Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cygan, Bućko i reszta

Redakcja
Ich narzędziem pracy jest doskonały węch. Potrafią znaleźć ofiarę lawiny czterysta razy szybciej, niż zrobiłby to człowiek.

MICHAŁ M. KOWALSKI

MICHAŁ M. KOWALSKI

Ich narzędziem pracy jest doskonały węch. Potrafią znaleźć ofiarę lawiny czterysta razy szybciej, niż zrobiłby to człowiek.

   Słoneczne przedpołudnie. W rejonie skutego lodem Czarnego Stawu pod Rysami pracuje dwudziestu ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Horskiej Służby z dziesięcioma psami. Dwa miesiące wcześniej potężna lawina, która zeszła spod wierzchołka Rysów, pogrzebała tutaj sześć osób. Psy są wyraźnie zainteresowane dwoma miejscami w rejonie szczeliny brzegowej Czarnego Stawu, w których najwyraźniej coś poczuły.
   To potwierdza przypuszczenia ratowników, że ofiary lawiny zostały wtłoczone przez masy śniegu do jeziora. Nie można jednak nic zrobić - pokrywa lodu na stawie ma ponad pół metra grubości. Pozostaje czekać do wiosny. Wówczas także jako pierwsze na lawinisku pojawią się psy.
   Pierwsi czworonożni ratownicy pojawili się w polskich górach trzydzieści pięć lat temu podczas pamiętnej akcji poszukiwawczej w karkonoskim Białym Jarze. Psy, które poszukiwały ciał dziewiętnastu turystów pogrzebanych pod zwałami śniegu, nosiły jednak emblematy czechosłowackiej Horskiej Służby. Na pierwsze psiaki służące w Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym trzeba było poczekać jeszcze sześć lat.
   W 1974 r. ówczesny szef szkolenia GOPR Eugeniusz Strzeboński podpisał umowę z Martą Gutowską, kynologiem i weterynarzem z Rzeszowa, która zobowiązała się szkolić psy ratownicze. Najpierw w Grupie Sudeckiej GOPR - Turnię i Cezara. Jeszcze pod koniec 1974 r. Marta Gutowska zakupiła i przeszkoliła pierwszego czworonożnego ratownika dla Grupy Tatrzańskiej - Cygana, 16-miesięcznego owczarka niemieckiego. Na psiarczyka, czyli opiekuna psa, wybrano słynnego Józefa Uznańskiego "Ujka", który w przeciwieństwie do swojego nowego partnera był wówczas zupełnie "zielony".

Z własnymi zasadami

   W grudniu tego samego roku na Kalatówkach zorganizowano pierwszy w Polsce kurs psów lawinowych, a Marta Gutowska opracowała wkrótce "Zasady pracy z psem lawinowym w akcji ratowniczej".
   Drugim czworonożnym ratownikiem tatrzańskim, także przeszkolonym w Rzeszowie, został w 1975 r. Burek, a właściwie Best Jad Mar - bo takie nosił imię, zanim trafił do Zakopanego. Opiekował się nim Wincenty Cieślewicz, kierownik schroniska na Polanie Chochołowskiej, który organizował wówczas przy Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym podkomisję szkolenia psów ratowniczych. Trzecim i zarazem najsłynniejszym psem ratownikiem w Tatrach był Bućko Franciszka Spytka.
   - Otrzymałem go od sąsiada. Opracowałem własny system szkolenia. Miałem dodatkową motywację, bo sam byłem pod śniegiem - wspomina ratownik. 1 lutego 1972 r. lawina wygarnęła go spod Bandziocha Mięguszowieckiego. Koledzy byli pewni, że nie żyje.
   Bućko miał osiem miesięcy, gdy w lawinie znalazł pierwszego człowieka. Było to w Dolinie Roztoki, a zasypany leżał pod śniegiem sześć dni. Początkowo lawinisko przeszukiwały bardziej doświadczone psy - Cygan i Burek. - Szeptałem psu do ucha i słyszałem komentarze: Patrzcie, Franek tłumaczy, jak ma szukać - wspomina ratownik. - Kiedy przyszła nasza kolej, Bućko pobiegł na czoło lawiny i znalazł ciało.
   Bućko miał wyjątkowy węch. Trzy razy zdobywał pierwszą klasę (najwyższy stopień wśród psów ratowniczych) - zachodnioniemiecką, czechosłowacką i polską. Pracował na śladzie, rewirze, w lawinie, latał śmigłowcem i jeździł skuterem. Był też pierwszym tatrzańskim psem ratowniczym, który "posługiwał się" radiem.
   - Podpatrzyłem to w "Czterech pancernych", gdzie próbowali przypiąć Szarikowi radiostację wojskową - tłumaczy Franciszek Spytek. - Bućko nosił odbiornik na kłębie, przypięty do uprzęży. Przyznam, że początkowo miałem kłopoty, bo na tej samej częstotliwości pracowali wszyscy ratownicy. Bućko jednak nauczył się rozpoznawać mój głos i nie było żadnych problemów. Chciałbym wprowadzić z powrotem ten system pracy dla naszych psów ratowniczych, bo łączność jest niezbędna.
   Talent i nos Bućka został doceniony nawet przez osoby spoza GOPR. Wraz z opiekunem był wynajmowany przez milicję do pracy na południu Polski i odnalazł dwie ofiary zabójstw. Milicjanci chcieli, aby poszukiwał nielegalnej broni i wydawnictw, ale od tego Franciszek Spytek zdołał się wykręcić. Poleciał za to z Bućkiem do Kaszmiru, aby poszukiwać zaginionych polskich himalaistów.
   Później przez Grupę Tatrzańską GOPR, a następnie przez TOPR przewinęło się jeszcze kilka psów, m.in.: Plis Jaśka Roja, Parys Zdzisława Hołego, Step Stanisława Wawrytki, Wolf Jacentego Urbaniaka i Drag Mieczysława Kołodziejczyka. Obecnie emblematy TOPR nosi pięć czworonożnych ratowników: Black Adama Maraska, Piorun Lesława Riemena, Vero Jerzego Maciaty, Yessi Piotra Bednarza oraz dwaj kadeci - Major Mieczysława Kołodziejczyka i Grom Franciszka Spytka. Powoli na psią emeryturę odchodzi doświadczony Bayer Tomasza Osuchowskiego.
   - Żeby teren był zabezpieczony, potrzebujemy sześciu psów - twierdzi właściciel Groma. - To wszystko wiąże się jednak z kosztami i dlatego zaczynamy szukać poważnych sponsorów.
   Pogotowie w miarę możliwości zapewnia utrzymanie psa. O wyżywienie czworonożnych ratowników dba jeden ze sponsorów - firma Pedegree Pal, w osobie swojego przedstawiciela Jana Konopackiego. Oczywiście problemy finansowe pogotowia odbijają się także na psach ratowniczych, które nie mają takiego wyposażenia, o jakim ich opiekunowie mogliby marzyć. Psiarczycy radzą sobie jednak, jak mogą. Gdy dostali od zakładu komunalnego pojemniki na śmieci, przerobili je na boksy dla psów. Dzięki temu czworonogi mogą być przewożone na lawinisko na sankach, za skuterem.
   - Mamy poważny problem z ubezpieczeniem - przyznaje Piotr Bednarz, który sam szkoli na ratowników dwie suczki - Yessi i dwunastomiesięczną Tussi. - Chciałem ubezpieczyć moją Yessi na 10 tys. zł. Powiedziano mi, że to niemożliwe.
   Pod koniec zeszłego roku przy Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym powstała komisja psów ratowniczych. Psiarczycy zamierzają stworzyć w Zakopanem ośrodek szkoleniowy z prawdziwego zdarzenia.
   - Przez pewien okres szkolenie psów ratowniczych było w TOPR bardzo zaniedbane - ubolewa Franciszek Spytek, który na kilka lat wycofał się z pracy w pogotowiu. - Początkujący psiarczycy nie potrafili stworzyć własnego programu ani ośrodka szkoleniowego. A psy są potrzebne i wciąż musimy o tym przekonywać ratowników odpowiadających za akcje. Na szczęście Jan Krzysztof jest pierwszym naczelnikiem, który popiera pracę psów lawinowych.
   Początkowo większość ratowników traktowała zatrudnianie psów w pogotowiu jako fanaberię. Niejednokrotnie psiarczycy byli lekceważeni i wyśmiewani. Teraz wśród toprowców trudno znaleźć osobę, która nie docenia roli psów podczas akcji ratowniczych.
   - Szacuje się, że wyszkolony pies może znaleźć ofiarę pod śniegiem czterysta razy szybciej niż człowiek - podkreśla Piotr Bednarz. - Przy dobrym, niezbitym śniegu potrafi wyczuć osobę znajdującą się na głębokości czterech metrów. Ratownicy twierdzą, że jeden metr śniegu na twarzy przysypanego, to jedna godzina życia, dwa metry - to już tylko pół godziny.
   Wyszkolony pies może pracować na lawinisku non stop przez 45 minut, a po przerwie jest gotowy ponownie włączyć się do akcji. Franciszek Spytek podkreśla, że psy ratunkowe i użycie śmigłowca znacznie zwiększają szansę na przeżycie ofiary lawiny. Wspomina, jak wraz z Bućkiem w pół godziny trafił spod domu na lawinisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich.
   - Śmigłowiec wylądował w moim ogrodzie - mówi ratownik. - Wyskakiwaliśmy z ośmiu metrów. Gdy Bućko odsapnął, poszliśmy szukać. Okazało się, że nie wiedząc o tym, stałem na przysypanym. Pies podbiegł do mnie i zaczął kopać. Zrobił dziurę w śniegu i zniknął. Dotarliśmy do tego człowieka po czterdziestu pięciu minutach, ale niestety już nie żył. Było mi tak głupio, że nie zdążyliśmy... Dowiedziałem się później od lekarza, że nie mógł przeżyć, bo miał bardzo poważne obrażenia wewnętrzne.
   Z kolei Piotr Bednarz wspomina akcję pod Polskim Grzebieniem, w słowackiej Dolinie Białej Wody. Do TOPR zadzwonił jeden z polskich turystów, alarmując, że jego kolegę porwała lawina.
   - Poleciał tam nasz śmigłowiec z Lesławem Riemenem, Jurkiem Maciatą oraz ich psami - mówi ratownik. - Słowacy dopiero się szykowali, bo dostali wiadomość z centrali TOPR. Po dziewięciu minutach Piorun Sławka Riemena znalazł zwłoki. Gdy przylecieli Słowacy, nasi pokazali im miejsce i odlecieli.
   Niestety, pomimo znakomitego wyszkolenia psy ratownicze najczęściej odnajdują w lawinach zwłoki. Tak jest na całym świecie.
   - W większości przypadków ludzie przysypani przez lawinę giną i będą ginąć. My jesteśmy od tego, żeby ten procent zmniejszyć - przyznaje Franciszek Spytek.

Pewne rasy odpadają

   Nie każdy pies może zostać ratownikiem. - Musi być psychicznie "ustawiony", wyzbyty agresji, ale jednocześnie mieć duży temperament - tłumaczy Piotr Bednarz. Podkreśla, że ważna jest doskonała współpraca z opiekunem.
   Liczy się także rasa. Nie przez przypadek psy ratownicze to w większości owczarki niemieckie. Piorun jest krzyżówką owczarka niemieckiego z malamutem, a Major - tak jak jego poprzednik Drag - sznaucerem olbrzymim.
   - Mieliśmy też jednego owczarka podhalańskiego, ale pewne rasy po prostu się do takiej pracy nie nadają - mówi Piotr Bednarz.
   Jest także bariera wieku. Toprowcy twierdzą, że pies, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z ratownictwem, powinien mieć od trzech miesięcy do roku.
   Ratownicy tatrzańscy wprowadzili na wzór zachodnioeuropejski trzy klasy naszych psów ratowniczych: klasa A to psy dobrze pracujące na lawinach, klasa B oznacza psa dobrze pracującego w warunkach śnieżnych oraz w innej porze roku, rewirującego i umiejącego pracować na tropie, wreszcie grupa C to psy pracujące w każdym terenie i warunkach dopasowanych do możliwości fizycznych, umiejące działać wybiórczo, czyli znaleźć określoną osobę w grupie ludzi, oraz psy, które mogą pracować z innym przewodnikiem i w zespole innych czworonożnych ratowników.
   Przewodnik psa musi mieć niezbędne doświadczenie. Może nim zostać toprowiec o stopniu ratownika tatrzańskiego, mianowany przez naczelnika. - Nie możemy się bawić w dochodzących amatorów. To ryzyko i odpowiedzialność - zapewnia Franciszek Spytek. - Dopiero nos psa i górskie doświadczenie przewodnika przynoszą efekt.
   Kandydat na przewodnika, zanim otrzyma psa, powinien pracować wcześniej w charakterze pomocnika lub pozoranta. Musi także mieć warunki do utrzymania psa i znać podstawy jego pielęgnacji. Ważne jest samodzielne szkolenie.
   - Po pewnym okresie instruktor powołuje psa z opiekunem na kurs kwalifikacyjny - tłumaczy Franciszek Spytek. - Po kilkudniowych ćwiczeniach pies otrzymuje ocenę, książeczkę kwalifikacyjną i pełne oznaczenia TOPR.
   Kurs kwalifikacyjny odbywa się raz do roku. Dwa razy - jesienią i wiosną - toprowcy organizują szkolenia przedsezonowe. Zakopiańscy regularnie uczestniczą także w szkoleniach organizowanych przez Słowaków.
   Słowacy mają dłuższe tradycje w korzystaniu z pomocy psów ratowniczych i policyjnych. Certyfikaty zdobyte na szkoleniach u naszych sąsiadów zawsze liczyły się w Europie. Najbardziej doświadczonym psiarczykiem po południowej stronie Tatr jest Stefan Zavacky. Teraz z toprowcami współpracuje jego syn, Stefan Zavacky jr. Podczas zimowych szkoleń czworonożni ratownicy szukają ukrytych pod śniegiem pozorantów i manekinów oraz zakopanych przedmiotów, tzw. fantów - czapek, rękawiczek, butów czy nart.
   Współpraca polsko-słowacka nie ogranicza się jednak tylko do wspólnych szkoleń. Ratownicy z obu stron Tatr pomagają sobie podczas dużych akcji lawinowych. Tak było pod koniec stycznia tego roku, gdy potężna lawina porwała grupę wychodzących na Rysy licealistów ze Śląska. Pierwszego dnia na lawinisku intensywnie pracowały psy TOPR. Nazajutrz nad Morskie Oko przyjechali ratownicy Horskiej Służby z sześcioma psami i to ich jako pierwszych śmigłowiec przetransportował na miejsce tragedii. Dopiero po południu zmienili ich toprowcy. Dwa miesiące później na lawinisku znowu pracowały polskie i słowackie psy - tym razem w ramach szkolenia.
   W marcu zeszłego roku, podczas szkolenia w słowackiej Dolinie Staroleśnej, polskie i słowackie psy niespodziewanie brały udział w akcji ratowniczej. Lawina, która zeszła z wysokości Staroleśnej Bramy, zasypała pięciu ski-alpinistów, w tym trzech Polaków. Ze schroniska Zamkovskiego na lawinisko wyruszyło natychmiast kilkudziesięciu członków Horskiej Służby oraz Piotr Bednarz z Yessi i Jerzy Maciata z Vero. W sumie ratownikom towarzyszyło piętnaście psów, a wkrótce nadeszła pomoc ze Smokovca. Trójka Polaków sama wydostała się ze śniegu i odkopała częściowo jednego ze Słowaków.

Pies ogadany

   Franciszek Spytek poświęca Gromowi większość wolnego czasu. Pies trafił do niego ze schroniska w Nowym Targu i chociaż ma zadatki na dobrego ratownika, wiele musi się jeszcze nauczyć, aby dorównać swojemu słynnemu poprzednikowi. Bućko spoczywa w ogrodzie swojego pana - Franciszek Spytek widzi grób z okna swojej sypialni. Przytwierdził do niego wydrążoną w środku sondę lawinową, przez którą można oddychać - to kolejny z jego wynalazków.
   Teraz ogród jest poligonem ćwiczebnym dla Groma. Doświadczony psiarczyk tłumaczy, że ciężkie treningi powinny być oparte na zabawie, a najważniejszą rzeczą jest rozmowa z psem.
   - On błyskawicznie koduje - tłumaczy Franciszek Spytek. - Wie, co to znaczy "ogon", "ucho", "wąchaj", "kop", "daj głos". Pies powinien na okrągło przebywać z przewodnikiem, bo wtedy jest ogadany.
   Psiarczycy podkreślają, że pies lawinowy szkoli się przez całe życie, przy czym najbardziej intensywna nauka trwa dwa lata - wtedy psu poświęcać trzeba do pięciu godzin dziennie. Nic dziwnego, że chętnego do opieki nad psem znaleźć nie jest łatwo. Na tablicy ogłoszeń w centrali TOPR wisi podpisana przez naczelnika kartka, informująca, że poszukiwani są opiekunowie psów ratowniczych. Podano szczegółowe wymagania, jakie powinien spełniać psiarczyk, a pod spodem znajduje się lista, na którą mogą wpisywać się wszyscy chętni. Jak na razie, jest pusta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski