Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek, który miał plan

Redakcja
Urodzony w 1947 r. w Lipnie na Kujawach. Będzie w żartach podkreślał, że jest krajanem Lecha Wałęsy, który w Lipnie chodził do zawodówki, a wychował się w pobliskim Popowie; jednak Wałęsę osobiście pozna dopiero w 1989 r.

Stan cywilny: żonaty. Pierwsza żona - Maria, druga - Ewa. Ma troje dzieci (jedno z pierwszego małżeństwa).

Pasje: biegi na średnich dystansach. W szkole nie miał sobie równych. Wzorem był dla niego legendarny polski wunderteam.
Osiągnięcia: mistrzostwo Polski juniorów w biegach przełajowych na 1500 metrów w 1965 r. (był wtedy studentem warszawskiej SGPiS).
Światopogląd: monetarystyczny - z wszystkimi tego konsekwencjami.
Znaki szczególne: ma plan i go realizuje. Niełatwo go przekonać do zmiany poglądów. Teorie, które uważa za bzdurne, potrafi bezceremonialnie i publicznie wyszydzić.
Nazwisko: Balcerowicz.
Imię: Leszek.
10 stycznia 2007 r. kończy pracę na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Pierwsza ofiara

"Musimy skończyć z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci…".
Te słowa Leszek Balcerowicz wypowiada w Sejmie, w grudniu 1989 r. Tłumaczy posłom, że sytuacja, w której znalazła się Polska, jest skrajnie trudna, wręcz dramatyczna. Jednoznacznie określa wroga - jest nim inflacja. Średnia stopa inflacji dla całego 1989 r. wyniosła 340 proc., ale w ostatnich 5 miesiącach tego roku wzrost cen przekroczył 1000 proc. To była już hiperinflacja.
Wszyscy uważnie słuchają Balcerowicza, ale nie wszyscy go rozumieją. Niektórzy ekonomiści nie ukrywają niepokoju. Staną się krytykami Balcerowicza.
Wicepremier zdaje sobie sprawę, że prawdziwa zmiana ustrojowa dopiero przed nami. Uwolnienie cen przez rząd Rakowskiego to namiastka przemian. Uzgodnienia niektórych "podstolików" przy Okrągłym Stole, to festiwal populistycznych życzeń nie do spełnienia. Polska gospodarka wciąż jest nieruchawym, państwowym molochem. Ceny rosną z dnia na dzień. Fabryki produkują według planów wziętych z sufitów. Niewiele ma to wspólnego z grą popytu i podaży. Na czele rządu stoi pierwszy solidarnościowy premier - Tadeusz Mazowiecki. Jest politykiem, nie ekonomistą. Głową państwa jest ostatni PRL-owski funkcjonariusz, tym razem w roli prezydenta - generał Wojciech Jaruzelski.
Leszek Balcerowicz nie przywiązuje wagi do symboli. Ludzi i zjawiska traktuje jak elementy równania, którego wynik przedstawia w tym samym przemówieniu w Sejmie, w grudniu 1989 roku: "Nasza propozycja, to gospodarka otwarta na świat, której reguły są jasne dla wszystkich. Nasza propozycja, to gospodarka oparta na mechanizmach rynkowych, o strukturze własnościowej występującej w krajach wysokorozwiniętych…".
Jesienią 1989 r. mamy w Polsce dwa kursy dolara. Jeden oficjalny - korzystają z niego przedsiębiorstwa handlujące z zagranicą, kupujące i sprzedające tzw. dewizy. Drugi kurs jest rynkowy. Dokładniej "rynkawy", bo ustalany przez ulicznych handlarzy, a nie przez dilerów walutowych w strukturze sprawnie działającego systemu bankowego. W styczniu 1989 r. "państwowy" kurs dolara wynosił ok. 500 zł. W sierpniu przekroczył 1 tys. zł. W grudniu sięgnął 6,5 tys. złotych i wciąż nie nadążał za cenami z kantorów. Polacy zaczęli większe zakupy przeliczać na dolary, choć nadużyciem byłoby stwierdzenie, że cały obrót gospodarczy uległ dolaryzacji.
Od początku 1989 r. można legalnie handlować walutami. Powstają sieci kantorów, a dawni cinkciarze stają się przedsiębiorcami. Jeden z nich, jesienią 1989 r., będzie się starał uzgodnić finansową politykę państwa z ministrem Balcerowiczem. Z takim zamiarem spróbuje (nieskutecznie) odwiedzić wicepremiera w mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Pocałuje klamkę, odejdzie z przysłowiowym kwitkiem, ale prawdziwy cios spotka go za rok, gdy zaniżony, oficjalny kurs dolara zrówna się z rynkowym.
Tym śmiałym, walutowym przedsiębiorcą jest Lech Grobelny. W 1990 r. jego BKO (Bezpieczna Kasa Oszczędności) będzie miała kłopoty, a on sam oraz wielu klientów BKO staną się pierwszymi ofiarami "planu Balcerowicza". O następnych ofiarach usłyszymy już niedługo.

Jaja tanieją

Reformy nowego wicepremiera i ministra finansów "planem" miała nazwać po raz pierwszy Małgorzata Niezabitowska - rzeczniczka rządu Tadeusza Mazowieckiego. Zanim do tego dojdzie, Leszek Balcerowicz, ze znanego jedynie w środowiskach naukowych ekonomisty, niemal z dnia na dzień przeistoczy się w osobę, na którą zwrócone będą oczy całej Polski i niemałej części zagranicznej finansjery. Trzeba pamiętać, że bez uzgodnień z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym najpewniej nie byłoby żadnej reformy Balcerowicza.
Sytuacja Polski w 1989 r., z finansowego punktu widzenia była tak beznadziejna, że nawet Jeffrey Sachs - wpływowy doradca Leszka Balcerowicza w tamtych czasach, w przypływie desperacji, miał któregoś dnia zaproponować: "Wyślijcie do zachodnich banków faksy, że od jutra nie spłacacie żadnych długów".
Balcerowicz nie potraktował tej propozycji poważnie. Wiedział, że musi uwiarygodnić swój plan umową z międzynarodowymi instytucjami finansowymi. Tego długu, pozostałego po PRL, było aż nadto. Gdy do władzy doszła ekipa Gierka, zagraniczne zadłużenie Polski wynosiło ok. miliarda dolarów. W 1975 r. było to już 25 mld USD. W krytycznym 1989 r. Polska była winna zachodnim instytucjom finansowym ponad 40 mld dol.
W tzw. Klubie Paryskim zrzeszyły się zachodnie rządy, które pożyczyły nam pieniądze. Klub Londyński dla odmiany grupował prywatne banki komercyjne. Trzeba było negocjować redukcję zadłużenia i to się ostatecznie udało. Dodatkowo wicepremier załatwił w ostatniej chwili (w końcu grudnia 1989 r.) miliard dolarów tzw. funduszu stabilizacyjnego. Bez niego wprowadzenie częściowej wymienialności złotego mogłoby się nie udać.
Leszek Balcerowicz wicepremierem i ministrem finansów zostaje późnym latem 1989 r. W pośpiechu przygotowuje pakiet ustaw mających przenieść Polskę z epoki przymiotnikowej, "socjalistycznej" ekonomii w czas gospodarki wolnorynkowej. Projekty 11 ustaw (ostatecznie uchwalono 10) posłowie dostają do czytania tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Czasu jest mało. Pomysł ekipy Balcerowicza jest taki, aby Polacy 1 stycznia 1990 r. obudzili się w innym kraju. Projekty ustaw do domów posłów rozwozi wojsko. Podobno bez wiedzy ówczesnego szefa MON - gen. Floriana Siwickiego. Balcerowicz będzie później wspominał, że nie bał się braku akceptacji prezydenta Jaruzelskiego. I rzeczywiście, w sylwestra 1989 r. Jaruzelski dostaje do podpisania cały uchwalony już pakiet. Nie robi żadnych trudności.
Jedna z ustaw (o gospodarce finansowej przedsiębiorstw) zezwala na prowadzenie postępowania upadłościowego. To prawdziwa rewolucja - w czasach PRL państwowe zakłady mogły być likwidowane wyłącznie zarządzeniem administracyjnym; ekonomia nie miała z tym nic wspólnego.
Inna ustawa (tzw. kredytowa) likwiduje łatwy dostęp do tanich, państwowych kredytów dla przedsiębiorstw. Firmy pożyczały pieniądze na procent niemający nic wspólnego z realiami rynku. Mogły zarabiać krocie na różnicy między tanim kredytem a wysoką i wciąż rosnącą inflacją. Teraz kredyty będą drogie, a wiele firm zbankrutuje.
Kolejna ustawa wprowadzała podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń. Popiwek - później zajadle krytykowany - wtedy pozwolił zahamować spiralę wzrostu wynagrodzeń, które były niczym innym, jak tylko samowolną, oddolną indeksacją płac. Nie miała ona nic wspólnego z rzeczywistymi wynikami przedsiębiorstw, a wynikała z żądań załóg popieranych przez dyrekcje państwowych firm działających w księżycowej ekonomii socjalizmu. Podwyżki płac napędzały inflację - to błędne koło toczyło się coraz szybciej.
Wreszcie prawo dewizowe - ustawa wprowadzająca jednolity dla wszystkich podmiotów kurs walutowy. Złoty stał się wymienialny "wewnętrznie". Eksporterzy są zobowiązani do odsprzedawania zarobionych dewiz bankom. Banki nadwyżki walutowe przekazują do NBP. Kurs dolara zostaje ustalony na 9,5 tys. zł. Taka decyzja oznaczała w praktyce dewaluację złotówki. Ten kurs, wspierany m.in. wspomnianym funduszem stabilizacyjnym MFW, utrzyma się przez cały 1990 r. i połowę następnego. Dopiero w maju 1991 r. nastąpi kolejna dewaluacja - do 11 tys. zł za dolara. Następuje rzeczywisty koniec świata dla Peweksów. Przestają być potrzebne.
Ludzie wracają z sylwestrowych balów 1 stycznia 1990 r. i większość nie jest świadoma doniosłości wydarzeń z ostatnich dni grudnia. Gdy trwały prace nad pakietem ustaw Balcerowicza, parlament zmieniał też konstytucję. Orzeł odzyskał koronę i te wiadomości - siłą rzeczy - łatwiej docierały do opinii publicznej. Jednak niektórzy dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw i wtórujący im niechętni Balcerowiczowi ekonomiści nie mają wątpliwości - za kilka dni większość przedsiębiorstw zatrzyma produkcję. "Balcerowicz nas pogrąży" - straszą.

Rysy na szkle

W styczniu 1990 r. koniec świata nie następuje. Do resortu finansów napływają meldunki z uwalnianego rynku. Wiele lat później Leszek Balcerowicz będzie wspominał zadowolenie, z jakim przyjął informację o taniejących jajach. Na hakach w sklepach mięsnych, po raz pierwszy od wielu lat, w obfitości zawisły wędliny. Na ulicach pojawili się pionierzy nowego polskiego kapitalizmu. Rozłożyli swoje łóżka i zapełnili je towarami, najczęściej pochodzącymi z Niemiec. Dopiero później zrozumieją, że w szybkości akumulowania kapitału wyprzedziła ich uwłaszczona na różne sposoby nomenklatura.
Rynek zaczął działać, ale nie wszyscy są zadowoleni. Sztuczny, "państwowy" kurs dolara był źródłem niemałych dochodów dla tzw. firm polonijnych. W II połowie lat 80. powstawało w ten sposób wiele łatwych fortun. Balcerowicz uciął głowę tej kurze znoszącej złote jaja w specjalnych cieplarnianych warunkach - niemających wiele wspólnego z rzeczywistą rynkową grą. Takie same warunki działania podmiotów to dla wicepremiera ważna sprawa, choć podobno polonijni przedsiębiorcy starali się w tamtym czasie dotrzeć do resortu finansów i walczyć o utrzymanie przywilejów.
Przybywa krytyków Balcerowicza. Poparcie dla szybkich, choć bolesnych reform rynkowych w 1989 r. przekraczało 50 proc. ankietowanych (poparcie dla szeroko rozumianych reform rządu Mazowieckiego sięgało 70 proc.!). Już nigdy takie nie będzie. Narasta niechęć do wicepremiera, który sprawia wrażenie, że nie obchodzi go opinia publiczna, a krytykę ze strony niektórych ekonomistów nazywa bzdurami, zarzucając im brak elementarnej wiedzy.
Wodą na młyn krytyków jest recesja. Polskie przedsiębiorstwa produkują mniej - tak wynika z gospodarczych statystyk. To efekt urealnienia obrotu gospodarczego. Szacunki mówią nawet o 30-proc. spadku produktu krajowego brutto (PKB) w latach 1990-91! Dotyka to przede wszystkim produkcji wielkoprzemysłowej. Po latach przeciwnicy Leszka Balcerowicza będą mu wypominać radykalizm przejawiający się odejściem od wszelkich form protekcjonizmu. Wielkoprzemysłowe molochy z czasów Gierka nie radziły sobie w warunkach wolnej konkurencji.
Pojawia się bezrobocie. Polacy przyzwyczajeni do niezbywalnego "prawa do pracy" z przerażeniem dowiadują się, że na koniec 1992 r. oficjalna stopa bezrobocia sięga niemal 14 proc.! Nie pomaga gwałtownie zwiększająca się liczba nowych, małych i średnich firm. Redukcje w wielkich zakładach i ujawniane wiejskie bezrobocie (m.in. likwidacja PGR-ów) są zbyt duże, aby zniwelowała je dynamicznie skądinąd rozwijająca się nowa przedsiębiorczość.
Polacy kupują zagraniczne towary. Początkowy entuzjazm dla zapełnionych sklepowych półek zmienia się w pretensje kierowane bezpośrednio pod adresem Balcerowicza. Ludzie zaczynają rozumieć, że kupując importowane produkty, przyczyniają się do zmniejszania liczby miejsc pracy w kraju.
Wychodzenie z galopującej inflacji powoduje, że spada siła nabywcza pieniądza. Przeciętny obywatel rozumie z tego tylko tyle, że kiedyś stać go było na wiele, choć niewiele mógł kupić w warunkach socjalistycznego niedoboru. Teraz towary stały się dostępne, ale są drogie. "Balcerowicz wykończy emerytów i rencistów. Balcerowicz udusi polskiego rolnika" - to nie były w tamtych czasach krzyki ulicy. Takie głosy płynęły także z poselskich ław. Były podsycane przez krytykujących Balcerowicza ekonomistów, którzy przypominali, że według planu inflacja miała spadać szybciej.
Po przegranych wyborach prezydenckich Mazowiecki podaje swój gabinet do dymisji. Balcerowicz zostanie szefem resortu finansów również w następnym rządzie - Jana Krzysztofa Bieleckiego. Jednak gdy jesienią 1991 r. swoją ekipę formował Jan Olszewski, nie był już brany pod uwagę. Do tego rządu pasowałby bowiem jak pięść do nosa. W przeszłości należał przecież do PZPR (legitymację oddał po wprowadzeniu stanu wojennego), pod koniec lat 70. flirtował z "marleną" (Instytut Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR).
Szefem resortu finansów u Olszewskiego zostaje Karol Lutkowski. Bliski współpracownik... Leszka Balcerowicza.

Drugi plan

W 1998 r. Leszek Balcerowicz - wtedy szef Unii Wolności - powraca do rządu. Jerzy Buzek tworzy koalicyjny gabinet AWS-UW, a twórca reform z lat 1989-90 ponownie zostaje wicepremierem i ministrem finansów. Przedstawia pakiet propozycji, które zostają okrzyknięte "drugim planem Balcerowicza".
Plan jest ambitny. Chcemy gonić Europę. Dochody Polaków mają się w ciągu najbliższych 10 lat podwoić, inflacja spaść do ok. 5 proc., a bezrobocie w ciągu dwóch lat zostać stłumione o prawie 1/3. W 1989 r. ok. 1,8 mln Polaków pozostawało bez pracy, a na rynek wchodziły kolejne roczniki demograficznego wyżu.
Balcerowicz ogłasza kilka scenariuszy pogoni za bogatym Zachodem. W każdym z nich najważniejsze miejsce zajmuje reforma finansów publicznych, a w niej głębokie zmiany podatkowe. Promowana przez Balcerowicza tzw. Biała księga podatków sugeruje rozwiązanie: podatek liniowy.
"Zamiast kolejnych, cząstkowych nowelizacji proponuję - po publicznej dyskusji - przeprowadzenie wielkiej reformy podatkowej, która umożliwi zbudowanie spójnego, prostego i sprawiedliwego systemu podatkowego, który powinien zapewniać szybki wzrost gospodarczy, w średnim tempie powyżej 6 proc. rocznie, przez najbliższe 10 lat, szybsze tworzenie nowych miejsc pracy i mobilizować ludzi do wydajniejszej pracy (…). Pierwsza część zmian, już o charakterze docelowym, będzie wprowadzana od przyszłego roku, zaś pozostałe zmiany od 1 stycznia 2000 r. Jednolite opodatkowanie osób fizycznych i prawnych liniową stawką 22 proc. obowiązywałoby od 2002 r.".
Tej treści komunikat pojawia się po jednym z posiedzeń Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w 1998 r. Prace nad podatkową reformą postępują. Konieczny jest kompromis, więc ostateczny rządowy projekt przewiduje stopniowe dochodzenie do liniowej stawki. Jednak i to budzi sprzeciw części posłów.
Jesienią 1999 r. opinia publiczna jest świadkiem interesującej parlamentarnej gry. Maciej Manicki z OPZZ chce zablokować zmiany, wnosząc 90 poprawek do ustawy. Stanisław Kracik z UW, podczas obrad Komisji Finansów Publicznych, doprowadza sprytnie do odrzucenia poprawek Manickiego. Podatki są uchwalone i trafiają na biurko prezydenta Kwaśniewskiego.
Sprawa jest ważna, więc konferencję prezydenta na żywo transmituje telewizja. Aleksander Kwaśniewski długo tłumaczy, dlaczego zdecydował się podpisać ustawę podatkową dla firm. Później, jeszcze dłużej i bardziej zawile, mówi o ustawie o podatkach dla ludności. Swój wywód kończy zdaniem: "W tej sytuacji zdecydowałem się nie podpisywać ustawy". Opozycyjny SLD jest zadowolony. Koalicja dostała solidnego kopniaka…
Balcerowicz nie od razu odchodzi z rządu. Stanie się to dopiero wiosną 2000 r. Na początku 2001 r. zostaje prezesem NBP. Obejmuje stanowisko zwolnione przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, która przyjmuje posadę w zarządzie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie.

Na straży złotówki

Leszek Balcerowicz w styczniu 2001 r. pojawia się w budynku NBP przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie. Role się odwróciły. Polityka fiskalna pozostała po stronie rządu. Balcerowicz przez najbliższe lata ma stać na straży stabilności waluty. Wroga definiuje już podczas pierwszego, inauguracyjnego spotkania z podwładnymi. Wrogiem będzie ewentualna nierównowaga finansów publicznych, wynikająca z rosnącego deficytu budżetu. Rada Polityki Pieniężnej (prezes NBP jest jej przewodniczącym) może reagować poprzez politykę stóp procentowych. Politykę restrykcyjną (utrzymywanie chłodzącego gospodarkę wysokiego poziomu stóp) i łagodną (przyzwolenie na niższe stopy banku centralnego i tym samym tańszy kredyt na rynku).
Jednak tańszy kredyt, to groźba inflacji - wie o tym Balcerowicz i cała RPP. Balcerowicz i Rada znajdują się w niewdzięcznej sytuacji. Gdy zabawa się rozkręca, oni mają zabierać zabawki. W dużym uproszczeniu na tym polega restrykcyjna polityka stóp procentowych, służąca utrzymaniu stabilności waluty w sytuacji rosnącego wzrostu gospodarczego. Do Balcerowicza przylgnie opinia głównego hamulcowego, choć RPP podejmuje decyzje przez głosowanie. Będzie się też Balcerowicza uważać za "jastrzębia" (zwolennik utrzymywania wysokich stóp), choć analiza raportów z głosowań RPP niekiedy temu przeczy.
Leszek Balcerowicz stanie się jedną z najbardziej atakowanych osób publicznych w naszym kraju. Ekonomiści będą mu wytykać, że tzw. cel inflacyjny bywa nietrafiony. Politycy uznają, że hamuje rozwój gospodarczy i powstawanie nowych miejsc pracy. Leszek Balcerowicz będzie ze spokojem odpowiadał: "Dbanie o rozwój gospodarczy to domena rządu i jego polityki fiskalnej. Ja mam pilnować złotówki". Przez okna budynku na ul. Świętokrzyskiej będzie się przyglądał manifestacjom pod hasłem: "Balcerowicz musi odejść".
Jest początek 2007 roku. Złotówka ma się dobrze, bezrobocie wyjeżdża do Londynu, a wicepremierem jest Andrzej Lepper. 10 stycznia spełni się jego marzenie - Leszek Balcerowicz odejdzie...
jacek Świder

Dr Bohdan Wyżnikiewicz - Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową:

- Niewątpliwie największym sukcesem Leszka Balcerowicza jest udana transformacja systemowa z początku lat 90. Opracował koncepcję zmian gospodarczych i konsekwentnie ją zrealizował. Balcerowicz będzie też zawsze kojarzony ze zdławieniem inflacji, ale ostatecznie udało mu się to dopiero, gdy został przezesem NBP. Dokończył dzieła, które rozpoczął wiele lat temu. Inna sprawa, że ten pierwszy Balcerowicz, z początku lat 90., nie może w tej chwili liczyć na wdzięczność rodaków. Docenią go przyszłe pokolenia.
Co Balcerowiczowi nie wyszło? Moim zdaniem był zbyt radykalny, gdy zaproponował reformę podatkową pod koniec lat 90. Proponował podatek liniowy i ucięcie różnych fiskalnych przywilejów. Początkowo był jak zwykle bezkompromisowy, co spowodowało lawinę często demagogicznej krytyki. Gdy zdecydował się złagodzić swój projekt, było już za późno. Podatek liniowy został wcześniej ostatecznie obrzydzony.

Dr Robert Gwiazdowski - Centrum Adama Smitha:

- Leszek Balcerowicz jest odpowiedzialny za współtworzenie fatalnego systemu podatkowego w Polsce. W latach 90., reformując naszą gospodarkę, podatki były "galwanizowane" - Balcerowicz jakby o nich zapomniał. Później, w 1998 roku, zepsuł, co tylko mógł, tłumacząc ludziom, że liniowy podatek w wysokości 22 proc. bez żadnych ulg będzie niższy niż 18-proc. z ulgami. To nie mogło się udać. Tymczasem wystarczyło skorzystać z istniejących już pomysłów na wprowadzenie "liniowca" i zadbać o lepszy społeczny odbiór reformy podatkowej.
Sukcesy Balcerowicza? Bez wahania powiem, że sukcesem Leszka Balcerowicza jest złotówka. Stabilny pieniądz i zdławiona inflacja. Z inflacją walczył od zawsze, a ostateczne zwycięstwo odniósł, będąc prezesem NBP.

Waldemar Kuczyński - członek rządu Tadeusza Mazowieckiego. Wskazał premierowi Leszka Balcerowicza jako kandydata na szefa resortu finansów:

- Największy sukces i jedno z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Polski to zrealizowanie tzw. planu Balcerowicza. Opanowanie hiperinflacji i uchronienie Polski przed gospodarczą katastrofą. Udane przejście naszego kraju do gospodarki rynkowej to największa zasługa Leszka Balcerowicza.
Za największą porażkę uważam jego zły styl postępowania, w czasie gdy był ministrem w rządzie Jerzego Buzka. Balcerowicz chciał wtedy reformować podatki, ale w kontaktach z AWS szedł na zderzenie. Powinien trochę popolitykować, a on traktował koalicjanta wyniośle i nie bawił się w żadne dyskusje. To się skończyło odejściem Balcerowicza z rządu.

Poseł Janusz Maksymiuk - Samoobrona:

- Balcerowicza mogę porównać do kierowcy, który przekraczając dozwoloną prędkość, zdążył na umówione spotkanie, ale po drodze poturbował wielu przechodniów. To Leszek Balcerowicz jest odpowiedzialny za wysokie bezrobocie, które mamy teraz w Polsce. To on odpowiada za biedę wielu rolników, którzy po jego decyzjach z początku lat 90. wpadli w pętlę zadłużenia i nie mogli spłacić kredytów. To przez jego decyzje mieliśmy okresy niskiego wzrostu gospodarczego.
Co dobrego zrobił Balcerowicz? Trudno się nie zgodzić z opinią, że silna złotówka to jego osiągnięcie. Zdusił inflację, ale nie mam wątpliwości, że cena zapłacona za to przez społeczeństwo jest zbyt wysoka.
Jacek Świder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski