Czytaj też:**Prosta recepta na powódź **
Firmy ubezpieczeniowe wpadły na to rozwiązanie już dawno. Właściciele domów stojących w miejscach gdzie podczas powodzi pojawia się woda, płacą po prostu większe ubezpieczenia. Albo ich nie płacą, bo ich na to nie stać. Ale wtedy gdy przychodzi potop, za zalane domy płaci budżet państwa, czyli my wszyscy. Także ci, którzy wybudowali się daleko od rzeki.
Włodzimierz Cimoszewicz jako premier powiedział kiedyś powodzianom, że trzeba się było ubezpieczać i dziś, m.in. z powodu tamtych słów, od lat pozostaje na obrzeżach polityki. A przecież miał rację. Teraz do tego powoli dojrzewamy – zarówno społeczeństwo, jak i władze. Nie chodzi o wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń domów zagrożonych zalaniem, ale o zdrowy rozsądek. To on nakazuje ubezpieczyć się, a właściwie zabezpieczyć, przed ewentualnym zagrożeniem. Miliony, a nie miliardy, wydane na sporządzenie map terenów zalewowych pozwolą każdemu sprawdzić, czy w jego domu będzie wody pod dach czy tylko 20 centymetrów. Tej drugiej ewentualności można się ustrzec w łatwy sposób. Powinni o tym wiedzieć przede wszystkim ci, którzy dopiero planują postawienie domu. Żeby nie musieli szybko go remontować, odgrzybiać i zbyt często ścierać wody z podłogi.
Od niefortunnej wypowiedzi Cimoszewicza minęło już 15 lat. Czy ten okres wystarczył, by zmienić naszą mentalność? Czy już wiemy, że z wielką wodą nigdy tak naprawdę nie wygramy? Okaże się, gdy przyjdzie następna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?