Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czuję głód sukcesów

Rozmawiał Tomasz Biliński
Adrian Zieliński opowiada nam o złotym medalu ME w podnoszeniu ciężarów, zmianie kategorii, swoim bracie, który zdobył srebro, i Jerzym Janowiczu.

Jest Pan mistrzem olimpijskim, świata, a teraz jeszcze Europy. Karierę można kończyć...
Absolutnie! Wiem, że pan żartuje, ale taka myśl nawet nie przeszła mi przez głowę. Cały czas czuję głód sukcesów. Mam dopiero 25 lat, jeszcze wiele przede mną.

W Tel Awiwie medal zdobył Pan w nowej dla siebie kategorii, do 94 kg. Wcześniej startował Pan w 85 kg. Skąd taka zmiana?
Zdrowie mnie do tego zmusiło. Bolały mnie mięśnie, musiałem zbijać wagę. To mogło doprowadzić nawet do zakończenia kariery. Po konsultacji z lekarzem doszliśmy do wniosku, że trzeba zmienić kategorię. Nie żałuję tej decyzji. W debiucie zdobyłem złoto, a ja czuję się świetnie. To cieszy, bo wielu zawodników po takiej zmianie długo dochodzi do formy. Mi wystarczyły trzy miesiące.

W tej samej kategorii startował też obecny prezes PZPC Szymon Kołecki. Goni go Pan?
Taki mam zamiar. Szymon był wicemistrzem olimpijskim, a igrzyska są ważniejsze niż mistrzostwa świata i Europy. W Londynie złoty medal wywalczyłem w niższej kategorii.

W Tel Awiwie lepszego składu podium być nie mogło. Srebro zdobył Pana młodszy brat, Tomasz.

Jeśli się nie mylę, to pierwsza taka sytuacja w historii naszej dyscypliny! Niestety, w danej kategorii wagowej kraj może reprezentować co najwyżej dwóch zawodników. Śmialiśmy się przed zawodami, że szkoda, iż oprócz mnie i Tomka nie startuje Arsen [Kasabijew, Gruzin reprezentujący Polskę - red.]. Wtedy stanęlibyśmy na podium we trzech.

Medal zdobyty przez Pana brata jest niespodzianką?

Nie do końca. Tomek od dawna prezentuje wysoki poziom, tylko miał mało okazji, by to udowodnić albo brakowało mu odrobiny szczęścia, co w sporcie jest bardzo ważne.

Jakie teraz ma Pan plany?Urlop i za 2 tygodnie w Cetniewie zaczynamy przygotowania do listopadowych mistrzostw świata w Kazachstanie.

Jerzy Janowicz ostatnio narzekał na PZT, Pan na PZPC nie musi?

Nie ma co porównywać tych dyscyplin. Tenis jest elitarnym sportem, bardzo kosztownym. Czytałem, że rodzice Janowicza musieli wiele poświęcić, by ich syn mógł grać z najlepszymi. Fajnie, że w jego przypadku to się udało. Nam są potrzebne prosta sztanga i równy pomost.

Pan nie trenuje w szopie?

No, aż tak to nie... Ale zaczynałem w trudnych warunkach, bez zaplecza sanitarnego. Gdyby pan zobaczył, jakie warunki miałem w siłowni... Ale uważam, że trudne warunki hartują. Później, gdy warunki się poprawiają, są większe chęci, by podnosić umiejętności. Obecnie w Centralnych Ośrodkach Szkolenia warunki są dobre i o nic nie musimy się martwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czuję głód sukcesów - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski