Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czerstwe dreszcze w lesie renesansu

Redakcja
W Piwnicy - we wtorek zeszłego tygodnia - wystąpił Jan Jarczyk, mój druh z czasów młodości, znakomity pianista, aranżer i nauczyciel mieszkający od wielu lat w Montrealu. Przyjeżdża on co jakiś czas do Europy, aby zagrać w rodzinnym Krakowie, spotkać rodzinę i przyjaciół.

Grzegorz Tusiewicz Cały ten jazz

   W Piwnicy zagrał w towarzystwie starych znajomych - kontrabasisty Andrzeja Cudzicha i perkusisty Łukasza Żyty. Pierwszy set był utrzymany w szybkim tempie i zawierał utwory pianisty, natomiast drugi przyniósł oddech strudzonym upałem - pięknymi balladami. Trzydzieści lat temu ś.p. Andrzej Trzaskowski powiedział, komplementując Jarczyka: "Jeżeli jest jakiś piękny i nieznany akord, to na pewno wymyśli go Jarczyk", i ta harmoniczna erudycja, poza rozswingowaną motoryką, jest cechą charakterystyczną jego muzyki.
   Czwartek spędziłem w Galerii Mariana Gołogórskiego na recitalu Marka Bałaty "Śpiewobrazy", gdzie jednocześnie na ścianach zawisły jego grafiki. Tak naprawdę to wszystkie artystyczne poczynania Bałaty wynikają z głębokiej i szczerej inspiracji wychodzącej ze sztuk plastycznych, w których poszukiwanie nowego jest wymogiem, a nie jedynie grymasem lub sztuczką. Bałata wystąpił w towarzystwie Krzysztofa Pacana na kontrabasie, Tomasza Grzegorskiego na saksofonie i klarnecie basowym oraz z przebywającym prywatnie w Krakowie austriackim gitarzystą Andym Manndorfem. Ten nowy epizod może będzie otwarciem w innym kierunku muzycznych poszukiwań, choć nikt jeszcze nie może gwarantować tej współpracy artystycznego sukcesu. Ale w czwartek było przyjemnie i ekscytująco.
   W piątek, zaproszony przez organizatorów VII Festiwalu "Jazz w lesie" w Sulęczynie, znalazłem się w środku Kaszub wśród jezior i sosnowych lasów. W sferze towarzyskiej organizatorzy i muzycy bawili się ze sponsorami, a publiczność piwem. Lokalny obyczaj okazał się z lekka czerstwy. Koncerty prowadził zabawną polszczyzną znany animator jazzu i teatru Leo Woytan z Lille oraz jeden z organizatorów.
   Piątkowy koncert rozpoczęła formacja młodych muzyków, laureatów różnych konkursów "Stowarzyszenie Orkiestra Jazzowa", w której składzie znalazł się krakowianin, trębacz Tomasz Nowak, znakomity alcista Łukasz Poprawski i rasowa pianistka Joanna Gajda. Grali z zapałem.
   Po nich na estradę wszedł Maciej Sikała z kwartetem złożonym z muzyków z Wybrzeża. Jest on od wielu lat nie do końca odkrytą wybitną postacią i gra z energią i uniesieniem. Wyróżniającą postacią poza Maćkiem był w zespole pianista Czarek Paciorek. Po trzech utworach do zespołu dołączył kanadyjski saksofonista Kent Sangster, o którego trzech występach w Krakowie pisałem w moich poprzednich doniesieniach. Kompetentny zawodowiec, choć w przeciwieństwie do Sikały jego grze nie towarzyszyły szczególne dreszcze emocji. Gwiazdą piątkowego koncertu było francuskie trio śpiewającego pianisty Alaine’a Miona. Popularna formuła oscylująca pomiędzy Ramsey Lewis trio a dość powierzchownie traktowaną tradycją francuskich szansonistów znudziła nie tylko mnie.
   W sobotę pierwszym punktem programu festiwalu był kwintet Leszka Kułakowskiego w programie z płyty "Baltic Wind", w składzie krakowsko-kaszubskim, z Adamem Wentem zamiast Marcina Ślusarczyka. Muzyka pochodzącego ze Słupska Kułakowskiego, inspirowana twórczością Krzysztofa Komedy, i podobno bezwiednie nawiązująca do jazzu skandynawskiego z jego szerokimi brzmieniami, znakomicie pasowała do miejsca.
   Reaktywowany po dwudziestu latach zespół Heavy Metal Quintet z mieszkającym obecnie w Bostonie saksofonistą Januszem Kowalskim, mieszkającym we Frankfurcie trębaczem Waldkiem Szymańskim, Zbigniewem Jakubkiem na instrumentach klawiszowych, Antkiem Dębskim na basie i znakomitym, charyzmatycznym Jackiem Pelcem na perkusji, jako jedyny zespół imprezy zagrał jazz pogodny, wirtuozerski w konwencji grupy Brecker Bros. Nawet przymulona kwaśnym piwem część publiczności ożywiła się.
   Gwiazdą wieczoru był kwartet dowodzony przez Jarka Śmietanę i amerykańskiego saksofonistę Bennie Maupina, powszechnie znanego ze współpracy z Milesem Davisem i Herbie Hancockiem. W składzie zespołu znalazł się - grający jak anioł - kontrabasista, "nasz człowiek w Kalifornii" - Darek Oleszkiewicz, oraz pochodzący z Sulęczyna, a przedstawiony przez Jarka jako człowiek renesansu - perkusista Adam Czerwiński, podobno również malarz, a na pewno kompozytor i współorganizator imprezy. Przedstawiony program pochodził z nagranej wiosną w Kalifornii płyty firmowanej przez Czerwińskiego. Muzycznie koncert stał na wysokim poziomie nie tylko dzięki charyzmatycznej postaci Maupina. Sam Jarek potrafi się wznieść na najwyższy poziom artystyczny mając za współpracowników osoby inspirujące do najwyższego lotu. Tak stało się w Sulęczynie.
   Po szybkim przerzucie przez "tropikalną" Polskę wpadłem do Piwnicy na koncert Heavy Metal Quintet, który uniesiony powodzeniem w Sulęczynie grał radośnie, głośno i energetyzująco. Żal, że szybko ich nie usłyszymy ponownie.
   W tym tygodniu zakończy się VII Letni Festiwal Jazzowy w Piwnicy Pod Baranami. Uroczysty koncert finałowy odbędzie się dzisiaj, w środę 31 lipca na dziedzińcu Pałacu Pod Baranami i wystąpią w nim: polsko-amerykańska grupa "Jazz Spoken here", zespół Zbigniewa Namysłowskiego oraz amerykański gitarzysta Hiriam Bullock. Koniec wieńczy dzieło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski