Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekając na sponsora

Redakcja
Rynek naukowy jest globalny i nie ma tu miejsca na sentymenty. Zlecenia daje się tam, gdzie jest gwarancja odpowiedniej jakości.

GRAŻYNA STARZAK

GRAŻYNA STARZAK

Rynek naukowy jest globalny i nie ma tu miejsca na sentymenty. Zlecenia daje się tam, gdzie jest gwarancja odpowiedniej jakości.

   Kasy polskich uczelni świecą pustkami. Gdzie szukać pieniędzy, skoro wiadomo, że dotacja budżetowa nie będzie większa? Dwie międzynarodowe instytucje bankowe radzą uczelniom rozejrzeć się za sponsorem; najlepiej w prywatnym biznesie. Problem w tym, że polskie przedsiębiorstwa nie widzą się w roli honorowego donatora. Nie stać ich też na finansowanie konkretnych badań. Zagraniczne koncerny natomiast korzystają z zaplecza naukowego w swoich krajach. Polskich naukowców traktują jak pogotowie techniczne.
Na uniwersytetach amerykańskich i kanadyjskich co roku o 10 do 15 proc. zwiększają się fundusze od prywatnych przedsiębiorców. U nas prywatne fundusze, pozyskiwane przez polskie uczelnie nie rosną, ale maleją, co roku o mniej więcej 10 proc. Jaka jest tego przyczyna, oprócz słabości naszej gospodarki? Czy dobrze prosperujące firmy nie ufają naszym naukowcom? Czy też ci ostatni nie mają odpowiedniego zaplecza i pieniędzy, aby prowadzić poważne eksperymenty i udowodnić, że coś potrafią?
   Prawda jak zwykle leży pośrodku. Instytuty naukowe (poza nielicznymi wyjątkami) mają mierne rezultaty w dostosowywaniu swojej oferty badawczej do potrzeb przemysłu. M.in. dlatego, że w polskim środowisku akademickim wyżej ceni się publikacje niż patenty. Z drugiej strony efekty są pochodną nakładów. Nasi naukowcy narzekają, że nie stać ich na przeprowadzenie pionierskich eksperymentów, a gdy już uda się w jakiś sposób zdobyć na nie pieniądze, okazuje się, że podobny eksperyment z dobrym skutkiem wykonali uczeni z innego kraju, a jego efekty zastrzegli patentem.
   - Wynik tej rywalizacji często bywa

z góry przesądzony

- ubolewa prof. Andrzej Legocki z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu. Zespół naukowców pod jego kierownictwem prowadził badania nad wyhodowaniem sałaty, zawierającej składniki, na bazie których można wyprodukować szczepionkę przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby. Otrzymał na to pieniądze, które wystarczyły na przeprowadzenie jedynie wstępnej fazy eksperymentów. Tymczasem amerykańscy konkurenci dostali 3 mld USD. Za te pieniądze mogą wykonać 5 tys. różnych prób i testów.
   Pieniądze przypadające statystycznie na jednego badacza w Polsce są dwukrotnie niższe w porównaniu z tym, co wydają Czesi, i cztery razy mniejsze od nakładów ponoszonych przez Finów. W Polsce najmniej kosztuje nauka, uprawiana w sektorze edukacji publicznej. Pracownik wyższej uczelni jest czteroipółkrotnie tańszy niż zatrudniony w prywatnym biznesie. Na dodatek w polskich uczelniach nierzadko część pieniędzy, przeznaczonych na badania naukowe, przerzuca się na dydaktykę, bo dotacja budżetowa wystarcza na pokrycie 60-70 proc. kosztów edukacji.
   - My, dzięki Bogu, mamy z czego przerzucać, ale inni nie są w tak luksusowej sytuacji - ocenia prof. Andrzej Pach, kierownik Katedry Telekomunikacji AGH. Jednostka ta należy do krajowych rekordzistów, jeśli chodzi o wysokość kwot pozyskiwanych z innych źródeł niż budżetowe. W tym wypadku są to pieniądze unijne. Katedra Telekomunikacji AGH podpisała kontrakt na 5 projektów w ramach programu ramowego UE. Uczestniczą w nich najlepsze instytuty naukowe i najwięksi operatorzy sieci telefonicznych z całej Europy. Naukowcy z katedry prof. Pacha, gdzie średnia wieku wynosi ok. 30 lat, nie muszą szukać szczęścia i pieniędzy za granicą. To jedna z niewielu uczelnianych jednostek, gdzie nie tylko nie brakuje chętnych do pracy naukowej, ale gdzie po pracę

ustawiają się kolejki.

   Dlaczego pracownicy tej katedry nie mają problemów ze zdobyciem pieniędzy na badania? - Bo przez ostatnie dziewięć lat udowodniliśmy, że jesteśmy dobrzy. Dlatego dziś to nie my szukamy partnerów, ale oni zgłaszają się do nas - odpowiada prof. Andrzej Pach. - Rynek naukowy jest globalny i nie ma tu miejsca na sentymenty. Zlecenia daje się tam, gdzie jest gwarancja odpowiedniej jakości. Niebagatelną rolę gra również cena usługi. Dlatego wiele zleceń z przemysłu wędruje z Zachodu czy USA np. do Indii - wyjaśnia szef Katedry Telekomunikacji.
   W jego opinii polskie zespoły badawcze, zwłaszcza w takiej branży jak informatyczno-telekomunikacyjna, są skazane na pracę w dużych, międzynarodowych grupach. - W tej dziedzinie niezwykle rzadko zdarzają się wynalazki proste czy też koncepcje, które można szybko sprzedać. Główny rozwój technologiczny odbywa się bowiem w laboratoriach dużych firm, mających ogromne zaplecze, spore pieniądze i dziesiątki zespołów różnej narodowości. Każdy ma do wykonania konkretne zadanie. My w Krakowie specjalizujemy się w najszybciej rozwijających się technologiach - podkreśla naukowiec.
   O takich jednostkach jak katedra prof. Pacha mówi się - maszynki do zarabiania pieniędzy. Podobną rolę w szkołach rolniczych pełnią zakłady specjalizujące się w badaniach nad roślinami ozdobnymi. W kwiatowym biznesie Polska stała się światowym potentatem. Holendrzy, którzy wciąż są numerem jeden na kwiatowym rynku, masowo zlecają polskim gospodarstwom produkcję określonych rodzajów sadzonek. A o sukcesie polskich gospodarstw zdecydowało m.in. to, że korzystają one z najnowszych technologii. Najbardziej dochodowe jest bowiem klonowanie roślin. Rentowność zakładów, które się tym zajmują, sięga nawet 30 proc. Podobnym wynikiem mogą się poszczycić tylko niektóre firmy komputerowe.
   W opinii prof. Eberharda Makosza z AR w Lublinie nasi ogrodnicy przekonali się, że produkcja roślin ozdobnych ma więcej wspólnego z informatyką i mikrobiologią niż z tradycyjną uprawą grządek. Dlatego właściciele największych firm ogrodniczych nie żałują pieniędzy na badania naukowe. - Nie żałują, bo mają z tego

wymierne korzyści

- podkreśla prof. Eberhard Makosz.
   - Kierownictwa firm, które decydują się na współpracę z nami, oglądają na wszystkie strony każdą złotówkę, którą mają zostawić na uczelni - uzupełnia prof. Janusz Kowal, prorektor ds. badań naukowych AGH. Z pewną nostalgią wspomina on nie tak znowu odległe czasy, gdy akademia nie miała problemu ze znalezieniem chętnych, którzy zlecali tej uczelni rozwiązanie konkretnych problemów technicznych za konkretne pieniądze. Przykładem jest firma Dębica SA, powiązana niegdyś wieloma umowami z akademią. Pieniądze za badania dla potrzeb tej firmy stanowiły niebagatelną kwotę w uczelnianym budżecie.
   - Od momentu, gdy do fabryki wszedł zagraniczny kapitał, wykorzystuje się naszych pracowników tylko doraźnie, wtedy gdy np. jakieś urządzenie się zepsuło i trzeba je szybko naprawić. Nie ma mowy o długofalowej współpracy - mówi prof. Janusz Kowal.
   AGH oraz Politechnika Krakowska i tak są w szczęśliwej sytuacji, bo mają swoich wychowanków w zarządach wielkich firm czy korporacji. Dzięki osobistym kontaktom od czasu do czasu trafi się jakiś bogaty sponsor, który wyremontuje sanitariaty, a nawet cały gmach; kupi jakieś urządzenie czy podaruje uczelni samochód osobowy. Takim sponsorem dla AGH było do niedawna Opoczno SA. Do dzisiaj na terenie uczelni można zobaczyć reklamę Opoczna, wiszącą na gmachu wyremontowanym za pieniądze z tej firmy.
   - To była modelowa współpraca. My delegowaliśmy do tej fabryki naszych fachowców; oni przyjmowali studentów na praktyki; sponsorowali konferencje naukowe, składali darowizny w postaci płytek ceramicznych. Dzisiaj co najwyżej możemy liczyć na upusty cenowe przy nabyciu wyrobów tej firmy - wspomina prof. Janusz Kowal.
   Kierownictwo AGH ma świadomość, że czasy, gdy wywodzący się z przemysłu sponsorzy pomagali uczelni niekoniecznie licząc na zyski, skończyły się bezpowrotnie. Dzisiejszy sponsor jest

bardzo wymagający.

   Nie zadowoli się byle czym. Na dodatek bardzo nisko ceni naszych naukowców. Ilustracją do tej ostatniej tezy może być sytuacja w AGH. Zgłosiła się tam jedna z zachodnich firm motoryzacyjnych, która chciała z góry opłacić koszty związane z zastrzeżeniami patentowymi na całym świecie wybranych przez siebie wynalazków, które powstają w AGH. Jak mówi prof. Janusz Kowal, propozycja była do rozważenia, gdyby nie śmiesznie niska kwota zaoferowana krakowskiej uczelni. Było to raptem 4 tys. euro.
   Dla porównania warto wspomnieć, że jedna ze szwajcarskich firm farmaceutycznych za podobny kontrakt przekazała amerykańskiemu uniwersytetowi w Berkeley 25 mln USD. Uzyskała tym samym pierwszeństwo w negocjacjach przy zakupie licencji na jedną trzecią wynalazków, które miały w przyszłości powstać w jednym z wydziałów tej uczelni. Nawet biorąc pod uwagę międzynarodową sławę amerykańskiej wszechnicy, kwota 4 tys. euro dla AGH za podobną przysługę wydaje się śmiesznie niska.
   Niskie ceny usług badawczych w Polsce mogą być jednak naszym atutem po przystąpieniu do UE, która przeznacza ogromne środki na badania naukowe. Polscy naukowcy liczą, że to oni, a nie np. Azjaci, uszczkną więcej z tego tortu. Wydział Fizyki AGH już dzisiaj realizuje 14 umów zagranicznych. Do ofensywy na unijnych rynkach szykują się następne wydziały i kolejne uczelnie.
   Aby im w tym pomóc, AGH wspólnie z UJ, Politechniką Krakowską i Akademią Rolniczą utworzyły Centrum Zaawansowanych Technologii, rodzaj konsorcjum, które w przyszłości być może przekształci się w fundację lub spółkę. Jest to jeden z przejawów rodzimego

kapitalizmu akademickiego,

który świetnie rozwija się w innych krajach. W USA czy Wielkiej Brytanii firmy, kierowane przez profesorów uniwersyteckich otrzymują ogromne pieniądze na badania. Pochodzą one np. od koncernów farmaceutycznych. Krakowskie konsorcjum, które specjalizować się będzie m.in. w badaniach nad żywnością, w biotechnologii, medycynie, informatyce, ma być na razie wspierane z funduszy państwowych, ale na poszczególnych uczelniach powstają też pomniejsze konsorcja, w skład których wchodzą małe i średnie przedsiębiorstwa. W AGH tworzą je katedry i firmy, zajmujące się zagadnieniami z dziedziny teleinformatycznej. Akces do tej grupy zgłosił m.in. ComArch, firma stworzona przez jednego z profesorów tej uczelni.
   Ściślejszą współpracę z przedsiębiorcami zapowiada także Uniwersytet Jagielloński. Pod koniec marca na UJ odbędzie się konferencja z udziałem m.in. ministra Jerzego Hausnera, naukowców i szefów przedsiębiorstw przemysłowych. Debata dotyczyć będzie oczywiście ściślejszego powiązania nauki z gospodarką. - Spotkania w takim gronie będą częstsze - obiecuje dr Andrzej Ryś, szef Centrum Innowacji Transferu Technologii i Rozwoju Uniwersytetu (CITTRU).
   - To bardzo ważne, aby środowiska naukowe i biznesowe spotykały się, wymieniając opinie np. na temat tego, co się dzieje w pracowniach polskich uczonych. Czasem bowiem więcej wymiernych korzyści dla obu stron przynosi nie patentowanie, ale zaniechanie tej procedury - zauważa dr Andrzej Ryś. Marzy mu się, aby kiedyś wokół UJ powstała grupa przedsiębiorców, która systematycznie zasilać będzie kasę uniwersytetu. UJ w zamian zapewni im

w pierwszej kolejności

możliwość zapoznania się z informacjami o wynalazkach, które uczelnia ta zamierza opatentować. - W takiej sytuacji jest Oksford, wokół którego skupiło się 2,5 tys. firm. Za możliwość uzyskania wspomnianych wyżej informacji brytyjscy przedsiębiorcy płacą 6 tys. funtów rocznie. Nam wystarczyłyby wpłaty na poziomie 6 tysięcy zł - konkluduje dr Andrzej Ryś, uśmiechając się marzycielsko.
   Z tego, co mówi szef CITTRU, UJ podejmuje prawdziwą ofensywę, mającą na celu szersze zapoznanie przedstawicieli biznesu z ofertą badawczą tej uczelni. Niebawem zostaną ukończone prace nad internetową bazą danych, w której będą informacje o projektach realizowanych na UJ. Już dziś przedsiębiorcy mogą skorzystać z produktu, który nazwano "Spotkanie skrojone na miarę". Pracownicy centrum, odpowiadając na konkretne zapotrzebowanie przedsiębiorcy, który np. szuka jakiegoś enzymu, niezbędnego do produkcji danego wyrobu, tak zaplanują mu wizytę na UJ, aby nie tylko zdobył wszystkie potrzebne informacje, ale w przyszłości nawiązał stałą współpracę z naukowcami.
   Dr Andrzej Ryś zastrzega się, że na efekty programu, który skonstruowali, aby zacieśnić związki przemysłu z uczelnią, trzeba będzie poczekać. Daje przykład uniwersytetów zachodnioeuropejskich, które poszukiwały skutecznych rozwiązań wiele lat. - My jesteśmy ok. 10-15 lat w tyle za uczelniami brytyjskimi czy skandynawskimi, ale tylko ok. 5 za hiszpańskimi. We francuskich szkołach wyższych wciąż podejmuje się nowe eksperymenty - pociesza się dr Ryś.
   Inne polskie uniwersytety też nie zasypiają gruszek w popiele. Niebawem prawnicy tych największych zbiorą się na UJ, aby razem zastanowić się nad wypracowaniem wspólnej procedury związanej z patentowaniem wynalazków. Ma ona zawierać takie zapisy, aby w większym niż dotychczas stopniu stanowić bodziec dla twórców oryginalnych rozwiązań. Na polskich uniwersytetach do tej pory autor patentu otrzymywał o wiele skromniejszą kwotę niż pracownik uczelni technicznej. Na AGH np. dobrze opracowane licencje stanowią istne

żyły złota.

   Dzięki finansowej motywacji AGH należy do krajowej czołówki pod względem liczby opatentowanych wynalazków i wysokości kwot, jakie ta uczelnia zdobywa ze źródeł pozabudżetowych. Jednak i tutaj ostatnie lata nie były pod tym względem rewelacyjne.
   Prof. Michał Kleiber, minister nauki i informatyzacji, część winy za taki stan rzeczy bierze również na swoje barki, jako przedstawiciela rządu. Przyznaje, że dotychczas w naszym kraju nie stworzyliśmy warunków ku temu, aby nauka mogła się otworzyć na gospodarkę. - Sytuacja jest gorsza niż to sobie wyobrażałem obejmując stanowisko. Praktycznie nie ma żadnych mechanizmów, które umożliwiałyby taką symbiozę - mówi prof. Michał Kleiber. Żartobliwie dodaje, że przejdzie do historii jako pierwszy szef tego resortu oraz dlatego, że tak często bywa w Ministerstwie Gospodarki.
   Jedynym, jak dotąd, konkretem wynikającym z tych wizyt jest wydzielenie siedmiu preferowanych przez państwo obszarów badań. Należą do nich: biotechnologia, w tym inżynieria genetyczna; informatyka i telekomunikacja; mikroelektronika i nanotechnologie; robotyzacja i automatyzacja; nowe technologie materiałowe; alternatywne i odnawialne źródła energii; ochrona zdrowia i środowiska.
   Przedstawiciele świata nauki twierdzą, że na ten pierwszy krok czekali wiele lat.
   Następnym będzie być może Ustawa o wspieraniu przez państwo innowacyjności. Jak dowodzi dr Andrzej Ryś z UJ, we wszystkich krajach, skąd wzory współdziałania z przemysłem czerpie Uniwersytet Jagielloński, a więc w Szwecji, Niemczech i Wielkiej Brytanii, mamy do czynienia z interwencją państwa w dziedzinie badań naukowych i innowacyjności. W Szwecji rząd przez kilkanaście lat finansował rozwój takich jednostek jak CITTRU. Uniwersytety w Wielkiej Brytanii z kolei otrzymały od państwa specjalne fundusze na pożyczki dla przedsiębiorców wywodzących się ze środowisk naukowych, którzy założą firmy akademickie, poszukujące nowych rozwiązań technologicznych. W Niemczech co jakiś czas ogłasza się konkurs na granty w dziedzinie nowych technologii, oferując zwycięzcom naprawdę duże pieniądze.
   W USA owocną współpracę nauki z przemysłem umożliwiła przyjęta przez Kongres kilkanaście lat temu specjalna ustawa zwana Bayh-Dole Act. Pozwoliła ona uniwersytetom na patentowanie wyników badań opłacanych przez rząd i czerpanie korzyści z licencji. Równocześnie rząd amerykański obniżył podatki firmom przemysłowym, inwestującym w eksperymenty w placówkach naukowych.
   W Polsce nadal brakuje jasnych reguł własności patentów, a uczelnie współdziałające z przemysłem muszą płacić podatki. Niebawem nawet umowy finansowane przez KBN, czyli z budżetu państwa, mają być obłożone podatkiem VAT.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski