Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz mniej we mnie zazdrości

Redakcja
Nie uważam, żeby zazdrość była złym czy wstydliwym uczuciem. Jestem zazdrosna i otwarcie się do tego przyznaję. Zazdroszczę Włochom ich makaronów, żałuję, że w Polsce nie można zjeść tak pysznej pizzy jak w Neapolu.

Ania Starmach: ŻYCIE ZE SMAKIEM

Zazdroszczę Francuzom ich croissantów, i żałuję, że mimo starań piekarzy nie ma w Krakowie tak dobrych bagietek jak w Paryżu. Przez ostatnie kilka lat zazdrościłam warszawiakom powstających jak grzyby po deszczu knajpek, coraz liczniejszych foodtrucków i gromadzących całą masę żarłoków festiwali kulinarnych. Na szczęście od niedawna jestem coraz mniej zazdrosna i coraz bardziej dumna z mojego miasta - z Krakowa.

W minioną niedzielę w przestrzeniach hotelu Forum odbyła się jesienna edycja festiwalu Najedzeni Fest! Pogoda i frekwencja dopisały! Nie mogło być inaczej, takiej imprezy dawno u nas nie było. Na bulwarach przed hotelem stanęło kilka foodtrucków: Burger Tata i Salt&peper, była też pizza z pieca oraz gigantyczne stoisko z dyniami, które - być może z okazji zbliżającego się Haloween - rozchodziły się jak świeże bułeczki. W środku dawnego hotelu, w trzech gigantycznych salach kilkudziesięciu wystawców proponowało swoje wypieki, przetwory, przekąski, było też dużo pysznego wina i kuchennych gadżetów. Nie dało się wszystkiego zjeść, spróbować, a nawet ogarnąć wzrokiem. Zapachy się przenikały, ludzie wytrwale ustawili się w kolejkach, sprzedawcy wykładali na lady wciąż nowe produkty. Nikt nie narzekał, wręcz przeciwnie, wszyscy przepełnieni byli kulinarnym entuzjazmem. A ja wyszłam najedzona do granic możliwości. Udało mi się spróbować najlepszej tortilli meksykańskiej, produkowanej wyłącznie z naturalnych składników przez małą firmę Molino z podkrakowskiej Wielkiej Wsi. Próbowałam też belgijskich frytek z Frytka bar, które były naprawdę wyjątkowe, skusiłam się na specjały kuchni gruzińskiej i izraelskiej. Cieszyła mnie olbrzymia popularność stanowisk oferujących słynne ostatnimi czasy słoiki. Wśród nich prym wiodła Marta Wajda i jej Madewithlove, w których zakochał się każdy, kto ich spróbował oraz Lukspomada, która jak zwykle zachwycała. Żałowali, że nie przygotowali więcej przetworów, bo krakowianie okazali się megażarłoczni. Ciekawym zjawiskiem był spora ilość małych inicjatyw ludzi, pasjonatów pieczących tarty, torty, muffinki, którzy chcieli swoją pasją się podzielić, sprawdzić, skonfrontować. Ja ich sprawdzałam i myślę, że inicjatywom takim jak "Posiłki", "Samosa" z pierożkami indyjskimi, "Kraina Sosny" czy "Uczta Bababette" można tylko kibicować i mocno trzymać kciuki. Kochają gotować i dobrze im to wychodzi.

Na festiwalu nie zabrakło też stoisk znanych i lubianych knajpek krakowskich, które słusznie postanowiły "wyjść do ludzi": były więc pyszne chleby z Charlotte, humusy od Amamamusi, były genialne przekąski od Hamsy, specjalności Bococi i z Yelllow doga.

Za to właśnie kocham tego typu eventy. Za różnorodności, za to, że każdy znajdzie coś dla siebie. Dzięki Najedzeni fest nie tylko spróbowałam wielu znakomitych dań, ale poznałam też masę zakręconych na punkcie jedzenia ludzi. Dowiedziałam się o miejscach, o których istnieniu nie wiedziałam i zrozumiałam, że Kraków ma swój ogromy kulinarny potencjał, który warto wykorzystywać. A chyba będzie ku temu kolejna szansa, bo ponoć już planowana jest zimowa edycja festiwalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski