Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Cześć, Tereska"

Redakcja

Film jest czarno-biały. I trudno sobie wyobrazić, aby miał być inny, barwny. Bo po pierwsze - sprawy w nim przedstawione są ciemne i ponure, a po drugie - sceneria nawet nie biała, ale szara, "betonowa", smutna. Kolorowa taśma mogłaby rozproszyć tę tonację, wprowadzić element umowności i sztuczności, nieprawdy. Tymczasem reżyser Robert Gliński założył sobie maksimum prawdy na ekranie, przyjął konwencję obrazu paradokumentalnego, więc poza kolorytem także dźwięk jest stuprocentowy, czasem "brudny", ale za to autentyczny. Tym samym Gliński, rocznik 1952, przypomniał sobie i nam, że jeszcze jako student zaczynał od krótkometrażowych dokumentów, aby potem zaskakiwać nas różnymi gatunkami.
   Dzieci wykoślawione totalitarnym wychowaniem uprawiały u niego "Niedzielne igraszki", w parodystycznej komedii pewien scenarzysta wykonywał swój "Łabędzi śpiew", ekranizacją pamiętników Oli Watowej było "Wszystko, co najważniejsze" - za które to tytuły autor zebrał sporo nagród. Potem szło słabiej, ale też w sposób urozmaicony (m.in. film o disco polo), aby po trzyletniej pauzie pojawiła się "Tereska". Jakoś cicho było o niej u nas, rozgłos przyniosły dopiero trzy nagrody na Festiwalu w Karlovych Varach: specjalna od jury oraz od krytyki międzynarodowej i Zrzeszenia Klubów Filmowych. Nie gorsza w ocenie i w premii była potem nasza niedawna impreza przeglądowa w Gdyni.
   Sąsiedzi w bloku, chłopcy z podwórka, koleżanki ze szkoły witają Tereskę poufałym "cześć!", ale jeśli nawet z sympatią, to obojętnie, jeśli z życzliwością, to zdawkową. Pochmurna, zamknięta w sobie piętnastolatka szuka instynktownie ciepła i uczucia, którego nie znajduje w domu, gdzie najważniejszym członkiem rodziny jest telewizor. Życiową edukację pobiera u doświadczonej już a nielojalnej przyjaciółki. Pierwszy papieros, pierwszy łyk wina, pierwszy pocałunek oraz inicjacja erotyczna, która miała być "piękna", a przybrała formę gwałtu. To, co mi się spodobało u Glińskiego, to stopniowe narastanie i precyzyjne odmierzanie drobiazgów, które w sumie uwiarygodniają sytuację psychologiczną dziewczyny.
   Zasób spostrzeżeń jest tym większy i bardziej realistyczny, że reżyser nie tyle opowieść inscenizuje, co obserwuje osoby dramatu. Na przykład ważna sekwencja na cmentarzu (rozmowa dwu dziewcząt) czy na podwórzu (zaczepki chłopaków) zostały sfilmowane "żywcem", ze slangiem młodzieżowym włącznie. "Rzucałem temat sceny - mówi Gliński - omawiałem problemy, jakie muszą się pojawić i dawałem wolną rękę. Dzięki temu uzyskałem niepowtarzalne i prawdziwe napięcia pomiędzy bohaterami, co inaczej byłoby nie do osiągnięcia". I dodajmy rzecz istotną: że do głównych ról zaangażował dwie amatorki, uczennice gimnazjalne, które miały swoje własne, rzeczywiste kłopoty wychowawcze w poprawczaku.
   - Zagrałyśmy siebie, takie jest życie - powiedziały z rozbrajającą szczerością obie nastolatki na konferencji prasowej w Gdyni, Aleksandra Gietner - Tereska i Karolina Sobczak - Renata. Jak nie lubię aktorskiego amatorstwa, tak muszę przyznać, że efekt jest tutaj zdumiewający przez brak jakichkolwiek panieńskich póz, przez absolutną naturalność. I to w duecie z takim wygą filmowym, jak Zbigniew Zamachowski, który z całą ekspresją i ofiarnością zagrał postać sparaliżowanego alkoholika. Jeśli złym duchem o słodkiej buzi okazała się dla bohaterki przyjaciółka, to ów pijany połamaniec mógł być osobą najbliższą. Za złudzenia zapłacił tragiczną cenę.
   Mocnym akordem mordu zamyka się to przejmujące studium deprawacji, aktem bezrozumnej agresji, bezmyślnym zamachem na cudze życie. Jako "czynnik sprawczy" swego filmu Robert Gliński podaje zjawisko zbrodniczej przemocy wśród młodocianych, o jakim czytamy wciąż w gazetowych kronikach: tylko w jednym tygodniu dwie 14-latki mordują swą koleżankę we Wrocławiu; 15-latek dusi rówieśnika w Gryfinie; 16-latek zabija sąsiada dla kawału w Warszawie; śmiertelne pobicie 17-latka w Radomiu... "Tereska" nie odpowiada wprost na pytanie "dlaczego?", bo to za duży problem, ale dostatecznie wyraźnie pokazuje osamotnienie dziewczyny w niedobrych kontaktach z rodzicami, nauczycielką, Kościołem, mieszkańcami blokowiska.
   - Ci zrobiłaś, Teresko?! - Nic - mówi z apatycznym spokojem, a to znaczy, że nie ma świadomości dobra i zła - nikt jej tego nie nauczył, a sama nie umiała się w tym wyznać. Siłą filmu Roberta Glińskiego jest jego pesymizm. Nie ma tu ani publicystycznych recept, ani moralizatorskiego "cerowania" rzeczywistości, ani jej upiększania choćby muzyczką spoza kadru, ani epatowania wulgarnością, co ostatnio tak polubiło kino polskie. Porusza nas sam surowy materiał faktograficzny i obiektywny - acz nie zimny - obraz, zastanawia nie zaspokojony głód uczuciowy bohaterki, jej tęsknota do odmiany losu, a na koniec ogarnia po prostu żal. Ten film zasługuje na podziękowanie.
WŁADYSŁAW CYBULSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski