Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasami płacę za szczerość

Rozmawiał Przemysław Franczak
Maciej Kot (z prawej) i Łukasz Kruczek. Relacje między nimi nie są złe, ale trenować razem nie będą
Maciej Kot (z prawej) i Łukasz Kruczek. Relacje między nimi nie są złe, ale trenować razem nie będą FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa z MACIEJEM KOTEM, 23-letnim skoczkiem narciarskim z Zakopanego, który po nieudanym sezonie został przesunięty do kadry B.

– W pewnym momencie był Pan już w polskiej reprezentacji „drugi po Stochu”, teraz wylądował Pan w kadrze B. Jak to nazwać? Degradacją?

– Nie, nie odbieram tego w ten w sposób. Traktuję to jako nowy bodziec, szansę i źródło motywacji. Jestem nawet z tej zmiany zadowolony. Nie chcę wnikać, jakie były powody takich a nie innych personalnych decyzji przy ustalaniu kadr, niemniej ja jestem bardzo pozytywnie nastawiony do pracy z Maćkiem Maciusiakiem i resztą jego sztabu szkoleniowego. Myślę, że wyjdzie mi to na dobre.

– Czyli w praktyce oznacza to rozluźnienie współpracy z Łukaszem Kruczkiem?

– Teraz to Maciek Maciusiak będzie moim trenerem głównym. To on będzie pilnował realizacji planów, różne pomysły na moje skoki też będą jego. Wiadomo, że trener Kruczek jest odpowiedzialny za Puchar Świata, jest takim – można powiedzieć – selekcjonerem, więc siłą rzeczy będziemy pracować razem choćby przy okazji zawodów. Szczerze mówiąc, to mam nadzieję, że ta współpraca między grupami zacznie wreszcie odpowiednio działać, bo wiemy, jak to wyglądało w latach poprzednich.

– Jak?

– Tak trochę na zasadzie, że każdy sobie rzepkę skrobie. To nie jest dobre. Przeszkadza szczególnie w trakcie sezonu, gdy są spore przetasowania i np. skoczek z kadry B jedzie na Puchar Świata, a ktoś z kadry A na Puchar Kontynentalny. Są pewne różnice w pomysłach i planach poszczególnych grup, a to powoduje, że zawodnicy się gubią, są zdezorientowani. Wtedy takie roszady nikomu nie służą. W nowym sezonie ta wymiana zawodników też pewnie będzie dość częsta, więc mam nadzieję, że coś w tym temacie zmieni się na lepsze i wszystko będzie bardziej jednolite.

– Dla Pana ta kadra B to będzie taki twardy reset?

– Coś w tym stylu. Taki nowy rozdział, którego potrzebowałem. Mam nadzieję, że przyniesie to oczekiwane rezultaty.

– W ubiegłym sezonie trochę iskrzyło między Panem a Łukaszem Kruczkiem. On mówi teraz tak: „Maciek wychodził z rzeczami do mediów, zamiast przyjść do nas i powiedzieć, że coś mu nie pasuje”. Będzie Pan gryzł już się w język?

– Jestem człowiekiem, który zawsze mówi to, co myśli, w relacjach z mediami chcę i staram się być otwarty. Jedni to cenią, inni krytykują, ale swojego podejścia nie zmienię.

– Z przekory?

– Nie, po prostu uważam, że kibice też powinni znać kulisy, prawdę o tym, co się dzieje w reprezentacji, a nie otrzymywać tylko lukrowany obraz. Nie zawsze jest to dobrze przyjmowane przez środowisko skoków narciarskich. Ale... Wyjaśnię to tak: jeśli jestem kibicem – strzelam – siatkówki, to też chciałbym mieć jak najwięcej wiadomości, co dzieje się wewnątrz kadry. Ludzi interesują smaczki, ciekawostki, dlaczego ten został powołany, a tamten nie.

– Trenerzy więc nadal z drżeniem serca będą zaglądać do prasy?

– (śmiech) Ja też wyciągam wnioski. Lekcja płynie z tamtego sezonu taka, że faktycznie lepiej jest z różnymi pretensjami i rzeczami, które ci nie pasują, najpierw pójść do trenera. A dopiero później podać to ewentualnie do publicznej wiadomości. Na pewno źle się dzieje, gdy trener dowiaduje się o czymś z mediów.

– Pan płaci za tę swoją szczerość?

– Takie mam wrażenie. Choć prawda jest też taka, że każdego zawodnika bronią wyniki. Gdyby forma była dobra, to bym za to nie płacił. Zwalam więc wszystko na słabe skoki.

– Cel na nowy sezon jest ustalony?

– Tak, są nim regularne starty w Pucharze Świata. Zawody Pucharu Kontynentalnego nie są w kręgu moich zainteresowań. Na razie jednak chcę się wpasować w nową grupę i krok po kroku realizować program.

– Pierwszy konkurs PŚ odbędzie się w listopadzie.

– Zamierzam tam być. Dlatego tak ważny będzie dla nas wszystkich sezon letni. Trzeba będzie walczyć na dwóch frontach. W Letniej Grand Prix o powiększenie kwoty startowej w Pucharze Świata do sześciu zawodników, a jeszcze jedno miejsce będzie można zdobyć w Pucharze Kontynentalnym.

– Więcej będzie miał do udowodnienia sobie czy innym?

– Ani-ani. W ogóle nie lubię tego określenia. Wiem, kim jestem, wiem, co potrafię, chciałbym po prostu skakać tak, żebym był z siebie zadowolony.

– Zadowolony mógł Pan chyba być ze swojego rajdowego debiutu. Eksperci bardzo chwalili Pańską jazdę w Memoriale im. Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza.

– Cieszę się, że są takie opinie. Nie powiem, że było łatwo. W sumie to w ogóle się do tego nie przygotowywałem, nie było czasu na testy. Po prostu wsiadłem do auta i wystartowaliśmy. Był naprawdę spory stres, nie pamiętam, czy kiedyś przeżywałem taki na skoczni.

Bardzo pomógł mi Zbyszek Cieślar, mój pilot, który jest niezmiernie doświadczonym kierowcą. Razem stworzyliśmy fajny opis trasy, bezpieczny. Wynik nie był zły (Kot zajął 11. miejsce – red.). Może mógł być lepszy, ale z drugiej strony, gdybym pojechał szybciej, to może nie zobaczyłbym mety. Wstydu w każdym razie nie było.

– Kolejny start jest już w planach?

– To był raczej jednorazowy epizod. Wkrótce zaczynamy treningi i chciałbym skokom poświęcić się na sto procent. Żeby więc mnie za bardzo nie kusiło, to o rajdach nie myślę. No, może w maju, kiedy treningów jeszcze nie ma, zdecyduję się na jeden start, ale później odstawiam rajdy na bok i cała para idzie w skoki. Na nich zależy mi najbardziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski