Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czego Państwo nie widzieli

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Zniknięcie siatkarzy z naszych ekranów tuż po triumfalnym rozpoczęciu mistrzostw świata wnerwiło mnóstwo osób, a przecież jesteśmy dopiero po pierwszej fazie turnieju. Z każdym kolejnym wygranym przez Winiarskiego i spółkę spotkaniem rośnie frustracja pozbawionych przyjemności oglądania tych wiktorii kibiców. Spodziewam się, że im bliżej nasi będą strefy medalowej, tym więcej odbiorę w redakcji telefonów rozżalonych telewidzów.

Przypomina się światowy czempionat z 1974 roku, na którym Polacy łoili skórę wszystkim jak popadnie, Ruskich nie wyłączając. Telewizja Polska nie miała praw transmisyjnych, a relacje radiowe były więcej niż skąpe, więc obywatele nad Wisłą byli zdani na przekazy prasowe (najmłodszym Czytelnikom dodam dla jasności - choć pewnie zabrzmi to jak suchar: internet dopiero raczkował w amerykańskich inkubatorach badawczych, więc o żadnych wideoblogach mowy być nie mogło). Wkurzenie narodu musiało być spore, skoro po ostatnim spotkaniu z Japonią telewizyjni decydenci poruszyli niebo i ziemię, byle tylko zdobyć nagranie z meczu. I, proszę sobie wyobrazić, zdobyli, bodaj u Hiszpanów.

Siatkówka była wówczas sportem niszowym, porównywanym z grą w świetlicowego ping-ponga. Zaledwie dziesięć lat wcześniej debiutowała na igrzyskach, więc nakłady na jej rozwój były więcej niż skromne. A ponieważ na dodatek w kółko - z małymi wyjątkami - wygrywali Rosjanie, z parkietów wiało nudą. Musiało minąć kolejnych 15-20 lat, by przebijanie piłki nad siatką przestało być passe. Prawdziwy przełom nastąpił w chwili, gdy w wyniku gwałtownego rozwoju telewizji cyfrowej pojawiło się mnóstwo kanałów, które należało czymś wypełnić. Okazało się, że siatkówka, po korektach ograniczających czas przebiegu meczu, może się stać dla widza całkiem atrakcyjnym towarem. W Polsce koniunkturę wyczuł Polsat, serwując nam nowe danie w ogromnych porcjach, dzięki czemu owa dyscyplina przegoniła popularnością żużel, nie mówiąc o koszykówce. Dość powiedzieć, że 40 lat po triumfie biało-czerwonych w Meksyku mecz otwarcia mistrzostw świata obejrzało 10 milionów telewidzów.

I na tym koniec, za resztę trzeba zapłacić. Szans na wyemitowanie na żywo w kanale otwartym finału nie ma żadnych. Tych, którzy sądzili, iż jak przyjdzie co do czego (czytaj - Polacy awansują), Polsat pęknie i odkoduje transmisję z Katowic, wszelkich złudzeń pozbawił szef sportu Marian Kmita, informując, że zabraniają tego stacji umowy z kablówkami. Polsat związał sobie ręce i to na amen. Mam więc prośbę do Czytelników, by w tej sprawie więcej do mnie nie dzwonić. To znaczy, chętnie sobie z każdym podyskutuję, ale nic więcej poza przyjemnością telefonicznego kontaktu nam z tej rozmowy nie przyjdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski