Grzegorz Tabasz: LEŚNY DZIENNIK
Pozwólcie, że przejdę do rzeczy. Rankiem na elewacji zobaczyłem długie girlandy substancji przypominającej zasychający klej kauczukowy. Sięgały do wysokości oczu. Tyle tylko, że bez charakterystycznego zapachu i w olbrzymiej ilości. Jak mówi stare przysłowie, idąc po sznurku, trafisz do kłębka. Co też uczyniłem. Kłębkiem okazał się dorodny ślimak pomrów. Uciekał co sił w swej jedynej nodze przed nadchodzącym skwarem. Także przed odpowiedzialnością za wyrządzone szkody, bo - co tu krył - elewacja budynku wyglądała paskudnie. Pomrowy mają dziwaczne obyczaje godowe. Choł są obojnakami, by uniknął genetycznych aberracji, muszą zapładniał się krzyżowo, do czego potrzebny jest drugi osobnik. Gdy już do spotkania dojdzie, wpełzają pospołu na ścianę lub drewniany płot, gdzie przystępują do radosnych figli. Prócz powolnego obłapiania i okręcania się wokół siebie, wydzielają grube sznury owego lepkiego śluzu. W końcu zawisną na końcu owej "liny", gdzie głęboką nocą dojdzie wreszcie do koniecznego i zapewne upragnionego finału. Gatunek zostanie przedłużony. Cała operacja zajmuje im z godzinę, czemu trudno się dziwił - wszak mamy do czynienia z powolnymi ślimakami. Zgodnie z fachowymi opisami, powinny po sobie posprzątał, czyli zeżreł niepotrzebne już śluzowe resztki, ale widał słoneczny żar przepędził je zbyt szybko. Ślimaczego śluzu nie imają się żadne, nawet najbardziej rozreklamowane środki do prania. Może sam zejdzie. Nawiasem mówiąc, nie wiem dlaczego pomrowy upodobały sobie owej nocy mój dom. To pewnie zemsta za moje niepochlebne teksty o szkodnikach, tudzież metodach pozbywania się pomrowów z ogródka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?