Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas celebrytów

Redakcja
Trudno uwierzyć, ale za moich czasów nie było celebrytów. To znaczy istniała pewna niewielka grupa ludzi znanych i rozpoznawalnych w rodzaju Einsteina, Pendereckiego czy Bardotki, ale ich popularność nie ograniczała się włącznie do wyglądu i skandali – czegoś dokonali, czymś się wsławili.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

(Einstein to coś więcej niż szopa siwych włosów i granie na skrzypcach, talent Brigitte Bardot nie ograniczał się do buzi i biustu, a nasz sławny kompozytor, oprócz charakterystycznego wyglądu, miał w dorobku dzieła i wygrane festiwale.) Tymczasem typowy współczesny celebryta jest sławny dlatego że jest sławny. Kamera (fotograficzna lub filmowa) go lubi, a on sam nieustannie dostarcza materiału celebrytożercom często z podziwu godną determinacją (jak Paris Hilton). To bardzo istotny element zjawiska – by być celebrytą, trzeba chcieć nim być. Opowieści o nieborakach zmiażdżonych ciężarem popularności i zaszczutych przez paparazzich (jak księżna Diana) są na tyle wstrząsające, co nieprawdziwe. Jeśli ktoś nie chce się rzucać w oczy, to się nie rzuca, nie eksponuje, nie używa ekskluzywnych wozów i najdroższych hoteli...

Ale jak powiedział kiedyś profesor Bardini – od nadmiaru popularności gorszy jest jej całkowity brak. Pewna ze znanych mi gwiazd estrady z zasady nie wyjeżdża za granicę. Dlaczego? Nie może znieść, że nie jest rozpoznawana na ulicy. Teraz obecność lub nieobecność w mediach jest miarą wszechrzeczy. Np. na kiermaszu książek, przy potencjalnym nobliście puchy, ale jaki tłum u babusa, wygłaszającego w telewizji banalne pogawędki o gotowaniu

W przaśnych czasach socjalizmu, mimo że wszystko było wspólne, dość skutecznie chroniono prywatność. Przykład szedł z góry– politycy prawie nie mieli życiorysów, ich życie prywatne otoczone było ścisłą tajemnicą.

Tyle że nie była to wyłącznie nasza specyfika. Elity, szczególnie podlegające ocenie wyborców dbały, aby niekontrolowana plotka pleniła się jak najrzadziej.

Zresztą świat w ogóle był poważniejszy– w obliczu alternatywy wojna czy pokój (kryzys kubański) zagadnienie romansu Marilyn Monroe z Kennedym, było doprawdy drugorzędne.

Teraz świat ogólnie zdziecinniał i liczy się tylko to, co pokaże telewizja. A tam hierarchią świata rządzi obraz, nie logika. Zaginięcie w lesie małego Maciusia może być ważniejsze niż jakaś ustawa, zmieniająca diametralnie życie milionów.

Co gorsza, podejrzewam, że nawet transmisja z Końca Świata, np. wskutek upadku planetoidy na Ziemię, musiałaby mieć obowiązkowe przerwy na reklamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski