Kamila wie, że biała laska nie zawsze pomaga Fot. archiwum rodzinne
Pies przewodnik, nie może skakać na ludzi, nie może pognać za kotem i musi być obojętny na wdzięki nawet najładniejszej suczki. Pies przewodnik nie może zejść z krawężnika na jezdnię bez komendy swojego pana
Nie myślała wtedy, że za tą prosta drogą, którą podążała przez życie czai się niebezpieczny zakręt. Skończyła przecież dopiero 24 lata i chciała jeszcze tyle zobaczyć. Dlatego nawet, gdy odkleiła jej się siatkówka nie wpadła w panikę. Operacje oczu miały dać poprawę.
- Nie dały. Nieodwracalnie straciłam wzrok. Zostało mi tylko poczucie światła - opowiada Kamila. - Byłam zdruzgotana, bo wszystkie moje życiowe plany i marzenia legły w gruzach. Przez dwa tygodnie w ogóle nie wstawałam z łóżka. Uznałam, że życie się dla mnie skończyło. Bo, co można robić, gdy się nie widzi; tylko siedzieć lub leżeć.
To był trudny czas. Powoli jednak, dzień po dniu zaczęła poznawać ten swój nowy i obcy świat. Próbowała gotować, robić zakupy, myć się i ubierać, czyli w miarę normalnie żyć. Gdy znalazła pracę w Warszawie nie zastanawiała się długo i wyruszyła w swoją pierwszą podróż w nieznane.
Biała laska była jej nieodłączną towarzyszką i pomocnicą w oswajaniu przestrzeni. No i Kamila uczyła się pytać. Jakoś dawała sobie radę. Przez osiem lat była w stolicy telemarketerką.
- Warszawski Dworzec Centralny znam jak własną kieszeń. Wszędzie trafię, wszystko znajdę. Dziś oswoiłam też inne miejsca, ale wciąż przecież przestrzeń wokół mnie bywa zagadkowa, czasami niebezpieczna.
***
Ludzie widzący postrzegają świat przez swój pryzmat. To, że są kolory, światła jest dla nich tak naturalne jak oddychanie. - A ja te światła i kolory mogę sobie jedynie wyobrazić. Wam, widzącym, słowa pomagają orientować się w przestrzeni. Dla mnie one nic nie znaczą. Ostatnio wsiadłam do autobusu i jakaś pani pociągnęła mnie za rękaw. - Tam jest wolne miejsce, niech pani siada. - Tam, to znaczy gdzie?
W życiu Kamili wciąż zdarzają się też sytuacje dziwne.
- Przepuszczałam wsiadających do pociągu, żeby uniknąć tłumu i nagle poczułam, że jakiś człowiek bierze moją stopę w dłonie i stawia ją na stopniu wagonu a potem lekko popycha mnie do środka. Bez słowa. Nie wiem, kto to był, ale mi pomógł.
Jej biała laska nie ma serca i nie współczuje. Dlatego nie zawsze wystarcza, aby niewidomej zapewnić komfort i bezpieczeństwo. Owszem, pozwala znaleźć miejsce na chodniku, ale człowiek to nie tylko stopy.
- Niedawno w centrum Krakowa uderzyłam głową w wystający parapet okna na niskim parterze. Innym razem przebijałam się przez tłum w Rynku Głównym. Machnęłam laską w lewo, zrobiłam krok i zanim machnęłam nią w prawo z impetem wpadłam na słup. Myślałam, że złamałam nos. Łzy z bezsilności płynęły mi po twarzy, a obok mnie stali ludzie, dopytując się, czy nic mi nie jest.
Byłam oszołomiona, obolała, rozżalona i wściekła. Na siebie, na tę białą laskę, na wszystkich.
***
Dziś świeci słońce. Kamila chyba czuje je na twarzy. Dlatego mówi, że już oswoiła ten zupełnie nowy dla siebie świat. Przestała nawet pytać: - dlaczego ja. Bo nikt przecież nie zna na to pytanie sensownej odpowiedzi.
- Czasami jednak, gdy mam gorszy dzień, denerwują mnie krzaki, z których nie mogę wyplątać laski, złoszczę się na szczeliny chodnikach. W takie dni uświadamiam sobie, że moje życie już nie będzie takie jak kiedyś. Przypominają mi o tym sklepy, do których nie mogę po prostu wpaść, żeby pooglądać ciuchy i wybrać jakiś sweter. I przystanek, z którego odjeżdża właśnie autobus, a ja nie mogę do niego podbiec.
- I droga do piekarni, która zajmowała mi dziesięć minut, a szybkie zakupy pół godzinki. Dziś te czynności trwają i trwają - dodaje Kamila.
***
Osoba niewidoma do perfekcji opanowuje sztukę koncentracji. Trzeba przecież uważać na słupki zagradzające kierowcom wjazd na chodnik, bo zderzenie z nimi jest bardzo bolesne. A w hipermarkecie omijać piramidy towarów, żeby ich nie potrącić. No i te krzaki, kałuże, krawężniki...
Ten, kto widzi, po prostu idzie. Może jednocześnie odbierać SMS-y, spacerując przegląda gazetę, rozmawia przez komórkę, ogląda wystawy... Udowodniono, że zmysł wzroku dostarcza nam ponad 90 procent informacji. Człowiek widzący poznaje świat szybko, choć pobieżnie.
- A ja - mówi Kamila - uczę się go raczej wolno, sukcesywnie i warstwowo. Nawet w urzędzie, muszę prosić o wskazanie drzwi z właściwym numerem, bo prawie nigdzie pod zwykłą cyfrą nie ma tej brajlowskiej. No i staram się zrozumieć intencje tego pana, który na moje pytanie: - Gdzie jest dom z numerem 73 odpowiedział: - A widzi pani te niebieskie światła? - Nie widzę - odpowiadam. - No, to właśnie tam, niech pani idzie...
***
To, że Kamila straciła wzrok w wieku 24 lat jest czasami jej atutem, a czasami wadą.
- Mam wyobraźnię przestrzenną; to znaczy, gdy ktoś tłumaczy mi, że blok stoi między drzewami - mogę sobie uzmysłowić, jak to może wyglądać. Pamiętam kształty i kolory. Ale za to nie mam perfekcyjnej orientacji w przestrzeni, która często jest dana osobom niewidomym od urodzenia. One lepiej wykorzystują słuch i inne zmysły. I nie wiedzą, co straciły wraz ze wzrokiem. Ja to wiem. Straciłam wolność.
Choć odkąd poznała Jacka jest jej lepiej. We wspólnym mieszkaniu, w jednym z bloków na nowohuckim osiedlu wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Jacek od kilku lat ma swojego psa przewodnika. Ciemno biszkoptowy labrador nie odstępuje pana na krok, choć w tej chwili nie pracuje - jest w zwykłej obroży.
Pies przewodnik w pracy ma uprząż ze sztywnym pałąkiem. Niewidomy chwyta pałąk i zdaje się na psie oczy.
- Badik, choć pokażemy pani, jaki jesteś mądry - woła Jacek. - Buddy - szorki (to w żargonie treserskim uprząż - przyp. MLK) - i pies już jest przy nim.
- Buddy, dostaw się - a pies staje przy lewej nodze Jacka i czeka, aż pan założy mu uprząż i pozapina skórzane paski.
- Buddy, naprzód drzwi... i już są przy drzwiach.
To jedna z kilkudziesięciu komend, które bezbłędnie wykonuje Jackowy pies. Jest wytresowany, ma sześć lat i pracuje jako przewodnik od czterech, ale wciąż musi się rozwijać.
- Mój Buddy stale uczy się czegoś nowego, po to, by sprostać wymaganiom, które niesie życie.
***
Bo pies przewodnik, nie może skakać na ludzi, nie może pognać za kotem i musi być obojętny na wdzięki nawet najładniejszej suczki. Pies przewodnik nie może zejść z krawężnika na jezdnię bez komendy swojego pana, musi rozumieć, co znaczy: - Buddy, schody dół, a co - schody góra. Co kryje się pod słowem "szybciej", a co oznacza - "naprzód" lub - "w prawo".
O takim psie jak Buddy od lat marzy Kamila.
- Uniknęłabym wielu siniaków, bo dobrze wyszkolony pies przewodnik omija zaparkowane na chodniku samochody, kosze na śmieci, słupy, kałuże, szlabany, wyrwy w chodnikach, a także wszystkie przeszkody napowietrzne, jak wystające parapety, gałęzie, znaki drogowe, rusztowania.
Pies przewodnik pomaga w odnajdywaniu przystanków autobusowych, przejścia dla pieszych, wolnych miejsc siedzących w środkach komunikacji miejskiej, drzwi. Dzięki psu przewodnikowi mogłabym poruszać się bezpiecznie po nieznanych trasach i samodzielnie docierać do miejsc, w których nigdy nie byłam.
***
Pies przewodnik ma jeszcze tę zaletę, że poprawia odbiór niewidomego w społeczeństwie.
- Często na ulicy podchodzą do mnie obce osoby i pytają: - Pani tak od urodzenia nie widzi? Taka młoda, a taka nieszczęśliwa... A nad Jackiem nikt się nie lituje. Bo w tym ich duecie najważniejszy jest Buddy; taki fajny i taki mądry. Jak jego pan.
Kamila też by tak chciała, a jej marzenie jest o krok od spełnienia. W Brnie czeka na nią zdrowy, nieobciążony genetycznie i wyszkolony labrador o imieniu Betty. Jest psem wielkomiejskim, którego nie peszy uliczny zgiełk, który nie boi się pisku opon i klaksonów.
- Gdy pojechaliśmy do Brna wybrać psa przyprowadzono nam trzy suczki. Z Betty od razu przypadłyśmy sobie do serca. Bo widzi pani, nie każdy pies, nawet szkolony - pasuje do każdego człowieka. Tu też ma znaczenie "chemia", tak jak między ludźmi.
A potem treserzy z Brna przyjechali do Krakowa. Chcieli zobaczyć w jakich warunkach pies ewentualnie zamieszka. Chcieli też lepiej poznać Kamilę. Gdy zapadła decyzja: pasują do siebie - zaczęło się zbieranie pieniędzy.
Żeby pomóc niewidomej Polce, treserzy z Brna skontaktowali się ze swoimi sponsorami i przekazali na rzecz Kamili ponad 9 tysięcy złotych. - Pomogła mi też wspólnota kościelna, włożyliśmy w to przedsięwzięcie wszystkie swoje oszczędności. Jednak gdy fundacja, dzięki której mogę zbierać pieniądze, udostępniła mi wykaz wpłat na konto - gdzie uzbierało się ponad tysiąc złotych - byłam po prostu wzruszona. Ktoś podarował mi 50 złotych, ktoś 100 złotych, ale były też wpłaty po pięć i po dwa złote. Ten ktoś, i tamten ktoś czegoś sobie odmówili, żebym mogła spełnić swoje marzenie. Ludzie są dobrzy. Ja to po prostu wiem, bo doświadczam tego codziennie. Wszystkim z serca dziękuję i proszę: pomóżcie mi zrobić ten ostatni krok do Betty.
Betty kosztuje czterdzieści tysięcy. - Dużo - mówię.
- Dużo - kiwa głową Kamila. - Ale taki pies to dla mnie życie lepsze, pełniejsze. To mniej strachu, to wiara, że nawet ktoś taki jak ja może mieć marzenia.
Majka Lisińska-Kozioł
PS. Wszystkie niewykorzystane pieniądze zostaną przekazane przez Fundację innym potrzebującym.
Pieniądze można wpłacać na konto:
"Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego"
Poniżej podaję numer rachunku bankowego FIRR:
Volkswagen Bank
77213000042001025599530005
darowizna celowa na zakup psa przewodnika-
Kamila Przygoda
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?