Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czterej z leśnego bunkra. „Grupa przetrwania” Stanisława Perełki

Piotr Subik
Stanisław Perełka
Stanisław Perełka Fot. Archiwum ipn (3), ze zbiorów rodziny J. Walkosza
Tragedię na partyzantów ukrywających się po wojnie w lasach nad Szczawnicą ściągnęła... owca. Pod osłoną nocy Stanisław Perełka i Walenty Sajdak zabrali ją z zagrody w Obidzy. Gospodarz poszedł ich tropem w las i odkrył schron. Dwa dni później na miejscu byli ubecy z bronią...

Tak naprawdę wystarczyło się tylko schylić i spod niewielkiej warstwy liści wyjąć blaszaną przykrywkę do kanki na mleko. Nie były to wielkie poszukiwania; po prostu porządkowali teren dawnego partyzanckiego obozowiska. Trzeba było to zrobić, gdyż zbliżały się uroczystości odsłonięcia pamiątkowego głazu i tablicy poświęconej rozbiciu w lasach pod Przehybą przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego „grupy przetrwania” Stanisława Perełki.

Dopiero po znalezieniu stalowego, nieco zardzewiałego wieka do bańki na mleko, udało się im dotrzeć do zdjęć wykonanych przez UB dzień po zasadzce na ludzi Stanisława Perełki. Na jednym z nich, wpiętym w akta sprawy sądowej znajdujące się w Archiwum Narodowym w Krakowie, widać doskonale otoczenie skromnego schronu skrytego w lesie Krzemieniny. Na pierwszym planie stoją pojemniki na mleko, a jeden z nich… nie ma pokrywki! Zaskoczenie było ogromne – historia sprzed sześciu dekad nagle ożyła.

– Przecież ubecy musieli sprawdzać, czy w kankach zamiast mleka czy mąki nie ma granatów albo amunicji. Ktoś zrzucił zatyczkę na ziemię i już jej nie podniósł. Została w lesie, mimo że kanki zarekwirowano, jak wszystkie inne przedmioty znalezione w schronie – zwraca uwagę dr Dawid Golik, historyk z Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, badacz m.in. dziejów podziemia niepodległościowego na Sądecczyźnie po 1945 r.

To on – wraz z innym historykiem krakowskiego IPN, Marcinem Kasprzyckim, odtwarzają historię ostatniej grupy partyzantów z okolic Nowego Sącza, rozbitej przez komunistów dopiero latem 1955 r. Tworzyli ją prócz Stanisława Perełki – Józef Oleksy ps. „Bożek”, Józef Walkosz ps. „Buk” oraz Walenty Sajdak ps. „Karcz”, „Waluś”.

A impuls do badań dał historykom Aleksander Majerczak, rok urodzenia 1948, mieszkaniec Szczawnicy, członek lokalnej Akcji Katolickiej, który ludzi Stanisława Perełki nie mógł znać, ale słyszał o nich w szkole. Lekcje o „bandytach” w okresie PRL-u nie należały do rzadkości…

Grupa „turystów” z Nowego Sącza przyjechała do Szczawnicy po południu 9 lipca 1955 r. Nie zwróciłaby na siebie uwagi, gdyby nie fakt, że noc spędziła na posterunku MO. Nazajutrz, skoro świt, bezdrożami w kierunku Przehyby ruszyło osiem osób. Byli wśród nich m.in. mjr Szataniak, inspektor z departamentu walki ze zbrojnym podziemiem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Krakowie; oficer śledczy Zbigniew Zięciak i porucznik Edward Solarski, zastępca kierownika Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Sączu. Mieli ze sobą m.in. trzy pepesze, pistolet maszynowy PPS oraz granaty.

WUBP nie zgodził się na użycie oddziału żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, więc ubecy przebrani za turystów sami mieli rozpoznać, czy rzeczywiście poszukiwany Stanisław Perełka, „bandyta” rodem z Podegrodzia, z sobie podobnymi ukrywa się w lasach nad Szczawnicą. Sugerowały to zeznania górala z Obidzy, który tego ranka, po dwóch i pół godzinie drogi, doprowadził ich prawie do samego schronu („bunkra”) skrytego w lesie Krzemieniny.

Akcja nie była dobrze przygotowana. Kiedy „turyści” wyciągnęli zza pazuchy karabiny i ustawili się w tyralierę, porucznik Solarski „na tej linii nie zatrzymał się, a poszedł wprost na bunkier, nie posiadając przy tym broni” – jak wynika z raportu składanego kilka dni później Warszawie przez krakowski WUBP. Wołał w kierunku schronu: „Nie ruszać się, nie strzelać, jesteście otoczeni!!!”. Stanisław Perełka nie zamierzał się jednak poddawać. Prując z automatu, wycofał się, ale na schron posypały się strzały obławy. I poleciały granaty.

Oleksy i Sajdak (ranny w szyję i rękę) zdołali uciec w las przez zamaskowaną dziurę w dachu schronu. Obok prowizorycznego schronienia ubecy znaleźli zabitego Walkosza, zaś w środku dogorywającego Perełkę. Zapewne nie bez satysfakcji odnotowali w papierach, że z głowy wypływał mu mózg…. Od kul Perełki zginął jednak porucznik Solarski. Nie mógł się pochwalić „spektakularnym” sukcesem – rozbiciem ostatniej „bandy” na Sądecczyźnie.

„Sam bunkier z trzech stron wkopany w ziemię, jedna ściana, w której było okno i drzwi nie była w ziemi, z ziemi wystawał tylko dach składający się z desek, siana i papy” – pisano w raporcie. W „bunkrze” znaleziono karabiny i pistolety (m.in. PPSz, mausera), sporą ilość amunicji różnego kalibru. Były tam też piętrowe prycze, płaszcze przeciwdeszczowe, marynarki, spodnie, torebka z lekarstwami, mleko w bańce, mąka żytnia i pszenna, smalec, ser, cukier itp. oraz narzędzia stolarskie, ciesielskie i szewskie, garbowane skóry. No i niedojedzone resztki owcy, która sprowadziła nieszczęście na grupę Perełki.

Najpierw były krzyże: proste, drewniane, obłożone kamieniami – które Aleksander Majerczak pierwszy raz w życiu zobaczył rok temu, podczas górskiej wędrówki na Przehybę. Zaintrygowany, spytał o nie kolegę leśnika. Ludzie ze Szczawnicy wiedzieli, że znaczą miejsce śmierci Stanisława Perełki i Józefa Walkosza. I że kiedyś stał tam też trzeci krzyż; w miejscu, w którym skonał jeden z ubeków… Pan Aleksander pomyślał sobie, że powinien tam stanąć pomnik.

Las Krzemieniny, dziesięć kilometrów od Szczawnicy. Po wojnie było to jeszcze większe odludzie niż dziś – gęsty młodnik opadający stokiem nad potok, brak drogi itd. Jary, potoki, jary, potoki... Ludzie, którzy wybrali je na schronienie, mieli pojęcie o życiu w lesie. Wszak w konspiracji nie byli nowicjuszami. Zwykło się o nich mówić „grupa przetrwania” Stanisława Perełki, choć Perełka był najmłodszy i miał najmniejsze doświadczenie w podziemiu.

Przyszedł na świat 4 kwietnia 1925 r. we wsi Podegrodzie (pow. Nowy Sącz). Miał niespełna 20 lat, kiedy w lecie 1944 r. przyłączył się do oddziału Batalionów Chłopskich „Juhas”. Dostał pseudonim „Zdobycz”. Broń przyniósł ze sobą: karabin, amunicję i ładownicę, odebrane wcześniej członkowi organizacji Todt, pod okiem której przymusowi robotnicy wykonywali prace budowlane na rzecz Niemców. Perełka uchodził za partyzanta aktywnego, ale zarazem niezdyscyplinowanego. Jesienią 1944 r. został zwolniony z oddziału, ale wrócił w jego szeregi krótko przed wkroczeniem Sowietów na Sądecczyznę.
Po ujawnieniu się w nowej rzeczywistości, kontynuował naukę na krawca. I zajmował się tym fachem, dopóki nie upomniało się o niego komunistyczne wojsko. To wtedy – z początkiem 1946 r. – stał się „Dębińskim”, członkiem oddziału „Grom”, dowodzonego przez Stanisława Piszczka ps. „Okrzeja”. Brał udział w akcjach na posterunki milicji, dyscyplinował lokalnych działaczy Polskiej Partii Robotniczej. Został ranny podczas strzelaniny w domu funkcjonariusza UB Stanisława Janura. Po tym wydarzeniu dłuższy czas spędził na leczeniu w willi „Szarotka” u rodziny Golonków w Kadczy.

Przełom w życiu Stanisława Perełki nastąpił w październiku 1951 r. Podczas wesela w Podegrodziu wdał się w szarpaninę i z kieszeni wypadł mu pistolet. Nie wiadomo, czy miał go, by strzelać na wiwat, czy z całkiem innych powodów… Ale ponieważ spodziewał się doniesienia na ubecję, zaczął się ukrywać. Wyjechał na Dolny Śląsk, ale nie czując się bezpiecznie, wrócił pod Nowy Sącz. Na wiosnę 1952 r. m.in. ze Stanisławem Bastą z Kadczy zawiązał organizację Polska Armia Odwet. UB rozbiło ją 25 kwietnia 1952 r. Członków Odwetu aresztowano, ale Stanisław Perełka zdołał się wyrwać z potrzasku. Przez rok działał samodzielnie, aż w połowie 1953 r. spotkał się z ukrywającymi się w szczawnickich lasach Walkoszem i Sajdakiem.

Najstarszy był Walenty Sajdak, urodzony w 1912 r. w Obidzy. Przed wojną pracował jako gajowy, dlatego nieobce były mu lasy Beskidu Sądeckiego. Oskarżano go o kolaborację z Niemcami, ale współpracował też z BCh i Armią Krajową. Po wojnie wrócił do pracy leśnika, pomagał oddziałom niepodległościowego podziemia, m.in. grupie Mariana Mordarskiego ps. „Ojciec”, „Śmiga”. Nie ujawnił się na UB i nie oddał broni. Kiedy w 1950 r. milicja zainteresowała się jego przeszłością, uciekł z posterunku w Łącku. I zamieszkał w leśnym schronie z Józefem Walkoszem.

Ten z kolei (rok urodzenia 1913) pochodził ze Szczawnicy, brał udział w wojnie obronnej 1939 r. Potem zbiegł z niewoli u Sowietów. Do końca wojny konspirował m.in. w AK, w placówce Adama Czartoryskiego ps. „Szpak”. Po wojnie również pracował jako gajowy, ale ostrzeżono go, że węszy za nim UB. Miał się czego obawiać, bo wszystko wskazuje na to, że nie zdał broni z czasów wojny. Musiał wracać do lasu.

Przez trzy lata, do 1953 r., Sajdak i Walkosz nie prowadzili rekwizycji, utrzymywali się z pracy w lesie i w polu oraz dzięki pomocy rodzin. Problem pojawił się, gdy grupa rozrosła się do czterech osób. Prócz Perełki, pojawił się w niej także Józef Oleksy z Gostwicy (rocznik 1918), były więzień gestapo, trzykrotny uciekinier z transportu na roboty do Niemiec, w szeregach 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK – uczestnik bitwy ochotnickiej, stoczonej we wrześniu 1944 r. Siedział na Montelupich za to, że nie doniósł komunistom o pobycie w Szczawnicy partyzantów z oddziału „Wiarusy”. Ponownie ścigany przez UB próbował ukryć się na Dolnym Śląsku. Wrócił jednak w rodzinne strony. Zeznawał później: „Perełka Stanisław (…) czekał na zmianę ustroju Polski Ludowej, jak opowiadał dąży do objęcia władzy, gdy się zmieni to pójdzie do policji, również i inni czekali na zmianę ustroju a tymczasem by przeżyć dokonywaliśmy napadów” (pisownia oryginalna).

– Nigdy nie była to grupa zbrojna, nigdy nie strzelali się z bezpieką. Nigdy nikogo nie zabili. Zdawali sobie już sprawę, że III wojna światowa nie wybuchnie. Wiedzieli, że ich ujawnienie kończy się wyrokiem śmierci albo długoletnim więzieniem. Nawet gdyby dotrwali do odwilży po 1956 r., potraktowani zostaliby jak pospolici bandyci. Liczyli, że uda się im uciec na Zachód – mówi dr Dawid Golik.

Listę akcji przeprowadzonych w latach 1953–55 przez „grupę przetrwania” Stanisława Perełki udało się historykom z IPN odtworzyć na postawie dokumentów Urzędu Bezpieczeństwa. To najścia na sklepy spółdzielcze (m.in. w Gaboniu, Kadczy, Tylmanowej), akcje o charakterze politycznym, związane z propagowaniem przez władzę spółdzielni produkcyjnych lub nakłanianiem do wstąpienia do ORMO; konfiskaty pieniędzy zebranych na podatki lub przeznaczonych na pensje dla robotników leśnych. W pojedynczych przypadkach rekwirowali też u osób prywatnych mięso, słoninę, ziemniaki, mąkę, mleko w bańkach itp.

Tragedię na grupę sprowadziła … owca, którą w nocy z 7 na 8 lipca 1955 r. Perełka i Sajdak zabrali z zagrody Feliksa Szczepaniaka w Obidzy. Gospodarz poszedł po ich śladach dobrze widocznych w rozmiękłej ziemi, odkrył schron, a upewniwszy się, że nie mieszkają w nim robotnicy leśni, korzystając z telefonu w Gromadzkiej Radzie Narodowej, powiadomił posterunek MO w Łącku. To był jednorazowy, tragiczny – jak się okazało – w skutkach donos. Gdy informacje dotarły do por. Solarskiego, szybko zorganizował „turystów” na wyjazd do Szczawnicy. Potem w lesie zginęli Perełka i Walkosz…

Ubecy nie odpuścili też Józefowi Oleksemu i Walentemu Sajdakowi, uciekinierom z obławy w lesie Krzemieniny. Deptali im po piętach aż do listopada 1955 r. Partyzanci wpadli w ich ręce w leśniczówce pod Krynicą, gdzie udając robotników leśnych ukrywali się pod zmienionymi nazwiskami – Antoni Stachoń i Michał Czuba. Podczas zatrzymania Oleksy został przypadkowo postrzelony przez ubeka w rękę, rana okazała się jednak powierzchowna.

UB zaplanowało akcję tak, by byli członkowie „grupy przetrwania” byli przekonani, iż ujęto ich przypadkowo. W myśl „legendy” głównym celem bezpieki miało być rozbrojenie robotnika leśnego – w rzeczywistości agenta ubecji.

Podczas śledztwa partyzanci przyznali się do posiadania dwóch pepeszy oraz dokonania pięciu „napadów” na spółdzielnie i rolników w okolicach Szczawnicy. Wyrok w ich sprawie zapadł 11 maja 1956 r. przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie. Sajdak dostał 12 lat więzienia, zaś Oleksy – dziesięć.

Podczas porządkowania obozowiska pod Przehybą, latem tego roku, znaleziono też wyciśnięte tubki po maści na reumatyzm – kilka zim spędzonych w lesie dawało się we znaki, oraz kałamarz, w którym „czterej z bunkra” maczali pióro, pisząc odezwy lub listy do rodziny. Może Perełka notował też nim słówka po niemiecku, bo przygotowywał się do ucieczki na Zachód. Były też resztki skór, z których szyli buty.
Kiedy Aleksander Majerczak wprost spytał historyków z IPN, czy Perełka i jego kompani byli „żołnierzami wyklętymi”, dr Golik mógł mu odpowiedzieć z czystym sumieniem: – Oczywiście, zdarzało się, że niewielkie grupy, osoby związane z podziemiem przechodziły na drugą stronę. Ale w tym przypadku nie mamy do czynienia z grupą przestępców czy jakichś wykolejeńców.

Mimo że tak ich przedstawiała komunistyczna propaganda.

Aleksander Majerczak nie ukrywa, że rzucony przez niego pomysł budowy obelisku w lesie Krzemieniny spotkał się z różnymi reakcjami mieszkańców Szczawnicy. Skrót AK nadal nierzadko rozszyfrowuje się tam z ironią w głosie: „A kury, a kaczki!?”, nawiązując do rekwizycji prowadzonych przez podziemie… – Pytano mnie, czy członkowie grupy Stanisława Perełki na pewno byli patriotami. Czy może jednak bandytami, którzy nie myśleli w ogóle o ojczyźnie… – wspomina Aleksander Majerczak.

Kim był Stanisław Perełka dla komunistów, można wywnioskować z ulotki, której co najmniej 15 tys. sztuk Powiatowy Komitet Frontu Jedności Narodu w Nowym Targu rozrzucił przed wyborami do Rad Narodowych przypadającymi na 2 lutego 1958 r. Stawiano go w niej na równi z majorem Józefem Kurasiem ps. „Ogień”, najbardziej kontrowersyjną postacią polskiego podziemia na Podhalu.

„Pogrobowcy bandy »Ognia« i »Perełki« i różni agenci »Ciemnogrodu« nawołują wyborców w niektórych miejscowościach naszego powiatu do niebrania udziału w głosowaniu (…). To przede wszystkim wrogowie naszego ustroju, naszego państwa i naszego rządu. (…) To wreszcie ślepe, głupie warchoły, które zawsze i wszędzie chcą nie łączyć, a rozbijać, nie budować, ale burzyć, nie tworzyć, ale niszczyć wspólne dobro!” – głosiła ulotka lokalnych struktur Frontu Jedności Narodu.

Kamień na pomnik pod Przehybą, niewymagający żadnej obróbki andezyt, przywieziono do lasu z kamieniołomu na Jarmucie. Wraz z pamiątkową tablicą, 22 czerwca tego roku poświęcił go ówczesny proboszcz Szczawnicy ks. Franciszek Bondek. Podczas kazania cytował poświęcony „żołnierzom wyklętym” wiersz Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”: „Jak trudno ustalić imiona / wszystkich tych co zginęli / w walce z władzą nieludzką”.

Tego dnia też pod Przehybą pierwszy raz od 59 lat padły strzały. Akcję Urzędu Bezpieczeństwa przeciw grupie Perełki odtworzyła Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Błyskawica” z Waksmundu. Strzelaninę słychać było przez kilkanaście minut. W rzeczywistości trwało to może trzy minuty, nie więcej…

Na uroczystość przyjechali młodszy brat Stanisława Perełki oraz córki Józefa Oleksego i Józefa Walkosza. Ta ostatnia prawdę o ojcu poznała dopiero, gdy zginął z rąk UB. Wcześniej znała go jako… swego stryja. Wszyscy żyli z piętnem rodzin „bandytów”. Wszyscy dbali o krzyże w lesie Krzemieniny.

Aleksander Majerczak planuje, że kolejny krzyż stanie przy pamiątkowym głazie. By nigdy nie zapomniano o Perełce, Walkoszu, Sajdaku i Oleksym. – Ci ludzie, przez lata zapomniani, wychodzą z cienia – zauważa dr Dawid Golik.

To szczególnie ważne dla bliskich dwóch partyzantów zabitych przez Urząd Bezpieczeństwa pod Prehybą. Mogił Stanisława Perełki i Józefa Walkosza do dzisiaj nie udało się odnaleźć. Wiadomo tylko, że ubecy zabrali ciała z gór, by ukryć je gdzieś na cmentarzu w Nowym Sączu.

***

Fragment meldunku specjalnego z „przebiegu częściowej realizacji bandy Perełki Stanisława” do Naczelnika Wydziału V-ego Departamentu III-ego Komitetu Do Spraw Bezpieczeństwa:

„Zabici bandyci zostali okazani osobom, które ich znały i w zwłokach bandytów zostali rozpoznani cherszt bandy Perełka Stanisław s. Wojciecha i Antoniny Babeł, ur. 4.04.1925 r. w Podegrodziu, pow. Nowy Sącz, narod. polskiej, ob. polskiego, pochodz. społ. chłopskiego, kawaler, bezpartyjny, ukrywającego się od października 1951 r., przejawiającego działalność bandycką od początku 1952 r.

Drugi bandyta został rozpoznany jako Walkosz Józef s. Andrzeja i Marii Malinowskiej, ur. 13.XII.1913 r. w Szczawnicy, pow. Nowy Targ, polak, pochodzenia chłopskiego, gajowy, żonaty, ukrywał się od 1949 r. członek bandy Perełki, przypuszczalnie od lata 1952 r.” (zachowano pisownię oryginału)

Korzystałem z materiałów udostępnionych przez dra Dawida Golika i Marcina Kasprzyckiego z Oddziału IPN w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski