W ramach ostatniej krakowskiej Nocy Sakralnej miał wystąpić Stanisław Guzek, przepraszam Stan Borys (cóż, wciąż pamiętam zespół Blackout i jego nieśmiertelny przebój "Anna", który przecież Stanisław Guzek śpiewał); miał wystąpić, ale chyba przypomniał sobie, że jest gwiazdą. Nic to, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Organizatorzy ze Śródmiejskiego Ośrodka Kultury znaleźli innych wykonawców, a ci dali przepiękny koncert. Soliści Opery Krakowskiej Bożena Zawiślak-Dolny i Michał Kutnik, którym towarzyszyła Kristina Kutnik (trzy dni wcześniej zachwycili zakończonym sześcioma bisami koncertem podczas Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy) oraz skald Jacek Zieliński, z towarzyszeniem syna Bogumiła, dostarczyli publiczności w dębnickim kościele św. Stanisława Kostki nie lada wrażeń. Niemal dwugodzinny koncert kończyła owacja na stojąco. I wspomniane bisy. Naprawdę czuło się, że wypełniający kościół słuchacze są szczęśliwi.
Wybrzmiała muzyka Bacha, Schuberta, Haendla, songi z musicali i "My way" Paula Anki, i równie słynna "Modlitwa" Okudżawy. Jacek Zieliński z kolei wyśpiewał swe kompozycje do wierszy Leszka Aleksandra Moczulskiego i Marka Skwarnickiego oraz kilka przebojów Skaldów, z muzyką swego brata Andrzeja. Piękny koncert, takie muzyczne entree nowego proboszcza, ks. Zygmunta Kostki, który raptem dwa tygodnie wcześniej objął tę parafię.
O związkach Dębnik ze świętym Janem Pawłem II, któremu poświęcona była tegoroczna Cracovia Sacra, interesująco mówił Stanisław Dziedzic, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta, twórca Nocy, skądinąd dębnicki parafianin. A o papieżu Polaku może on mówić godzinami, wszak poświęcił mu niedawno wydaną książkę "Romantyk Boży", którą tego wieczoru wręczył księdzu infułatowi Jerzemu Bryle.
Miało być, a nie ma... Miał być Mariusz Kwiecień gościem 13. już spotkania ogrodowego, przygotowanego przez Wikę Bisztygę. Miał. Życie chciało inaczej. Choć - czy solista nowojorskiej Metropolitan Opera zaśpiewałby w tym pięknym, położonym w centrum Krakowa ogrodzie? A może jednak dałby się skusić Wice, z którą niegdyś jako licealista śpiewał w Akademickim Chórze Organum (wciąż działającym przy Klubie Inteligencji Katolickiej)...
W wykonaniu gospodyni spotkania posłuchaliśmy m.in. pieśni "Ej, ćwierkejcie mu tam, wy, ptosecki boze" z III symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Towarzyszyła samej Zofii Kilanowicz, która jako ulubiona śpiewaczka kompozytora zjeździła z tym dziełem świat. Choroba przerwała wspaniałą karierę sopranistki, ale przecież nie odebrała skali talentu. Dotarł też, z gitarą oczywiście, Aleksander Kobyliński "Makino", by bawić piosenkami, ale i opowieściami, w których przechwalał się to tym, to owym, w tym faktem, że jest jednym z bohaterów książki Katarzyny Siwiec "Idze, idze bajoku.
Rzecz o krakowskim Zwierzyńcu", opisanym w rozdziale "Andrusów król". Były i chwile poezji czytanej przez autorkę Irenę Kaczmarczyk, z jej najnowszego tomiku "Śpiew ziemi", ilustrowanego obrazami Ewy Preisner, która zostawiła eksmężowi nazwisko, ale opuściła Kraków, przenosząc się na Ponidzie. A zaczął wieczór Michał Półtorak, czarodziej skrzypiec, niegdysiejszy kolega Wiki Bisztygi z zespołu Słowianki, od lat muzyk Piwnicy pod Baranami, w której (jak i ongiś w zespole Anawa) stał się godnym następcą Zbigniewa Palety.
"Pamiętajcie o ogrodach", jak chciał Jonasz Kofta. Są "uspokojeniem wśród tylu spraw".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?