Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekają nas lata wyrzeczeń

Redakcja
Fot. Adam Wojnar
Fot. Adam Wojnar
ROZMOWA. Skarbnik LESŁAW FIJAŁ tłumaczy, jakie są przyczyny dramatycznej sytuacji finansowej Krakowa. Według niego w 2013 roku może być jeszcze gorzej, jeśli nie zostaną przeprowadzone reformy m.in. w edukacji.

Fot. Adam Wojnar

- Kraków może splajtować?

- W obecnie obowiązującym prawie nie przewiduje się upadłości gmin.

- Ale gdyby okazało się, że zabraknie pieniędzy na szkoły, wypłaty?

- Ustawa o samorządzie gminnym mówi, że w takiej sytuacji gmina sporządza plan naprawczy i może nawet na to uzyskać pożyczkę z budżetu państwa.

- Kiedy może wkroczyć komisarz do Krakowa?

- Zgodnie z ustawą komisarz może wkroczyć w sytuacji, kiedy gmina systematycznie nie realizuje swoich obligatoryjnych zadań.

- A Pan jest optymistą i uważa, że nie dojdzie do takiej sytuacji?

- Bardzo się przejmuję tą sytuacją. Przeważają opinie analityków budżetowych, że rok 2013 może być gorszy od obecnego, wskazuje na to wstępny projekt budżetu państwa na przyszły rok. Sytuację samorządów destabilizuje kryzys, jak również zmieniające się rozwiązania prawne, które coraz bardziej zaciskają nakładany na gminy gorset fiskalny. W dużej mierze sytuacja ta pozostaje jednak pod wpływem decyzji zapadających w samym samorządzie.

- Deficyt Krakowa miał wynosić pod koniec roku 60 mln zł, a już w połowie wzrósł do 220 mln zł. Skąd wziąć pieniądze na załatanie dziury w budżecie?

- Sytuacja może poprawić się w drugim półroczu. Na koniec sierpnia deficyt był mniejszy o 80 mln zł i wynosił 140 mln zł.

- Z doświadczeń ostatnich lat wynika, że sytuacja miasta była najgorsza pod koniec roku.

- Pod koniec roku musimy spłacić linię kredytową do 31 grudnia. To rodzaj debetu, w tym roku wynosi 200 mln zł.

- Skąd wziąć pieniądze na spłatę tego kredytu?

- Tylko z dochodów.

- Sam Pan powiedział, że dochody rosną zbyt mało w stosunku do wydatków.

- Na koniec 2011 r. w porównaniu z rokiem 2008 dochody wzrosły o 250 mln zł, a wydatki o 638 mln zł.

- Ile wyniesie deficyt pod koniec roku?

- Musimy zmniejszać wydatki i zwiększać dochody. Problem w tym, że nie wiadomo, czy uda nam się wypracować zaplanowane w budżecie miasta dochody: takie jak np. wpływy ze sprzedaży nazwy stadionu Wisły, sprzedaż akcji Cracovii.

Z informacji, które do mnie docierają,wynika, że są trudności z pozyskaniem firm chcących reklamować się w nazwie stadionu Wisły. W moim przekonaniu będą także kłopoty ze sprzedażą akcji Cracovii, które mają przynieść 30 mln zł przychodów budżetowych.

- Dlaczego do tej pory Kraków nie dostał 50 mln zł refundacji z UE- Miała trafić do budżetu Krakowa już w ubiegłym roku.

- Dokumenty były złożone jeszcze wcześniej. Także Unia Europejska ma trudności z płynnością finansową. Urzędnicy ciągle każą nam uzupełniać dokumentację złożoną do rozliczenia.

- Istnieje takie zagrożenie, że w przyszłym roku Kraków nie będzie miał pieniędzy na spłatę raty kredytów wynoszącą ok. 400 mln zł?

- Na to pieniądze muszą się znaleźć, choćby w postaci zaciągniętych zgodnie z obowiązującym prawem kredytów.

- Jeśli jednak w dalszym ciągu Kraków będzie przekraczał dopuszczalny limit zadłużenia, to Regionalna Izba Obrachunkowa zablokuje miastu możliwość brania kolejnych kredytów.
- Blokowanie kredytów to ostateczność. W takiej sytuacji trzeba zmniejszać wydatki i zwiększać dochody.

- Nie udało się tego zrobić do tej pory.

- To jest niezmiernie trudne, bo wymaga wyrzeczeń.

- W tak krótkim czasie trudno już radykalnie zmniejszyć wydatki, nie zostały rozpoczęte reformy, które by wymusiły cięcia.

- Może dojść do sytuacji, w której trzeba będzie zdecydować się na minimalizację strat, które niewątpliwie będą. Mam na myśli zadania inwestycyjne, które znajdują się na różnym etapie realizacji

- Trzeba będzie je przerwać- Na przykład budowę Centrum Kongresowego?

- Jeśli chodzi o budowę Centrum Kongresowego - to nie wchodzi w rachubę. Na to przecież pozyskaliśmy bezzwrotną pomoc z Unii Europejskiej. Nie mówię o żadnej konkretnej inwestycji. Firma prywatna, która znajduje się w trudnej sytuacji, analizuje swoje umowy z kontrahentami pod kątem minimalizacji strat. Analizuje kary, jakie należałoby zapłacić w przypadku rozwiązania umowy. Porównuje to ze swoim planem finansowym i osądza, co się jej bardziej opłaca z punktu widzenia uniknięcia bankructwa. Mówię o możliwych rozwiązaniach w sytuacji krytycznej, czyli takiej, kiedy wydatki zostaną zrealizowane w stopniu zaplanowanym, a dochody nie.

- Krakowowi to właśnie grozi.

- To są moje wysoce subiektywne i być może nadmiernie pesymistyczne wróżby. Nie wiem, czy się spełnią. Gdyby udało się systematycznie podnosić podatek od nieruchomości, np. o proponowaną przez prezydenta stopę inflacji, sytuacja nie byłaby tak zła. Dla mieszkańca taka podwyżka np. w roku 2009, oznaczałaby dodatkowy wydatek 5 zł na kwartał. To o wiele mniej niż kosztuje jedna paczka papierosów. Na podwyżki podatku od nieruchomości przez kolejne lata nie zgodziła się jednak Rada Miasta. Gdybyśmy mieli te podwyżki, do budżetu wpływałoby rocznie o kilkadziesiąt milionów złotych więcej.

- Dlaczego Kraków chce najbardziej oszczędzać na edukacji-?

- Zasadą jest to, że powinno się oszczędzać na tym, na co wydatki są największe. Zwłaszcza że mamy taką sytuację, że liczba uczniów w Krakowie maleje, a miasto coraz więcej dopłaca do subwencji oświatowej.

- Na czym jeszcze można oszczędzić w edukacji?

- W końcu trzeba w samorządzie ustalić jakieś rozsądne warunki współfinansowania oświaty. W ciągu ostatnich czterech lat coraz więcej dopłacamy do subwencji oświatowej. W porównaniu z 2008 r. teraz o 61 mln zł więcej dopłacamy do zadań finansowanych z subwencji oświatowej. Wydatki w oświacie wzrosły w tym czasie o 181 mln zł.

- Co władze miasta mogą zrobić?

- W moim przekonaniu Rada Miasta powinna dyskutować nad projektem wspólnie wypracowanym przez pana prezydenta i np. Komisję Edukacji Rady Miasta polegającym na wyliczeniu, jaka jest skala dofinansowania szkół z pieniędzy miasta. To dałoby możliwość określenia sytuacji finansowej każdej ze szkół, a nie oświaty w ogóle. Na tej podstawie należałoby określić maksymalny, dopuszczalny wskaźnik dofinansowania z budżetu gminy.
- Teraz dyrektorzy szkół lepiej zarządzanych skarżą się, że utrzymują gorzej zarządzane szkoły.

- Oni więcej wypracowują subwencji, a potem dostają mniej od miasta. Należałoby ten fakt uwzględnić w proponowanej metodologii, która zakłada także trzyletni okres dostosowawczy dla szkół.

Agnieszka Maj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski