Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Copa America. Nowa klęska Brazylii i rewanż Teveza [WIDEO]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
A(n)nus horribilis, czyli pięć powodów, dla których mistrzostwa Ameryki Południowej są w tym roku absolutnie wyjątkowe.

1. Tajemniczy wirus, czyli jak Brazylia znowu przegrała swoją szansę w karnych.
Nic dwa razy się nie zdarza? To nieprawda. Gdy w poprzedniej edycji Copa America Brazylia przegrywała w ćwierćfinale z Paragwajem po historycznym meczu ("Canarinhos" nie trafili ani jednej jedenastki w serii rzutów karnych!), wydawało się, że to tylko wypadek przy pracy. Minęły cztery lata i scenariusz powtórzył się niemal identycznie - znowu niestrzelone karne, wielki zawód z tym samym rywalem.

Słodko-gorzki wieczór bohatera Paragwaju. Strzelił decydującego gola, stracił wujka

Źródło: Foto Olimpik

Co więcej, Brazylijczycy wyglądali, jakby nie wyciągnęli żadnych wniosków; jakby grali w zwolnionym tempie. Jak się okazało, nieprzypadkowo, ale jutro nikt już nie będzie pamiętał o tym, co trener Dunga mówił na konferencji prasowej po meczu. - Nie chcę się usprawiedliwiać, bo wyniku nie można zmienić, ale 15 moich zawodników złapało w ostatnich dniach tajemniczego wirusa. Pojawiły się bóle głowy, wymioty, ogólne osłabienie. Musieliśmy skracać treningi - przekonywał Dunga.

Doświadczony Thiago Silva w kluczowym momencie sprowokował karnego dla Paragwaju, zagrywając piłkę ręką tak samo, jak w spotkaniu Ligi Mistrzów Chelsea - PSG. Nie będzie więc wielkiego klasyku Argentyna - Brazylia, na który wszyscy ostrzyli sobie tutaj zęby, a "Canarinhos" opuszczają kolejny wielki turniej małymi drzwiami.

- Szczerze? Bez Neymara to gorsza drużyna, ale jednak myślałem, że z Paragwajem sobie poradzimy. Tymczasem musimy przeżyć kolejny katastrofalny rok - mówi siedzący obok na trybunie prasowej Leonardo Baran z Rio de Janeiro, który - co za przypadek - przyznaje się do rodziny w... Krakowie.

2. Boskie Buenos, czyli argentyńska szkoła trenerska.

Messi i spółka jeszcze nic nie wygrali, ale już wiadomo, że przynajmniej jeden Argentyńczyk zdobędzie puchar. Drużyny, które zakwalifikowały się do półfinałów są bowiem trenowane przez szkoleniowców znad La Platy. To się nazywa myśl szkoleniowa! - Jak to robimy? Sam nie wiem - mówił po meczu z Brazylią trochę skofundowany Ramon Diaz, który w kilka miesięcy znowu poprowadził Paragwaj do najlepszej "czwórki" (przed czterema laty był to inny Argentyńczyk Tata Martino). - Po prostu pracujemy i staramy się wyciągnąć z zawodników to, co mają najlepszego...

Kto wygra Copa America? Na pewno będzie to Argentyńczyk (lektor)

Źródło: Foto Olimpik

Swój najlepszy futbol starają się też pokazywać argentyńscy piłkarze, ale Messi - choć próbuje na wszelkie sposoby - zaczął sam przyznawać, że męczy się niemożebnie, a piłka i tak nie chce wpaść do siatki. Ćwierćfinał Argentyna - Kolumbia przejdzie z tego powodu do historii. To, co w I połowie wybronił David Ospina po strzale głową rozpędzonego Messiego można śmiało porównać do wyczynów Jerzego Dudka w pamiętnym finale Ligi Mistrzów sprzed dziesięciu lat. Gdyby tylko FIFA przyznawała nagrodę za najbardziej spektakularne robinsonady, bramkarz Arsenalu i rywal Wojciecha Szczęsnego już mógłby czuć się zwycięzcą.

Do Dudka mu trochę brakuje, bo w serii jedenastek nie potrafił obronić żadnego strzału. W tym tego najważniejszego - Carlosa Teveza. "Carlitos", pozyskany właśnie przez Boca Juniors, przed czterema laty jako jedyny nie wykorzystał jedenastki w ćwierćfinale z Urugwajem i tym razem miał nie strzelać, ale gdy Argentyńczycy zaprzepaścili dwie piłki meczowe, przechylił szalę zwycięstwa. Wielkich zawodników poznaje się, gdy potrafią udźwignąć odpowiedzialność w decydującym momencie.

3. Zabawa w chowanego, czyli gospodarze, których nikt nie widział.
Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić Euro 2012 bez Grzegorza Laty, ówczesnego szefa PZPN, albo Michela Platiniego, prezesa UEFA, którzy by świadomie rezygnowali z tego, aby ogrzać się w blasku kamer? Na Copa America działacze są nieobecni. Dosłownie. Przewodniczący chilijskiej federacji Sergio Jadue jeszcze się publicznie nie pokazał, tak samo jak Paragwajczyk Juan Angel Napout, szef futbolu w Ameryce Płd.

Przypadek? Niekoniecznie, bo akurat ta konfederacja jest najbardziej zamieszana w skandal korupcyjny FIFA i w niejasne transakcje związane z prawami telewizyjnymi do obecnej i trzech kolejnych edycji Copa America. Relacje wskazują, że w grę mogło wchodzić nawet 100 mln dolarów łapówek, więc działacze wolą się nie pokazywać, by nie prowokować Interpolu. Czy dojdzie do niespotykanej dotychczas sytuacji i w sobotę chilijska prezydent Michelle Bachelet sama wręczy puchar zwycięzcom?
Inny paradoks.

Zupełnie niewidoczni na boisku zawodnicy znaleźli zatrudnienie za grube miliony. Firmino przeszedł do Liverpoolu za 41 mln euro, a Douglas Costa - do Bayernu Monachium za niewiele mniej, 35. Wszystkich Brazylijczyków przyćmił dojrzałością i zimną krwią 21-letni Denlis Gonzalez z Paragwaju (choć serce jego wujka nie wytrzymało w czasie karnych). Kto się po niego zgłosi?

4. Miejsce pamięci, czyli stadion narodowy, który kiedyś był piekłem.
Były już mecze na tych mistrzostwach, gdy publiczność zachowywała się zadziwiająco cicho, ale były też takie, które rozgrzewały do czerwoności. Zbiorowy plus należy się kibicom z Kolumbii, którzy przyćmili wszystkich - indywidualnie na wyróżnienie zasłużyła Nissu Cauti, piękność z Peru.
W kategorii: stadiony rozpiętość też jest ogromna. Kameralny obiekt Sausalito w luksusowym kurorcie Vina del Mar nad Pacyfikiem ma się nijak do odnowionego stadionu w Concepcion, gdzie została ogłoszona niepodległość Chile. Ale zderzenie z historią i tak jest najbardziej dobitne w Santiago. Nie chodzi nawet o to, że stary Estadio nacional był świadkiem jak w 1962 roku Chilijczycy i Włosi wywołali największą bójkę w dziejach mundialu, ani o to, że 11 lat później doszło do najbardziej dziwnego "meczu" w historii, gdy gospodarze strzelili gola, nie mając przeciwnika, bo Rosjanie z ZSRR odmówili przyjazdu do kraju rządzonego przez juntę Pinocheta.

Dzisiejszy półfinał i sobotni finał zostaną rozegrane na obiekcie, który w czasach dyktatury był największym... obozem koncentracyjnym. - To były najgorsze dwa miesiące w moim życiu - mówi nam o tamtej jesieni 1973 roku Manuel Mendez, jeden z więźniów junty wojskowej.

Specjalnie na Copa America przygotowano jedną z trybun ze znamiennym napisem: "Kraj bez pamięci nie ma przyszłości".

I kolejny paradoks - to w tym miejscu naznaczonym krwią Chilijczycy mają dużą szansę, aby wygrać Copa America pierwszy raz w historii.

5. Argentyna miała "rękę Boga", Chile ma "palec Jary", czyli zwycięstwo za wszelką cenę.
Najpierw był pijany Vidal, rozbite ferrari . Chwilę potem euforia po rozbiciu Boliwii i Urugwaju, a nazajutrz walki między policją a studentami domagającymi się reformy edukacji. Na ulicach krajobraz jak po bitwie - pełno kamieni, ogień, wozy opancerzone tryskające wodą i gazem łzawiącym.

I jeszcze ten Gonzalo Jara, którego palec włożony między pośladki Cavaniego stał się symbolem nieczystej gry, byle tylko odnieść sukces (jest żądanie, aby zdyskwalifikować Chilijczyka na pięć meczów i... riposta Chile, aby ukarać siedmiu Urugwajczyków za napaść na sędziego bocznego).

Mówiąc krótko - a(n)nus horribilis. Co za rok, co za Copa America!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski