, w którym przetrwać mogą tylko niszczycielscy barbarzyńcy. Główny bohater nie przypomina Aniołka Charliego – jest bezwzględnym mścicielem, który częściej posługuje się zwierzęcym instynktem niż ludzkim intelektem. Granicę horyzontu Conana wyznaczająjego muskuły. Wszystkich bohaterów wyciosano zresztą z tej samej, surowej skały. Budzą autentyczną grozę u widza żyjącego w metroseksualnym XXI wieku. Zasługa w tym również sugestywnie zbudowanych ról, które kreują słynny twardziel kina Stephen Lang (to ten niedobry żołnierz z "Avatara”) oraz demonicznie ucharakteryzowana Rose McGowan, do której mam wyjątkową słabość od czasu jej przyjazdu do Krakowa na festiwal Off Plus Camera.

"Conan Barbarzyńca”, napompowany sterydami trójwymiarowego obrazu, przypomina efektowną grę komputerową. Pokonujemy kolejne poziomy, bez głębszego podtekstu dokopując dziesiątkom przeciwników. Brakuje tylko klawiatury i myszki, za pomocą których poruszalibyśmy bohaterem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski