Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czerwcowe wybory straconych szans

Filip Musiał
Plakat wyborczy Komitetu Obywatelskiego
Plakat wyborczy Komitetu Obywatelskiego Fot. Archiwum
4 czerwca 1989. Odbywa się pierwsza tura częściowo wolnych wyborów do parlamentu * Strona rządowa przeżywała gorycz niespodziewanej porażki * Zwycięskie komitety obywatelskie przeraziła wygrana

NSZZ »Solidarność« ma nie organizować żadnych demonstracji z okazji »zwycięstwa nad koalicją«; w gazetkach i ulotkach sygnowanych przez »Solidarność« nie wolno używać określeń typu »śmierć komunie«” – brzmiały wytyczne kierownictwa Komitetu Obywatelskiego dla struktur terenowych wydawane od 5 czerwca 1989 r.

Zdławione zwycięstwo
Dzień wcześniej, 4 czerwca 1989 r. odbyła się w PRL pierwsza tura kontraktowych wyborów do Sejmu i Senatu – będących efektem negocjacji przy „okrągłym stole”. Frekwencja nie świadczyła o powszechnej mobilizacji – do urn poszło nieco ponad 62 proc. wyborców. Jednak w porównaniu z nikłym zainteresowaniem rozmowami przy „okrągłym stole” świadczyła o rozbudzeniu nadziei, że mogą one przynieść realną zmianę.

Bowiem wbrew dzisiejszemu przekonaniu, część opozycji skupiona wokół Lecha Wałęsy w czasie obrad „okrągłego stołu” nie mogła liczyć na masowe poparcie. W czasie debat strajkowały zakłady, manifestowali przeciwnicy „ugody”, a zdecydowana większość społeczeństwa pozostawała bierna. Odrodzenie antykomunistycznych nastrojów, nieporównywalnych, ale jednak zbliżonych do ducha I „Solidarności” nastąpiło dopiero w czasie kampanii wyborczej.

Wyniki I tury stanowiły ogromne zaskoczenie zarówno dla komunistycznej ekipy Wojciecha Jaruzelskiego jak i opozycji skupionej w Komitetach Obywatelskich przy Lechu Wałęsie. Kandydaci opozycji zdobyli 160 ze 161 możliwych do wywalczenia mandatów do Sejmu oraz 92 ze 100 mandatów w Senacie. Strona reżimowa zdołała zaś obsadzić w sumie… 5 mandatów w Sejmie. W tym jedynie dwa z tzw. listy krajowej, która gromadziła większość liderów obozu władzy. Zgodnie z ordynacją wyborczą pozostałe 33 miejsca powinny więc zostać nieobsadzone, co radykalnie zmieniałoby proporcje sił w przyszłym parlamencie – na korzyść opozycji.

Jednak po I turze rozpoczął się proces dławienia „triumfalizmu” opozycji. Jej liderzy straszeni przez stronę reżimową fermentem w resortach siłowych i rzekomymi dążeniami do unieważnienia wyborów zdecydowali się studzić nastroje społeczne. Wbrew obowiązującemu prawu zmieniono więc przed II turą wyborów ordynację wyborczą, by umożliwić komunistom obsadzenie brakujących 33 miejsc z listy krajowej. Tymczasem zdolności mobilizacyjne aparatu władzy były już w tym czasie niemal zerowe – ich wysiłki były skupione na próbach zapanowania nad rozpadem politycznej struktury, obejmującej podległe im dotąd instytucje państwowe, partyjne, organizacje społeczne, zawodowe.

II turę wyborów przeprowadzono 18 czerwca. Wzięło w niej udział zaledwie 25 proc. wyborców – a obsadzano głównie mandaty reżimowe. Opozycja zdobyła ostatni mandat w Sejmie, o który mogła walczyć oraz 7 z 8 mandatów w Senacie. Co więcej, część z wybranych kandydatów partyjnych cieszyła się nieformalnym poparciem opozycji i Kościoła, co sprawiło, że do Sejmu weszli co prawda z list obozu rządzącego, ale dzięki poparciu przeciwników reżimu – stanowili więc dla ekipy Jaruzelskiego dużą niewiadomą…

Skala zwycięstwa otwierała szansę na radykalne zerwanie z totalitarną przeszłością i przyspieszenie zmian politycznych. Musiałoby to się jednak wiązać ze zrede-finiowaniem przez opozycję okrągłostołową spojrzenia na sytuację polityczną. W interesie społecznym nie leżało już bowiem dalsze reanimowanie skompromitowanych środowisk postkomunistycznych i kreowanie części partyjnych aparatczyków na rzekomych mężów stanu.

Jednak zerwanie z mentalnym przywiązaniem do okrągłostołowej ugody musiałoby wiązać się z przełomem w poglądzie na obóz rządzący. Musiałoby pociągać za sobą odrzucenie lęku przed reakcją komunistów – straszących fermentem w resortach siłowych. Przecież dekompozycja obozu władzy wpływała demobilizująco, a nie mobi-lizująco na jej aparat represji. Nawet wyniki wyborów przeprowadzanych w jednostkach wojskowych czy milicji wskazywały, że poparcie dla opozycji często przekraczało 25 proc.

Przygotuj szczoteczkę…
Skala zwycięstwa dawała opozycji silny mandat do odrzucenia wcześniejszej ugody z władzą. Wybory były de facto plebiscytem, w którym Polacy opowiedzieli się jednoznacznie za odsunięciem komunistów od władzy. Jednak środowiska okrągłostołowe nie były do tego zdolne.

Przez lata PRL przyzwyczajone do minimalizmu, wyolbrzymiały możliwości upadającej władzy komunistycznej w Warszawie i Moskwie. Skala zmian, jakie zaszły w Czerwcu nie do końca najwyraźniej do nich docierała. Raczej przynosiła wspomnienia z początku lat 80., gdy triumf „Solidarności” zakończył się represjami stanu wojennego. Ścierały się dwie tendencje – opozycyjnych „dołów” dążących do skonsumowania sukcesu i przejęcia władzy oraz opozycyjnej „góry” – dążącej do samoograniczenia skali zmian.
W jakimś stopniu obrazują to wspomnienia Krzysztofa Kozłowskiego – w tym czasie jednej z kluczowych osób w okrągłostołowej opozycji: „O czwartej nad ranem 5 czerwca, zadzwonił do mnie mój przyjaciel Jan Maria Rokita i mówi: słuchaj Krzysiek, mam pierwsze informacje z zamkniętych obwodów. Jeżeli tam jest tak, to znaczy, że to jest lawina. Jeżeli oni mają resztkę zdrowego rozsądku i oleju w głowie, to powinni nas przed świtem wygarnąć. Przygotuj sweter i szczoteczkę do zębów”.

Stracona szansa
Minimalizm okrągłostołowych elit sprawił, że mimo sprzyjających okoliczności decydowały się one wypełniać podpisany z władzami reżimu kontrakt. Niewątpliwie miała na te postawy wpływ także fraternizacja z niektórymi reprezentantami władzy komunistycznej, do jakiej doszło w Magdalence. Tonowano więc nastroje we własnym obozie, później wsparto dążenia Wojciecha Jaruzelskiego do objęcia prezydentury – choć ostatecznie został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe przewagą raptem jednego głosu…

Skoncentrowano się na reformie gospodarki. Jednak nie był to jedyny obszar wymagający strukturalnych reform. Odstąpienie od zmian wtedy, gdy sprzyjały im okoliczności, sztuczne spowolnienie procesu demokratyzacji stało się jednym z grzechów założycielskich III RP. Umożliwiło to komunistom udoskonalenie wypracowanego u schyłku lat 80. mechanizmu wycofywania się ze sfery politycznej i przenikania do sektora gospodarczego.

W sferze politycznej komuniści dążyli do spowolnienia zmian poprzez przedłużenie trwania kontraktowego parlamentu, i jak najdłuższego sprawowania kontroli nad resortami siłowymi. Czas był im potrzebny, by odnaleźć się w nowej – pseudodemokratycznej rzeczywistości i przygotować się do mających nadejść – nie ulegało to już wtedy wątpliwości – wolnych wyborów. Ich termin – jednoznaczny z wprowadzeniem systemu demokratycznego, choć obciążonego posttotalitarnym bagażem – chcieli odsunąć na tak daleko, jak to tylko możliwe.

Opozycja okrągłostołowa faktycznie wsparła ich w tych działaniach, co widać, gdy spojrzymy na rozwój wydarzeń w innych krajach bloku sowieckiego. Kontraktowe wybory z czerwca 1989 r. wyznaczały początek zmian w krajach satelickich ZSRS. Na Węgrzech rozmowy „trójkątnego stołu” zakończono we wrześniu 1989 r., a wolne wybory przeprowadzono w dwóch turach w marcu i kwietniu 1990 r. W NRD, po rozmowach z grudnia 1989, wolne wybory zorganizowano w marcu 1990 r.

W Czechosłowacji po „aksamitnej rewolucji” z listopada, w grudniu 1989 powstał rząd z udziałem opozycji, a wolne wybory przeprowadzono w czerwcu 1990 r. W Bułgarii rozmowy zakończyły się w marcu 1990, a wolne wybory zorganizowano w czerwcu. W Rumunii władzę utrzymali komuniści, nie dopuszczając do negocjacji z opozycją. Ekipa „reformatorska” poświęciła natomiast dotychczasowego przywódcę partii, znienawidzonego Nicolae Ceauşescu, który został w grudniu 1989 skazany na śmierć i rozstrzelany. W maju 1990 r. komuniści zorganizowali wolne wybory, w których zwyciężyli.

Zatem do połowy 1990 r. wszystkie kraje bloku wschodniego miały już parlamenty wyłonione w wolnych wyborach. Wszystkie z wyjątkiem Polski – u nas pierwsze w pełni wolne wybory odbyły się dopiero jesienią 1991 r. W tych dwóch latach, kiedy działał kontraktowy parlament, a zmiany były zamrożone, doszukać się można źródeł wielu patologii drążących do dziś III Rzeczpospolitą.

***

historyk, politolog, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, profesor Akademii Ignatianum w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski