Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek maszyna

Redakcja
Język polski często mnie zaskakuje, zwłaszcza gdy domorośli znawcy panujących w nim zasad, chcąc upodobnić się do podobnych sobie "wielkoświatowców”, wypowiadają powszechnie używane słowa na "zachodni sposób”, na przykład "euro” jako "ojro”.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Być może zmierzamy do języka ogólnoświatowego, co spowoduje, że nawet takie dziwolągi, jak "ajpody”, "fejsbuki” czy "skajpy”, nie wspominając o "tabletach” czy "zumach”, staną się naszym dobrem wspólnym.

Pisałem już kiedyś o zawiłościach w procedurach ofiarowanych przez banki, które eliminują część swych potencjalnych klientów. To samo niebezpieczeństwo zaczyna grozić także na innych terenach administrowanych przez komputery. Zmyślne maszyny mają już bowiem swój świat i nie zamierzają ograniczyć się do spełniania roli superszybkich maszyn liczących, dysponujących ogromną pamięcią. Pierwszą próbą narzucenia nam swojej przewagi jest właśnie agresja językowa. Wbrew temu, co czytamy o urządzeniach coraz bardziej sprzyjających człowiekowi, mamy do czynienia z tendencją przeciwną. Z istoty ludzkiej chce się uczynić organizm kompatybilny do świata maszyn, a więc dostosowany przede wszystkim do ich możliwości.

Nic więc dziwnego, że starsze pokolenia, pozbawione młodzieńczej sprawności umysłowej, nie zawsze potrafią zmieścić wśród już dawniej nabytych umiejętności tę całkiem nową, być może najpotrzebniejszą: zrozumienie zasad działania lap- lub nettopów oraz możliwości zawartych w wydawanych im poleceniach. W tej sytuacji zabawnie brzmi zachęcanie zwykłych zjadaczy chleba do korzystania z internetu w obsłudze bankowej czy kupnie biletów kolejowych, gdy nawet rzecz tak prosta jak użycie bankomatu wywołuje emocje: wypłaci to-to żądaną kwotę, czy nie? A może połknie kartę?

Życie nie powinno być sztucznie komplikowane przez informatycznych biurokratów. Komfort bytowania zależy bowiem w znacznej mierze od prostoty wykonywanych czynności. Jestem wierny tej zasadzie i zalecam ją wszystkim narzekającym na rosnącą gmatwaninę zbędnych informacji, przepisów i procedur. Kilkustronicowych rachunków (teraz to się nazywa "faktura”) po prostu nie czytam, poza kwotą do zapłacenia wymienioną na końcu. Ani mi się śni zawieranie jakichś umów zleceniowych z wyspecjalizowanymi firmami, notabene znacznie droższymi niż koleżeńska przysługa. Dzięki temu omija mnie sporo nie zawsze miłych niespodzianek, a to że jestem dla świata maszyn mało kompatybilny, sprawia mi wiele przyjemności. I tak trzymać!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski