Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czerwone Noski wspierają najmłodszych w walce z chorobami

Aleksandra Gieracka
Radosław Chabowski, czyli doktor Maguza, podczas jednej z wizyt w szpitalu
Radosław Chabowski, czyli doktor Maguza, podczas jednej z wizyt w szpitalu Tomasz Wilczkiewicz
Inicjatywa. Nie przypominają klaunów znanych z cyrku. Nie są ubrani w wymyślne kostiumy i kolorowe peruki. Za to obowiązkowo mają czerwone nosy. Co poniedziałek nietypowi doktorzy odwiedzają małych pacjentów w szpitalach w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu

Nawet dla dorosłego człowieka krótki pobyt w szpitalu wiąże się z nieprzyjemnym stresem. Małe dzieci wymagają szczególnej uwagi i zainteresowania. Lekarzom i pielęgniarkom z pomocą przychodzą klauni. W Krakowie Czerwone Noski można spotkać w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym im. Świętego Ludwika. Terapia śmiechem wpisała się już na stałe w rytm dnia na pediatrii i pulmonologii.

W role wymyślonych doktorów wcielają się profesjonalni aktorzy. W naszym mieście przeważnie działa doktor Pini Pińkowska i doktor Niespodzianka. Praktyki odbywa doktor Chaos. Pojawiają się także gościnnie doktor Maguza z siostrą Niezapominajką czy siostra Klara z doktorem Proszę.

Nic na siłę
Co ważne, klauni nigdy nie działają pojedynczo. Zawsze na wizytę przychodzą parami. Nie mają scenariusza, nie wyrzucają z siebie wyuczonych dialogów. Ich praca to przede wszystkim improwizacja. - Na początku ustalamy między sobą, który klaun jest jedynką. Ten z reguły jest mądrzejszy i wie wszystko. A drugiemu przez cały czas przydarzają się różne błędy i pomyłki. I na tym można już zbudować całą relację - opowiada Radosław Chabowski, czyli doktor Maguza.

Podczas cotygodniowej wizyty aktorzy umilają czas kilkudziesięciu pacjentom, ale każdemu z nich starają się osobno poświęcić przynajmniej chwilę uwagi. Do każdego podchodzą indywidualnie. - Z jednym dzieckiem przełamanie się, taki efekt otwartości i pozytywnej energii uzyskamy po trzech minutach i to wystarczy. Inne będzie potrzebowało 15 minut, wtedy spokojnie zostajemy dłużej - mówi Radosław Chabowski.

Czasami dziecko może nie mieć ochoty na odwiedziny. Dlatego klauni zawsze pukają do drzwi i pytają, czy mogą wejść do sali. - Przeważnie rodzice bardzo fajnie łapią konwencję i od razu nas zapraszają, ale my jeszcze czekamy tę sekundę dłużej na odpowiedź dziecka. Chcemy ją usłyszeć właśnie od niego, bo zdarza się, że maluch powie nie. Bywają też bardzo intymne sytuacje, których nie chcemy zakłócać - dodaje Radosław Chabowski.

Aktorzy nie przynoszą ze sobą skomplikowanych rekwizytów. Zazwyczaj dysponują prostymi zabawkami ukrytymi w kieszeniach fartucha. Albo pożyczają od pielęgniarek przyrządy medyczne, które wykorzystują do odpędzania chorób. Często w ruch idą bańki mydlane, które służą klaunom na przykład do dezynfekcji sali. - Staramy się używać jak najmniej rekwizytów, żeby mieć z dziećmi jak największy kontakt. Pomoce nie mogą grać głównej roli, bo opieramy się przede wszystkim na relacji między klaunami - przekonuje Joanna Gierdal, czyli doktor Pini Pińkowska.

W pracy klauna najważniejsze jest wzbudzenie zaufania u małego pacjenta. - Skupiamy się na relacji z dzieckiem a nie na pokazywaniu mu naszych ustalonych formuł artystycznych. Mamy ustalone pewne rutyny, czyli wzory, znane tylko nam i w ich obrębie improwizujemy - opowiada Joanna Gierdal.

Do trzech razy sztuka
Klauni mają oczy dookoła głowy. Czasami drobny szczegół w zachowaniu pacjenta czy zabawka, którą trzyma w ręce, może okazać się doskonałym punktem wyjścia do zbudowania całej inscenizacji. - Jedną z nich zamykanie drzwi. Proszę drugiego klauna żeby je zamknął i on idzie i zamyka, tylko że z drugiej strony. I to już jest dla tych mniejszych dzieci świetna zabawa.

I wtedy ja idę po tego klauna i mówię mu, że ma wrócić. I jeszcze raz proszę go: zamknij drzwi. A on znowu zamyka te drzwi z drugiej strony. Ale jak mu powiem trzeci raz, to on te drzwi zamknie tak jak chcę. Mamy zasadę: nie, nie, tak. Do trzech razy - Radosław Chabowski zdradza tajniki pracy klauna.

Pomocne są również informacje zdobyte od pielęgniarek. Przed wizytą aktorzy pytają, czy któreś z dzieci jest niewidome albo niesłyszące. Albo czy ktoś w danym dniu akurat ma urodziny. - Gdy już jesteśmy na oddziale, pielęgniarki też same proszą nas o pomoc, gdy na przykład muszą założyć wenflon, a dziecko się boi i płacze. Wtedy staramy się skupić jego uwagę na czymś innym - mówi Radosław Chabowski.

Rodzaj uśmiechu, który klauni aplikują pacjentom, zależy od ich wieku. Pracują zarówno z najmłodszymi dzieciakami, jak i z nastolatkami. W czasie warsztatów, w których każdy aktor ma obowiązek uczestniczyć, uczą się, jak poczucie humoru zmienia się u człowieka wraz z biegiem lat. - Z półtorarocznymi maluchami wystarczy, że bawimy się w "A kuku" albo zamykanie drzwi. Z kolei z "dorosłymi" dziećmi dla nas punktem wyjścia jest jak mówią, że są za stare - opowiada Radosław Chabowski. - Oni też często potrzebują się wyżalić czy po prostu pogadać. Wtedy nie musimy robić nic specjalnego - dodaje aktor.
Fundacji zależy na wytworzeniu przyjaznych więzi z pacjentami, rodzicami i personelem szpitali. Stąd też regularne wizyty i w miarę możliwości stała grupa aktorów. Zdarza się, że z powodów losowych dany artysta nie może pojawić się w konkretny dzień w przypisanej mu placówce. Wtedy organizowane są zastępstwa, jednak w każdym tygodniu wizyta musi się odbyć. - Nie działamy tylko dla pacjentów, ale też dla rodziców i dla personelu.

Zależy nam też, żeby oni zrozumieli, na czym polega praca przez humor. I widzimy, że coraz bardziej nam ufają - podkreśla Joanna Gierdal. - Widać, że personel też zaczyna z nami żartować. Nawet gdy wchodzimy na salę i bałaganimy, przestawiamy łóżka, bo akurat teraz będzie tu salon spa - uśmiecha się Radosław Chabowski.

W Polsce w tej chwili działa ośmiu klaunów, kolejni są powoli wprowadzani. Ale na przykład w Czechach jest ich aż osiemdziesięciu.

Każdy z aktorów musi brać udział w warsztatach. W czasie ich trwania uczą się między innymi, jak budować relacje między klaunami. - Może się zdarzyć, że jeden z klaunów się zapomina i zaczyna działać w pojedynkę. Wtedy drugi musi go powstrzymać i uspokoić. To jest ciągła praca między nami. Musimy się wzajemnie czuć - opowiada Joanna Gierdal.

Nietypowy trening
Joanna Gierdal i Radosław Chabowski ukończyli szkoły aktorskie, jednak oboje podkreślają, że w czasie studiów nie uczono ich typowej sztuki klaunady. Doskonale funkcjonuje ona dzisiaj we Francji, Włoszech, a przede wszystkim w USA, skąd pochodzi Michael Christensen z Big Apple Circus, pomysłodawca odwiedzania dzieci w szpitalach przez klauna.

Z wzorców i doświadczeń kolegów z innych państw czerpią też sporo polscy aktorzy. Uczą się m.in. tego, jak szukać charakteru klauna oraz akceptacji siebie na scenie, co jest szczególnie istotne. - Nawet na castingu do Czerwonych Nosków nie było najważniejsze to, czy umiem śpiewać, tańczyć i wygłaszać monologi, tylko chodziło o to, czy potrafię być na scenie i zaakceptować, że po prostu wyglądam głupio - wspomina Joanna Gierdal.

Aktorka musiała też oswoić się z myślą, że wciela się w klauna, który cały czas popełnia błędy i ciągle robi coś źle. - Humor wychodzi z tego, że on jest nieudacznikiem życiowym, który jednak to akceptuje i nawet cieszy się ze swoich błędów - dodaje.

Nieco inaczej rolę klauna postrzega Radosław Chabowski. - Tłumaczę sobie, że klaun nie popełnia błędów, że wszystko, co on robi, to jest tak jak ma być - przekonuje.

Praca w Czerwonych Noskach dla Joanny Gierdal stałą się pasją. Z kolei Radosław Chabowski traktuje wcielanie się w klauna jako styl życia. - Jak odkryłem klaunadę, to zrozumiałem, że jest to coś, czego mi wcześniej brakowało. Do teatru przychodziły osoby, które miały na to czas, były zdrowe, miały pieniądze i chciały zobaczyć spektakl. A tutaj jesteśmy bezpośrednio dla ludzi - przekonuje Radosław Chabowski.

- Przychodzimy z naszym światem. Nie współczujemy tym dzieciom, nie próbujemy ich pocieszać, tylko oferujemy im coś innego, czego normalnie w szpitalu nie mogą dostać - uzupełnia Joanna Gierdal.

Polskie Czerwone Noski - Klaun w Szpitalu niedawno świętowały drug rok działalności, są partnerem funkcjonującej w jedenastu krajach Europy międzynarodowej organizacji Red Noses International z siedzibą w Wiedniu. W ubiegłym roku w naszym kraju Czerwone Noski odwiedziły ponad 4000 małych pacjentów w szpitalach w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski