Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cukierki dla fanów

Redakcja
Fot. Robert Ceranowicz
Fot. Robert Ceranowicz
Właśnie otrzymali aż... siedem nominacji do „Fryderyków”. Jak na debiutantów to rzecz niespotykana. Bo przecież wydali tylko jeden album – „Ano” – która sprawił, że stali się ulubieńcami krytyki i publiczności. Biff – zagrają w Krakowie w niedzielę wieczorem 7 marca w klubie „Żaczek”.

Fot. Robert Ceranowicz

Nie wierz nikomu po trzydziestce

„Świetne melodie, intrygujące teksty, nonszalanckie aranże i ekspresyjna wokalistka, powodują, że nie można przejść obok ich debiutanckiej płyty obojętnie” – pochwalił ich Artur Rojek z Myslovitz. Czy to możliwe, żeby zespół z trzyletnim stażem nagrał taki materiał? No właśnie – tutaj jest haczyk. Bo choć Biff działa od 2006 roku, w skład zespołu wchodzą doświadczeni muzycy związani z legendą polskiej psychodelii – grupą Pogodno. Mowa o śpiewającej Ani Brachaczek i gitarzyście ukrywającym się pod wdzięcznym pseudonimem Hrabia Fochmann.

- W pewnym momencie Pogodno tworzyło aż osiem osób. Nie mieściliśmy się w busie i akurat my dwoje musieliśmy czasem dojeżdżać na koncerty pociągiem. Mieliśmy tego dosyć i postanowiliśmy założyć własną grupę – śmieje się Ania.

Najpierw występowali tylko we dwójkę – głównie na wieczorkach poetyckich i wernisażach zaprzyjaźnionych artystów. Z gitarami akustycznymi, mylnie wpisano ich w nurt nowej fali folku. Kiedy jednak dołączyła do nich sekcja rytmiczna Pogodno – basista Michał Pfeif i perkusista Jarek Kozłowski – wszystko stało się jasne. Biff to przebojowy rock`n`roll grany z punkową werwą i z psychodelicznym nastawieniem.

- Od początku był taki zamiar. Chcemy pisać ekspresowe piosenki ze zwrotkami i refrenem, żeby ludzie mogli je od razu zanucić – podkreśla Hrabia Fochmann.

Kiedy grupa miała na tyle utworów, by ułożyć z nich debiutancki album, zainstalowała się we wrocławskim studiu Marcina Borsa. Tam proste i melodyjne piosenki nabrały nowoczesnego szlifu.
- Marcin ma w studiu setki dziwnych instrumentów, jakieś Moogi czy Rolandy, głównie klawisze. Prawie co dzień kurier przynosi mu nowy gadżet. No i oczywiście trzeba go wypróbować. Dlatego w kilku kawałkach Marcin dograł coś od siebie – i wtedy wyszło bardziej elektronicznie – wyjaśnia Hrabia Fochmann.

Debiutancki album Biff – „Ano” – zaskoczył wszystkich bogactwem dźwięków. Część zawartych na nim nagrań buchało surową energią mocnych gitar i bębnów, a inne porywały do tańca rytmicznym bitem electro lub koiły rozmarzoną psychodelią. Zabiegi produkcyjne Borsa nie pozbawiły ich jednak zaraźliwych melodii – czegoś, dzięki czemu Biff mógł liczyć na szeroką popularność.

Ważnym elementem piosenek zespołu okazały się teksty Ani Brachaczek – subiektywne, pełne abstrakcyjnego humoru, ale niosące celne spostrzeżenia obyczajowe i odsłaniające bogatą wyobraźnię ich autorki.

- Czasem słowa spadają mi razem z zasłoną w oknie pociągu, a kiedy indziej podczas jazdy samochodem. Najczęściej zapisuję je w komórce jako niewysłane SMS-y. I potem oboje z Hrabią męczymy się nad nimi – żartuje.

Tuż po wydaniu płyty, Biff wyruszył na trasę koncertową. Ci, którzy nie przegapili mało znanego wtedy zespołu, mogli przekonać się, że grupa świetnie wypada na żywo. Oczywiście w centrum zainteresowania widzów jest Ania Brachaczek – najczęściej pojawia się ona w szalonych kreacjach, które nie przeszkadzają jej jednak w tanecznych pląsach. Zdarza się również, że wokalistka ma dla widzów dodatkowe atrakcje – choćby strzelające pod sufit confetti czy pyszne cukierki, którymi częstuje fanów. Czy można przegapić taki koncert?

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski