Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cracovia. Mateusz Żytko: Za bardzo się przejmowałem, także za innych

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Mateusz Żytko (Cracovia)
Mateusz Żytko (Cracovia) Tomasz Bolt
Mateusz Żytko, wychowanek Śląska Wrocław, były piłkarz Cracovii, wspomina swoją karierę i mówi o „Pasach” przed zbliżającym się ich meczem we Wrocławiu (sobota, godz. 17.30).

Kiedy ostatnio oglądał pan mecz Śląska na jego stadionie?

Nie pamiętam, dość dawno… Jestem dalej czynnym zawodnikiem, choć teraz leczę kontuzję. Ale weekendy mam zajęte. Natomiast jeśli chodzi o oglądanie meczów, to bardziej śledzę występy Cracovii.

I co pan o niej powie?

Wraz z przyjściem trenera Zielińskiego piłkarze dostali bodziec do lepszej gry, choć ostatni mecz im nie wyszedł. Trochę zamazał sytuację i właściwie w najbliższej konfrontacji nie ma faworyta. Śląsk ostatnio prezentuje się słabiej, zanotował spadek. Myślę, że będzie to fajny mecz, bo oba zespoły nie „murują się”. Cracovia np. w spotkaniu z Rakowem oddała piłkę przeciwnikowi, ale myślę, że teraz będzie to otwarty mecz.

„Pasy” grają nowym systemem, z trzema środowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi. Lubi pan ten system gry?

1,5 roku w Kaliszu u trenera Wieczorka graliśmy trójką z tyłu, z tym, że było to 3 – 4 – 3. Byłem jednym z bocznych stoperów i grało mi się bardzo dobrze. Za trenera Stawowego w Cracovii ten system był trochę zbliżony, bo choć była czwórka w obronie, to przy rozegraniu piłki pomiędzy środkowych obrońców wchodził defensywny pomocnik. Staliśmy bardzo szeroko więc wyglądało to bardzo podobnie. Jeszcze przez dwa, trzy sezony ten system będzie robił sporą różnicę w Polsce. Wiele zespołów nie wie, jak się przed nim bronić, ale z biegiem czasu będzie łatwiejszy do rozszyfrowania i wielu trenerów powróci do ustawienia czwórką w obronie.

Na pańskiej pozycji gra Matej Rodin. Jak go pan ocenia?

Ma dobre warunki fizyczne, jest silny, strzela bramki głową. Jeśli chodzi o ten element gry to takiego dominatora jakim był Covilo już w Cracovii nie będzie. Rodin potrafi znaleźć się w polu karnym przeciwnika.

Kibice Cracovii od lat są niespełnieni. Wprawdzie był Puchar Polski w 2020 r. , ale przez ostatnie lata to huśtawka – jest miejsce dające awans do eliminacji pucharów i kończy się na pierwszej rundzie, potem jest walka o utrzymanie, względnie środek tabeli. Trudno „Pasom” ustabilizować formę. Z czego to może wynikać?

To się ciągnie od lat, wyniki są niezadowalające. Cracovia jest specyficznym klubem. Mimo że finansowo i infrastrukturalnie jest wszystko na dobrym poziomie, to jednak jakoś to nie może zaskoczyć.

Zmieniają się piłkarze, trenerzy, a zespołowi wiedzie się podobnie. Być może przyczyna tkwi więc w zarządzaniu klubem?

Ja tego nie powiedziałem…

Ogląda pan Cracovię, a inne zespoły?

Także Wisłę Płock oraz Raków Częstochowa, ze względu na styl gry, poukładaną piłkę, dla samej nauki, bo też mam papiery trenerskie, UEFA A, już od pięciu lat i wiążę przyszłość z trenerką. W tej rundzie byłem już asystentem trenera w Piaście Żmigród, gdzie gram, a w dwóch ostatnich meczach sam prowadziłem zespół, bo trener Socha przyjął propozycję z GKS-u Bełchatów. Przetarcie więc miałem, ale liczę na to, że na wiosnę jeszcze zagram, jak uporam się z kontuzją. Dlatego jeszcze nie nastawiam się na objęcie funkcji pierwszego trenera.

Dlaczego odszedł pan z KKS Kalisz?

Przez kontuzję, miałem naderwanie mięśnia strzałkowego w stopie. Niewdzięczna kontuzja, trzeba byłoby nic nie robić przez 2,5 miesiąca, a na to nie można sobie pozwolić.

Jakie pan widzi różnice między Cracovią Probierza i Cracovią Zielińskiego?

Widać już było „zmęczenie materiału” jeśli chodzi o współpracę trenera Probierza z drużyną, po wielu latach przepracowanych razem trudno cokolwiek więcej wykrzesać z zespołu. Piłka była toporna, mecze trudne do oglądania. Teraz widzę powiew świeżości, grają z większą lekkością. Jeszcze nie wszystko funkcjonuje, ale postęp jest. Zawodnicy są bardziej odważni w decyzjach, po nieudanych zagraniach nikt się nie załamuje, tylko dalej robi swoje. Głowa jest bardziej odciążona, piłkarze starają się podejmować bardziej ryzykowne decyzje i nawet jak coś się nie uda, nie przejmują się. Trener Zieliński dał chłopakom więcej luzu.

Wróćmy do pańskiej kariery. Pamięta pan swój debiut w ekstraklasie?

Pamiętam, 21 lat temu, graliśmy ze Śląskiem w Łodzi z Widzewem i wygraliśmy 3:0. Było to kilka dni przed moimi 18. urodzinami. Pamiętam, jak się denerwowałem.

Patrząc na skład z tego meczu, to już nikt nie gra w piłkę, tylko pan…

Tak, ale byłem najmłodszym zawodnikiem. Teraz jestem już na ostatnim zakręcie.

Piotr Włodarczyk strzelił wtedy dwie bramki, teraz jego syn strzela gole.

Tak jest. W Śląsku były fajne nazwiska – Marcin Wasilewski, Piotr Stokowiec. Kilku kolegów pozostało w piłce, jak będzie potrzeba zrobić praktykę trenerską, to mnie np. Piotrek przyjmie na parę dni, jak będzie trenował jakiś klub.

Grał pan długo w ekstraklasie, ma pan w sumie 159 meczów. Uważa pan ten wynik za satysfakcjonujący?

Na poziomie centralnym mam ponad 400 meczów. Tych spotkań się więc uzbierało. Zawsze mogło być lepiej, ale miałem swoje ograniczenia psychiczne i nie dało się tego powiększyć.

Brzmi tajemniczo…

Chodzi o to, że zawsze przejmowałem się za innych, co będzie z drużyną itp. Za bardzo to wszystko przeżywałem.

Los pana doświadczył, czterokrotnie spadał pan z ekstraklasy.

Akurat niektóre degradacje zdarzyły się ze względów organizacyjno-finansowych, a wtedy nie da się myśleć o graniu w piłkę. Takich degradacji miałem połowę – w Polonii Bytom, Śląsku, w Cracovii akurat decydowały inne względy.

Dał się pan zapamiętać m.in. z tego, że po przegranym meczu Cracovii z Lechem 0:3, gdy koledzy nie chcieli rozmawiać, pan po 1,5 godzinie wyszedł z szatni i wykazał się cywilną odwagą i ze łzami w oczach długo odpowiadał na pytania dziennikarzy.

Wiele mnie to nauczyło, ten mecz, ta cała sytuacja, zahartowała bardzo mocno. W następnych latach już tak się nie przejmowałem w podobnych sytuacjach.

To był najbardziej przejmujący moment kariery? Pokazał pan ludzką twarz, a nie tylko oblicze zimnego zawodowca.

Można powiedzieć, że tak. Trener Pasieka dął mi potem odpocząć psychicznie. Potem wróciłem do pierwszego składu i w meczu z Bełchatowem, w moje urodziny, strzeliłem bramkę. Później wyniki nie były zadowalające, ale przynajmniej moja gra już jakoś wyglądała.

Jest pan mistrzem Polski z Zagłębiem Lubin, mistrzem Europy do lat 18.

Do sukcesów zaliczyłbym też awans z Cracovią do ekstraklasy. Każdy z nas zawodników, którzy pracowali z trenerem Stawowym na pewno ma satysfakcję, że nie patrzyliśmy się na zespół, z którym graliśmy, tylko prezentowaliśmy swoją piłkę, swój styl. Nawet jadąc na Legię „nie trzęśliśmy porami” tylko próbowaliśmy robić swoje.

Dziś można porównać do was Raków. Gra innym systemem, ale wprowadził świeżość do ekstraklasy. Jest jakiś wspólny mianownik między Cracovią Stawowego, a dzisiejszym Rakowem.

Tak, jest coś w tym. Widać, że zespół trenera Papszuna gra swoje, nie bardzo ogląda się na inne drużyny. Fajnie, jak są zespoły, które skupiają się na swoim stylu.

Który klub wspomina pan najlepiej?

Z wielu jestem zadowolony więc nie umiem wybrać. W każdej drużynie rodziły się więzi koleżeńskie, niezależnie od spraw finansowych. Jeśli chodzi o kontakty, to najwięcej się ich ma z ostatnich klubów. Jeśli chodzi o te z Cracovii to z „Budzikiem” (Marcinem Budzińskim – przyp.) od czasu do czasu się zobaczymy, z Pawłem Jaroszyńskim mam jakiś kontakt. Wielu zawodników zostało trenerami więc widujemy się na konferencjach trenerskich.

Chciałby pan pójść taką drogą jak chociażby Piotr Stokowiec, pracować w ekstraklasie, zdobyć Puchar Polski?

Pewnie w przyszłości tak. Na razie mam małego synka – Marcelka, który ma 4,5 roku i nie wyobrażam sobie, bym miał pojechać gdzieś w Polskę. Na razie chciałbym popracować gdzieś w niższych ligach w okolicach Wrocławia. Mieszkam niedaleko, w Mokronosie Górnym. Do Żmigrodu mam dobry dojazd, to 60 km, ale zajmuje mi to 35 minut.

Gdy porównuje pan poziom dzisiejszej ekstraklasy z tą, w której pan grał, to jak wypada to porównanie?

Zawodnicy, którzy grali w ekstraklasie jeszcze w latach 90-tych mówią, że teraz jest słabsza. Pod niektórymi względami się pogorszyło, ale jest bardziej fizyczna, zawodnicy są lepiej przygotowani kondycyjnie i szybkościowo. Na pewno jest to trudna liga. Widać po zawodnikach z Zachodu, którzy wpadają do tego naszego „bębna” i się tu nie wyróżniają. Liga jest trudna, specyficzna. Może nie jest przyjemna do oglądania, ale dla zawodników jest trudna.

Stała się międzynarodowa.

Tak, piłka jest biznesem, jest przepływ zawodników, wszystko się musi kręcić. Tak jest na całym świecie.

Jakiego wyniku się pan spodziewa w sobotę?

Niech będzie 2:2, widowisko dla kibiców.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia. Mateusz Żytko: Za bardzo się przejmowałem, także za innych - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski