Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek oddany „bezpieczeństwu”. Kim był generał Władysław Pożoga?

Witold Głowacki
Sylwetka. Wśród „zasług” byłego szefa komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu są morderstwo Żubrydów i zbieranie haków na „Solidarność”

Generał Władysław Pożoga był jednym z najważniejszych ludzi systemu władzy w schyłkowym okresie PRL. Nie tylko dlatego, że funkcja szefa wywiadu i kon-trwywiadu MSW dawała mu dostęp do największych tajemnic państwa rządzonego przez Wojciecha Jaruzelskiego. Służby, nad którymi sprawował władzę, miały w aparacie państwa wyjątkowe znaczenie. MSW stopniowo przejmowało kontrolę nad kolejnymi obszarami funkcjonowania państwa. A zmarły 6 kwietnia gen. Pożoga odpowiadał za oczy i uszy resortu kierowanego przez gen. Czesława Kiszczaka.

Droga czekisty
Był zaledwie dwa lata starszy od Kiszczaka. Podobnie jak jego przyszły przełożony, karierę w bezpieczeństwie rozpoczął tuż po wojnie. O ile jednak Kiszczak nosił wtedy zielony mundur Informacji Wojskowej, o tyle Pożoga wybrał barwy milicyjne. A ściśle mówiąc: ubeckie. Zaczął służbę w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie. Odpowiadał za rejon, w którym wciąż toczyły się walki – zarówno z polskim podziemiem, jak i nacjonalistami ukraińskimi.

Już w 1946 r. Pożoga znalazł swe niechlubne miejsce w historii. To właśnie on bezpośrednio odpowiadał za bezwzględne zabójstwo dowódcy oddziału NSZ Antoniego Żubryda i jego żony Janiny. Choć wykonawcą „wyroku” był Jerzy Wolen vel Vaulin (później przez długie lata resortowy dokumentalista, zmarły kilka tygodni temu), to jego „prowadzącym” z ramienia UB był Pożoga.

Przez pierwsze dwie dekady PRL przyszły generał mozolnie piął się po szczeblach kariery. W grudniu 1970 r., podczas tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu, to Pożoga nadzorował SB w Gdańsku. W 1973 r. trafił w końcu do warszawskiej centrali. Szybko objął kierownictwo kontrwywiadu MSW (Departamentu II MSW). A w 1980 r. został wiceszefem MSW.

Pożoga stał się podwładnym Kiszczaka, gdy ten objął fotel szefa MSW (połowa 1981 r.). Kiszczak początkowo podchodził nieufnie do Pożogi mianowanego wiceministrem jeszcze w czasach Mirosława Milewskiego, z którym minister był w konflikcie. Mimo to 1 grudnia 1981 r., niespełna dwa tygodnie przed wprowadzeniem stanu wojennego, gen. Pożoga awansował na stanowisko, którego z pewnością nie dostałby bez pełnego zaufania ze strony zarówno Kiszczaka, jak i Jaruzelskiego – o Moskwie nie wspominając. Zachowując stołek wiceministra, został szefem Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW.

Wraz z Kiszczakiem rozpoczął nową erę w dziejach resortu. Obaj stopniowo rozszerzali zakres działania MSW. Samo szpiegowanie i szkodzenie opozycji to było dla nich za mało.

Wywiad ponad esbekami
Szczególną rolę w wywiadzie MSW odgrywał Wydział XI – powołany w 1978 r. do walki z „dywersją ideologiczną”. Wydziałem kierował Aleksander Makowski – który pod kierunkiem Pożogi i Kiszczaka uczynił z niego odrębną od SB strukturę do zwalczania opozycji. Choć teoretycznie na ludzi „Solidarności” powinni byli polować wyłącznie esbecy, zajmowali się tym także ludzie z Wydziału XI. Przejmowali większość spraw dotyczących powiązań opozycji demokratycznej z ośrodkami zagranicznymi, próbowali łamać szyfry brukselskiego biura „S”.

W ten sposób w strukturach Departamentu I MSW powstała „nadesbecja” – kontrolowana niemal wyłącznie przez Pożogę i wmontowana w struktury wywiadu. Co ważne, o wszystkich ważniejszych działaniach i ustaleniach Wydziału XI informowane było na bieżąco KGB.

Wróg wewnętrzny
W 1984 r. dotychczasowym mocodawcom wymknęła się spod kontroli tajemnica afery „Żelazo”. To tajna operacja wywiadu MSW jeszcze z lat 70., prowadzona pod kierunkiem Mieczysława Milewskiego. W jej ramach kontrolowani przez wywiad zawodowi przestępcy (gang braci Janoszów) dokonywali brutalnych napadów rabunkowych na Zachodzie, a łupy przekazywali swym patronom z MSW.

Dla Kiszczaka i Pożogi afera „Żelazo”, niemieszcząca się nawet w peerelowskich standardach działań służb, była idealnym pretekstem do ostatecznej rozprawy z Milewskim. Z kolei dla Jaruzelskiego – przydatnym narzędziem w wewnątrzpartyjnej kampanii wymierzonej w ekipę Gierka. W MSW powstała specjalna komisja do wyjaśnienia afery pod osobistym kierownictwem Pożogi. Wzywała na przesłuchania dawnych podwładnych Milewskiego i jego samego. Dokumentowała przestępstwa popełnione w trakcie operacji „Żelazo”, łącznie z morderstwami.

Odpowiedzialnością za to obciążono m.in. Służbę Wywiadu i Kontrwywiadu MSW, a siłą rzeczy także Mieczysława Milewskiego. Był skończony jako funkcjonariusz, Jaruzelski wyrzucił go nawet z partii. Od tej chwili MSW należało już tylko do Kiszczaka i Pożogi. Od 1986 r. Pożoga był tytułowany pierwszym zastępcą ministra spraw wewnętrznych, co podkreślało jego szczególną pozycję w resorcie.

Mózg PRL
W 1986 r. Pożoga wraz ze Stanisławem Cioskiem i Jerzym Urbanem znalazł się w składzie tzw. zespołu trzech – tajnej grupy konsultacyjnej powołanej osobiście przez Wojciecha Jaruzelskiego. Generał powierzył im szczególne zadanie: mieli opracować plan ratunku dla upadającej PRL. To właśnie „zespół trzech” pracował nad wariantami możliwego porozumienia się z opozycją, częściowego urynkowienia gospodarki, stopniowej demokratyzacji. Pożoga znalazł się w tym składzie nieprzypadkowo. W rozkładającym się systemie MSW uzyskało status „aparatu w aparacie”. Komórki analityczne w SB i wywiadzie zajmowały się niemal wszystkimi możliwymi aspektami działania państwa.

A na biurku Jaruzelskiego regularnie pojawiały się kolejne opracowywane przez ludzi z MSW raporty, analizy, memoranda itd., dotyczące kwestii tak odległych od zwyczajowego obszaru zainteresowań służb, jak np. pomysł zorganizowania referendum mającego legitymizować drugi etap reformy gospodarczej Jaruzelskiego. Ba, w MSW powstawały nawet kilkusetstronicowe raporty dotyczące stanu państwa na użytek nie tylko Jaruzelskiego, ale też Moskwy. Jak ujął to swego czasu Jerzy Urban, resort Kiszczaka u schyłku PRL był jedynym aparatem państwowym funkcjonującym względnie sprawnie. Dlatego stopniowo przejmował funkcje innych instytucji. I niemal zmonopolizował myślenie koncepcyjne o ewentualnej przyszłości PRL.
Gen. Pożoga znalazł się więc w „zespole trzech” jako szafarz największych tajemnic MSW, i jako namiestnik Kiszczaka. Na nasze szczęście nie zdołał uratować PRL. Ale to przy jego udziale zrodziła się generalna koncepcja transformacji, zwieńczona ostatecznie ustaleniami Okrągłego Stołu.

Fakt, że nie wszystko po roku 1989 potoczyło się tak, jak zaplanowali Pożoga, Ciosek i Urban z Jaruzelskim i Kiszczakiem w tle, zawdzięczamy przede wszystkim temu, że po wejściu do parlamentu opozycja nie dotrzymała części okrągłostołowych ustaleń. To tylko dzięki temu byli wysocy funkcjonariusze MSW nie stali się reżyserami pierwszych lat wolnej Polski.

Teczki i kłamstwa
Przeciwnie – po upadku systemu dawni szefowie peerelowskich służb musieli w końcu ustąpić ze stanowisk. Wielu ich podwładnych pozostało w resorcie jeszcze przez długie lata, o ile tylko udało im się prześlizgnąć przez proces weryfikacji.

Co ciekawe, to właśnie gen. Pożoga był tym spośród najwyższych rangą ludzi MSW, który – zdałoby się – próbował przerwać zmowę milczenia wokół działań resortu. W 1992 r. ukazał się wywiad rzeka przeprowadzony przez Henryka Piecucha. W książce pod znamiennym tytułem „Wojciech Jaruzelski tego nigdy nie powie” dzielił się z czytelnikami wspomnieniami, nie szczędząc szczegółów na temat funkcjonowania MSW, poglądów, a nawet życia prywatnego przełożonych.

W dodatku Pożoga przedstawiał się w rozmowie z Piecuchem jako Konrad Wallenrod w esbeckim zakonie. Szybko wywołało to reakcję jego dawnych kolegów. „Uczestniczyłem w co najmniej trzydziestu imprezach, podczas których gen. Pożoga, zawsze pod nieobecność swego zwierzchnika, gen. Kiszczaka, reprezentował taki punkt widzenia np. na działalność ówczesnej podziemnej opozycji, że nic, tylko brać gnata do ręki i odwodzić kurek” – napisał we wspomnieniach były działacz PZPR i publicysta Wiesław Górnicki.

– Do Pożogi radzę podchodzić ostrożnie. Moi przeciwnicy w oparciu o te wypowiedzi wezwali go na świadka do sądu. Wszystko odwołał. Oskarżył autora książek o manipulację – powiedział zaś po 15 latach od publikacji sam Kiszczak.

Czy to oznacza, że Pożoga zrezygnował z dotrzymywania tajemnicy po grób i usiłował ujawnić ciemne sprawki resortu? Absolutnie nie. Historycy wskazali już dziesiątki przykładów, w których gen. Pożoga mijał się z prawdą na temat swej przeszłości. Nie można jego wypowiedzi traktować jako wiarygodnych źródeł. Z całą pewnością nigdy nie powiedział też nic takiego, co mogłoby naprawdę zaszkodzić Kiszczakowi i Jaruzelskiemu.

Istnieje za to duże prawdopodobieństwo, że gen. Pożoga mógł w wolnej Polsce dysponować teczkami niektórych byłych opozycjonistów. I niemal pewne jest, że dysponował wyjątkowo wrażliwą wiedzą o największych tajemnicach okresu bezpośrednio poprzedzającego transformację – z aferą FOZZ włącznie.

W takim wypadku rzekoma gadatliwość i chęć dzielenia się z opinią publiczną wspomnieniami ze spędzonych w MSW czasów skłaniają do wyjątkowej ostrożności w interpretowaniu jego słów. Możemy być pewni, że żaden z głównych rozgrywających peerelowskich służb nigdy nie ujawnił żadnej rzeczywistej tajemnicy z tamtych czasów. Od generała Pożogi w każdym razie nic już się nie dowiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski