Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cuda mniemane

Redakcja
Polacy stają się racjonalistami. Przestaliśmy doszukiwać się wizerunków świętych w fantazyjnych plamach na szybach. Nie robią już na nas wrażenia figury, które płaczą krwawymi łzami. W Oławie, miejscu rzekomych objawień maryjnych, dziś można spotkać co najwyżej żonę miejscowego "wizjonera". Podobnie jest w Chotyńcu na Podkarpaciu czy w Wykrocie koło Ostrołęki.

Grażyna Starzak

O_ława. Niewielkie miasteczko w pobliżu Wrocławia. Sennie tu i cicho. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze pod koniec lat 90. do Oławy ciągnęły tysiące pielgrzymów, setki autokarów i samochodów osobowych. Pociągi dalekobieżne puszczano okrężną trasą, bo tłum przybyszów blokował przejście kolejowe nieopodal miejsca, gdzie Kazimierz Domański, miejscowy "wizjoner", miał "objawienia".
Matka Boska po raz pierwszy ukazała mu się 8 czerwca 1983 r. Domański tak opisywał to wydarzenie: - _Pomodlitwie poszedłem podwiązać pomidory, aponieważ popewnym czasie zabrakło mi tasiemek, wróciłem doaltanki. Stanąłem wdrzwiach izobaczyłam, że naławeczce we wnętrzu stoi Matka Boska. Padłem nakolana, zacząłem się modlić, a____ona przerwała mi mówiąc: "Wstań". Posłuszny wezwaniu wstałem. Wtedy Matka Boska dotknęła mojego prawego ramienia mówiąc "Ja ciebie uzdrowiłam, ty masz uzdrawiać chorych".

Jeszcze tego samego dnia postawił w altance ołtarzyk, na jej dachu krzyż i zaczął "uzdrawiać". Najpierw innych działkowiczów, ale w miarę, jak wieść o "objawieniach" Domańskiego zaczęła przedostawać się do gazet, na działki w osiedlu Nowy Otok zaczęli zjeżdżać pątnicy z całego Dolnego Śląska. Reportaż telewizyjny ściągnął do Oławy mieszkańców województw centralnych i wschodnich. A gdy gen. Jaruzelski powiedział podczas partyjnej konferencji, że "wiele jest jeszcze ciemnoty izacofania, co najlepiej widać wOławie", zainteresowanie "cudem" sięgnęło zenitu.
Już w pierwszym roku "uzdrowicielskiej" działalności Domański "pobłogosławił", jak sam szacował, niemal 100 tys. wiernych.
Trzy lata później, gdy "cud" w Oławie przestał już ekscytować, po okolicy rozniosła się wiadomość, że stojąca w altanie Domańskiego figura Matki Boskiej zaczęła płakać krwawymi łzami. Pod Wrocław znów ruszyły pielgrzymkowe grupy. Domański postanowił zrealizować kolejne "zlecenie" Bożej Rodzicielki - wybudować na działkach kościół i sanktuarium. Wierni nie żałowali datków. Płynęły z całego świata - od Polonusów z USA, Niemiec, Kanady, Francji.
Jerzy Kamiński, reporter ukazującej się w Oławie "Gazety Powiatowej", autor pracy magisterskiej o "wizjonerze" (jako przyszły filolog analizował pseudoliteracką "twórczość" na jego cześć) twierdzi, że Domańskiemu nigdy nie brakowało pieniędzy. Co najwyżej miał problemy z urzędnikami. - Jednak iwtej kwestii zawsze mógł liczyć napomoc wiernych zcałej Polski, którzy słali pisma doinstytucji, odktórych zależał los budowy - podkreśla Kamiński.
- To była typowa samowolka, ale dziś, mając nawzględzie fakt, że pan Domański przysporzył miastu sławy, pewnie przymknęlibyśmy nanią oko - mówi Ewa Szczepanik, sekretarz Urzędu Miasta w Oławie. Przyznaje, że choć do "objawień" Domańskiego ma stosunek ambiwalentny, była poruszona widokiem tysięcy pielgrzymów, często starszych, schorowanych, którzy sporą odległość pomiędzy bramą wejściową do "sanktuarium" a kościołem pokonywali na kolanach.
W połowie lat 90. na hektarze pola, które Domański otrzymał od jednego z wiernych, zbudowano kaplicę Bożego Pokoju, kościół na 2000 osób, dom pielgrzyma, obiekty hotelowe, toalety, parking, a nawet drogę krzyżową. Obok sanktuarium stanął też okazały dom, w którym zamieszkał "wizjoner" z rodziną. Wartość tych obiektów szacowano na ok. 200 mln zł.
Początkiem końca legendy związanej z "cudem" w Oławie było zarejestrowanie przez ludzi, skupionych wokół Domańskiego, Stowarzyszenia Ducha Świętego. Kościół, który nigdy nie uznał tego "cudu", za pośrednictwem wrocławskiej kurii wydał oświadczenie, w którym nazwał stowarzyszenie "sektą".
Jednak także i Domański swoimi decyzjami i wystąpieniami przyczynił się do tego, że wśród oławskich pielgrzymów przybywało niedowiarków. A to ogłosił, że nagrał na magnetofon głos Matki Bożej, a to wmawiał, że dziewczyna imieniem Krystyna, która nagle zaczęła się pojawiać na działkach, przemawia słowami Rodzicielki Jezusa Chrystusa. - Trudno było wto wierzyć, bo dziewczynę, która przez pewien czas dobrze grała swoją rolę, zaczęto nagle spotykać wPeweksie, gdzie kupowała alkohol imarkową odzież. Wtedy Domański zakazał jej spotkań zpielgrzymami. Tłumaczył, że Krystynastraciła łaskę objawień, arazem z____nią mowę - relacjonuje Jerzy Kamiński.
Kolejną osobą, która nie najlepiej wpisała się w historię oławskiego cudu był 17-letni Maciek Obodziński, syn Mariana, osoby blisko związanej z Domańskim. 8 września 1997 r. Kazimierz Domański ogłosił, że wolą Matki Bożej Maciek Obodziński będzie jego następcą. - Następnego dnia ojciec Maćka złożył w____pracy wymówienie - opowiada Jerzy Kamiński. - Wrozmowie ze mną argumentował, że postawił nacoś ważniejszego niż kariera, naStwórcę. Matka Boża miała mu powiedzieć, że dobrze zrobił. Matka Boża rozkazała też, żeby Maciek przerwał naukę. Poszedł więc doszkoły i____zabrał papiery syna.
Od tamtego czasu Marian Obodziński, "doktor inżynier", co często podkreślał, dawał żywe świadectwo pielgrzymom, że nie tylko prości ludzie wierzą w objawienie, ale też posiadacze tytułów naukowych. No i czuwał nad synem, który wkrótce miał przejąć przywództwo w Oławie. Nie przejął. Bo w Maćka coś wstąpiło.- To coś, to była grupa satanistów, z_którymi chłopak zaczął się włóczyć pookolicy, sypiając nadworcach - wspomina Jerzy Kamiński.
Te i inne wydarzenia, a także opowieści Domańskiego, jakoby w jego domu bywał Jan Paweł II, który według "wizjonera" miał mieć zdolność bilokacji, czyli jednoczesnego przebywania w dwóch miejscach, mocno zaszkodziły legendzie oławskiego "cudu". Najbardziej jednak do upadku legendy przyczyniły się kościelne władze, które nałożyły karę interdyktu na wiernych, ostrzegając, że osoby uczestniczące w obrzędach i przyjmujące sakramenty w "sanktuarium" Domańskiego nie będą mogły w swoich parafiach otrzymać rozgrzeszenia, przyjmować komunii św., być rodzicami chrzestnymi lub świadkami bierzmowania, a nawet mieć chrześcijańskiego pochówku.
"Każdy, kto ściągnął na siebie taką karę, może zostać z niej uwolniony tylko przez biskupa diecezjalnego lub przez wyznaczonego przez niego kapłana" - ogłosiła w specjalnym komunikacie wrocławska kuria.
Wstrzymało to potok pielgrzymów i strumień pieniędzy, które płynęły na rozbudowę i utrzymanie sanktuarium. Wszystkie te kłopoty miały zapewne wpływ na pogorszenie się stanu zdrowia Kazimierza Domańskiego. Na początku 2002 r. zaczął poważnie chorować na serce. Kilka miesięcy później - 21 czerwca - zmarł na udar mózgu. Miał 67 lat.
Jerzy Kamiński, który ma bodaj najpełniejszą dokumentację na temat oławskiego "cudu", mówi, że śmierć "wizjonera" była szokiem dla jego zwolenników i ogromnym problemem dla rodziny. Mieszkańcy miasteczka zastanawiali się, czy kuria zezwoli na katolicki pogrzeb. Podobno Bronisława Domańska, żona zmarłego, już wtedy zaczęła ciche pertraktacje z kurią na temat ewentualnego przekazania Kościołowi wartych wiele milionów nieruchomości, wchodzących w skład "sanktuarium". Zapewne dlatego Kościół wydał zgodę na katolicki pochówek "wizjonera".
Rok temu "sanktuarium" zostało oficjalnie przejęte przez wrocławską kurię metropolitalną. W obiektach tych ma powstać centrum formacji chrześcijańskiej i ośrodek rekolekcyjny.
- _Ztymi planami łączę duże nadzieje. Historia związanazrzekomymi objawieniami to rozdział zamknięty inie ma poco doniej wracać
- kwituje sprawę abp Marian Gołębiewski, metropolita wrocławski. Pytany o pomnik wizjonera stojący przy świątyni, a wzbudzający niegdyś wiele emocji wśród hierarchów, zapewnia, że zostanie na swoim miejscu.
W Nowym Otoku, dzielnicy Oławy, w miejscu rzekomych "objawień" Kazimierza Domańskiego utworzono parafię, 295. w archidiecezji wrocławskiej. W trzydziestotysięcznym miasteczku nie była potrzebna nowa parafia, ale kuria wiedziała, co robi. Kościół, zbudowany przez Domańskiego i jego zwolenników z rzekomo "cudowną" figurą Matki Boskiej, otwierany jest obecnie tylko kilkanaście minut przed nabożeństwem. Pielgrzymi, którzy nie wiedząc o tym, przyjadą do Oławy, najczęściej zastają "sanktuarium" zamknięte. M.in. dlatego przybywa ich tu coraz mniej.
Naciągacz czy wizjoner? W opinii Jerzego Kamińskiego, który przeprowadził z Kazimierzem Domańskim wiele rozmów, nie był on oszustem.
- Głęboko wierzył wten swój "cud" nadziałkach. Wszystko, co się potem wydarzyło, awiązało się zrzekomymi objawieniami -cały ten szum, tłumy pielgrzymów, reakcja kurii -było wynikiem manipulacji wielu różnych ludzi, którzy otaczali Domańskiego - mówi Kamiński.
Podobnego zdania jest Ewa Szczepanik, sekretarz Urzędu Miasta w Oławie. - Domański nie był hochsztaplerem. Był człowiekiem bardzo religijnym, fanatykiem obdarzonym charyzmą. Stąd jego nieprawdopodobny wpływ naludzi, wręcz uwielbienie ze strony tłumów. Apozatym najwięcej pielgrzymów przybywało tu wbardzo trudnych dla Polaków latach 80. inapoczątku 90. Możnapowiedzieć, że wPRL-u"cud" iwszystko, co się z____nim wiązało, był nie tyle zjawiskiem nadprzyrodzonym, co politycznym.
Wśród mieszkańców Oławy zdania na temat objawień są podzielone. Bodaj więcej jest sceptyków, którzy przypominają, że Domański za datki od swoich zwolenników wybudował nie tylko świątynię, ale też dom dla siebie i rodziny.
- Wielu mu zazdrościło. Abyło czego. Tłumy wielbicieli, sława, nie tylko wPolsce, również za____granicą. To budziło zawiść miejscowych - mówi pan Jan, jeden z oławskich sklepikarzy. Choć w kwestii cudów należy raczej do grona sceptyków, żałuje, że liczba pielgrzymujących do Oławy jest obecnie znikoma. Bo chociaż przyjeżdżali tu ludzie mniej zamożni, to bywały dni (zwłaszcza w maju i czerwcu), że pan Jan na samych drożdżówkach i napojach miał dzienny utarg w granicach kilkuset obecnych złotych.
Największe straty w związku ze śmiercią Domańskiego ponieśli oławscy taksówkarze. Co prawda pielgrzymi przyjeżdżali głównie pociągami, ale z dworca PKP do Nowego Otoka jest dobrych kilkanaście kilometrów. Nawet biedniejsi korzystali więc z taksówek. Komunikacja miejska w Oławie dopiero od niedawna funkcjonuje jako tako.
Piotr Drwal, dziś emeryt, pod koniec lat 80. taksówkarz, kursując wysłużonym volvo pomiędzy stacją kolejową w Oławie a sanktuarium w Otoku, w ciągu trzech lat zarobił na nowego poloneza. W ciągu następnych pięciu nabył działkę i zaczął budować dom. W okresie największego nasilenia ruchu pielgrzymkowego wokół miasteczka powstały całe skupiska domków jednorodzinnych. Szczególnie okazałe przy drodze na Strzelin, w pobliżu "sanktuarium". Mieszkający tu ludzie dorabiali, sprzedając pielgrzymom zapiekanki czy gorącą herbatę, ale nie tylko. W świąteczne dni, gdy do Oławy zjeżdżały pełne autobusy wiernych, a wśród nich sporo osób chorych, miejscowi organizowali wypożyczalnię wózków inwalidzkich, jak również oferowali pomoc postawnych przewodników, którzy w razie potrzeby mogli zanieść przybysza na rękach do kaplicy, gdzie rzekomo zdarzały się "cudowne" uzdrowienia.
Oławski "cud" przyćmił wszystkie inne podobne zdarzenia. A były one w Polsce w drugiej połowie lat 80. i na początku 90. liczne. Gdy w kraju rozpoczęły się głębokie przemiany społeczno-polityczne, co dla wielu ludzi oznaczało zmianę dotychczasowego sposobu życia i niepewność jutra, Kazimierzowi Domańskiemu przybyło konkurentów. Jednym z nich był Stanisław Kaczmar, traktorzysta z PGR-u w Chotyńcu na Podkarpaciu, który na początku lat 90. obok swojego domu postawił - na rozkaz z nieba - prywatny kościół. Zbudował też z kamieni grotę, w której rzekomo trysnęło cudowne źródełko i zaczął "leczyć" ludzi "cudowną" wodą, ziołami oraz wypraszaniem dla nich zdrowia. Oczywiście, nie robił tego za darmo.
Dziennikarze przemyskiego "Pogranicza" zadali sobie trud, aby odkryć źródło "objawień" Kaczmara. Okazało się wówczas, że "przemawia" on do tłumów słowami znanego włoskiego mistyka, księdza Stefano Gobii. Od tamtego czasu "wizjoner" z Chotyńca nie rozmawiał z przedstawicielami prasy. Czasem, gdy któryś z nich był bardziej natrętny, wysyłał żonę, która już od progu nowego, okazałego domu krzyczała: "Matka Boska zakazała Stasiowi rozmawiać z dziennikarzami". W ten sposób "wizjoner" próbował zniechęcić do pisania o nim również reporterkę "Dziennika Polskiego".
Pielgrzymi nie chcieli słyszeć, że to, co robi Kaczmar, jest wielką mistyfikacją. Dawali wiarę nawet takim opowieściom syna wizjonera, że "Matka Boska podarowała ojcu złoty pieniążek, który sprzedał w antykwariacie w Krakowie i za te pieniądze kupił auto".
Mieszkańcy Chotyńca od samego początku odnosili się do rzekomego wizjonera z nieufnością. Nie mieli wątpliwości, że "zwykły chłop zrobił z siebie cudotwórcę, żeby na tym zarobić". Widzieli, że Kaczmar w okresie największej prosperity wybudował dom, a każdemu z trzech synów kupił samochód.
Kilka lat temu, gdy wiara w cudowne objawienia nie tylko w Oławie osłabła, Stanisław Kaczmar przekazał notarialnie swój "prywatny" kościół przemyskiej Caritas.
Kolejnym "wizjonerem" z tamtego okresu był Krzysztof Czarnota z Okonina koło Grudziądza. Matka Boża objawiła mu się po raz pierwszy 14 czerwca 1990 r. Rok później głos Maryi usłyszał Stefan Gwiazda z Wykrotu koło Ostrołęki. Chociaż miejscowości te dzieli wiele kilometrów, a "wizjonerzy" nie znali się osobiście, ich "przekazy" były zadziwiająco podobne do siebie. Okazało się, że czerpali z tego samego źródła, co Kaczmar - z wydanej w 1984 r. książki ks. Stefano Gobiiego pt. "Do kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej". "Przekazy" polskich "wizjonerów" to nierzadko dokładne powtórzenie całych akapitów tej książki. Czasami ponosiła ich jednak fantazja i wtedy w przepisany tekst wplatali własne przemyślenia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski