Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cukierek za szybą

Redakcja
Pod koniec marca stowarzyszeniu o trochę rozwlekłej nazwie - Komitet Mieszkańców Dobczyc na rzecz Udostępnienia Jeziora Dobczyckiego dla Rekreacji, które założyli Jerzy Czerwski, Piotr Idzi, Andrzej Gajda, Robert Ślęczka oraz Tadeusz Bochnia - "stuknie" pięć lat istnienia i zabiegów o normalizację sytuacji na zalewie oraz wokół niego. Pięć lat bez oczekiwanych efektów, bo do tej pory nie przekazano akwenu do wykorzystania.

Co dalej z Jeziorem Dobczyckim?

   - To jest już swoista paranoja. Zawsze przy takich okazjach "obrońcy" spokojnego zalewu wytaczają stary argument - i zawsze ten sam - że najważniejsza jest ochrona środowiska i wody płynącej do Krakowa. Uszy od tego puchną, a czy któryś z decydentów, strażników mocno nadwerężonej dziewiczości tej wody, pomyślał, jak bardzo nasza miejscowość, a także leżące nad jeziorem wioski tracą na skutek obowiązującego dzisiaj bezruchu. Rok w rok ważniejsza jest woda niż możliwość uczynienia z martwego zalewu atrakcji turystycznej, także dla mieszkańców Krakowa - irytacji nie kryje jeden z inicjatorów powstania komitetu Piotr Idzi.
   Andrzej Gajda, inny działacz tego komitetu, dodaje: - Podobny zbiornik retencyjny znajduje się w Sulejowie na rzece Pilica, skąd woda płynie do pobliskiej Łodzi, i tam "usportowienie" jeziora jakoś nikomu nie przeszkadza. Od wielu już lat marnuje się olbrzymia szansa rozwoju nie tylko Dobczyc, ale i całego regionu.
   Z faktu, że dosłownie w zasięgu ręki znajduje się pięknie położony zalew dla mieszkańców Dobczyc i Krakowa nie wynika dosłownie nic. Z zalewem jest jak z cukierkiem za szybą. Niby jest, a w zasadzie go nie ma.

   Podobnie jak z Rabą poniżej zapory, płynącą tak zimnym nurtem, że mało kto w upalny dzień chce się w niej popluskać. Dobczyce i jego Zarabie, nie wliczając w to Ośrodka Sportu i Rekreacji "Dobek" przy Turystycznej, w porównaniu z podobnymi w Myślenicach i Gdowie, nie znaczą prawie nic.
   Jezioro w "areszcie", korona zapory o długości 617 metrów, swego czasu ulubiony deptak spacerowy, zamknięta na cztery spusty, a wejście na nią obłożone jest karą. Poza zamkiem, skansenem, górnym kościołem św. Jana Chrzciciela, z którymi to zabytkami turysta szybko sobie poradzi, nie czeka go prawie nic w mieście, które powinno żyć turystyką i z turystyki. Martwe, puste jezioro przekłada się na znacznie mniejsze obroty miejscowych sklepikarzy, restauratorów. - Lato minionego roku__sprzyjało turystom, chcącym odwiedzić nasze miasto- wyjaśnia Robert Ślęczka, właściciel restauracji "Mozaika". - Ale w Gdowie, Myślenicach były ich w przeciwieństwie do nas przysłowiowe tłumy. W lipcu ubiegłego roku jak wydałem 4-5 obiadów dziennie, to było dobrze, a rok wcześniej wydawałem ich kilkanaście razy więcej. Gdy pytałem turystów o wrażenia, odpowiadali, że owszem, piękne miasto, ale nie wykorzystuje swoich możliowści.
   - A przecież powinno być inaczej - tłumaczy Andrzej Gajda. - W 2000 r. byliśmy bliscy przełamania marazmu w sprawie ożywienia zbiornika. Zebraliśmy wówczas 6100 podpisów pod petycją o uwolnienie jeziora dla ludzi, bardzo dużo osób było z Krakowa. Na przystani MPWiK w Brzączowicach czekał na wypłynięcie spacerowy statek "Dariusz" z homologacją, była wytyczona trasa rejsów, przygotowano parkingi dla turystów w przepisowej odległości 600 metrów od lustra wody. Był to jednak tylko piękny sen, zakończony przykrym przebudzeniem. Za wodą dla potrzeb rekreacji opowiedział się swego czasu prezydent Kwaśniewski, goszczący w Brzączowicach. Ale nadal z niejasnych powodów obowiązuje rozporządzenie z 14 września 1982 r., wydane przez Wydział Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej Urzędu Miasta Krakowa, na mocy której zalew jest wodną strefą ochrony sanitarnej ujęcia wody pitnej dla Krakowa. Minęło 21 lat, zmieniła się historia naszego kraju, a ta decyzja nadal jest niczym święta krowa.
   Jezioro Dobczyckie - źródło wody pitnej dla Krakowa. Zalew, który powstał w wyniku przegrodzenia rzeki Raby zaporą ziemno-betonową kusi od lat tysiące ludzi swoim niezaprzeczalnym urokiem. Jednak tylko kusi, bowiem to jezioro o powierzchni 1065 ha, ciągnące się na długości 10 km, jest ciągle akwenem nie dla ludzi. Przez dwa lata i pięć tygodni w latach 1985-1987 napełniano nieckę wodą, która potem została ogrodzona na długości 36 km wzdłuż jeziora, pod wodą znalazło się 216 gospodarstw rolnych i domostw, i na tym koniec.
   Turystom, wodniakom, wreszcie tubylcom z Dob-czyc i rejonu nadbrzeżnego wara od tego jeziora. Naiwnym turystom, a zawsze się tacy znajdą, liczącym, że coś się może w tej sprawie zmieniło, po wejściu na wzgórze zamkowe i przed wejściem na zamek pozostaje tylko piękny widok na wodę z jeszcze piękniejszej perspektywy - poprzez pręty. To znamienny symbol. Swoistej niemocy, niechęci? Z czyjej strony?
ANDRZEJ DOMAGALSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski