MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czuliśmy się jak żołnierze "Solidarności"

PAULINA POLAK
Mieczysław Gil podczas strajku. Fot. Tadeusz Pikulicki / archiwum
Mieczysław Gil podczas strajku. Fot. Tadeusz Pikulicki / archiwum
Tego strajku nic nie zapowiadało. Wprawdzie w lutym drastycznie wzrosły ceny żywności, ale władza, przewidując kłopoty, zaproponowała obywatelom rekompensaty pieniężne.

Mieczysław Gil podczas strajku. Fot. Tadeusz Pikulicki / archiwum

Kwiecień 1988. 25. rocznica strajku w Nowej Hucie. Wzięło w nim udział około trzech tysięcy hutników. Pacyfikacja była bardzo brutalna

Wentylem bezpieczeństwa miały być zebrania w zakładach pracy. Ludzie narzekali, uskarżali się na biedę, a dyrektorzy kiwali głowami, kapali jakimś groszem i na tym w zasadzie wszystko się kończyło.

25 kwietnia wybuchł jednak strajk w Zakładach Komunikacji Miejskiej w Bydgoszczy. Trwał krótko, tamtejsze władze bardzo szybko zaproponowały podwyżki, nawet wyższe niż rekompensaty rządowe.

Informację na temat krótkiego buntu podało Radio Wolna Europa. Usłyszeli o tym między innymi robotnicy w Nowej Hucie. Jeden z tego grona, Andrzej Szewczuwianiec, nazajutrz po sukcesie bydgoskim, rozpoczął akcję strajkową o godz. 9 na nowohuckim Zgniataczu.

Choć niewielu kojarzyło, kim jest Szewczuwianiec, a niektórzy podejrzewali go nawet o współpracę z komunistami, za Zgniataczem poszły kolejne wydziały. Do walki zagrzały je jednak inne hasła.

Kiełbasiane postulaty

- Do mnie informacja o strajku dotarła na wydział przed godziną 10 - opowiada Maciej Mach, który pracował wtedy na wydziale blach karoseryjnych w Hucie im. Lenina.

- Trzeba powiedzieć, że kwietniowego strajku nie wywołała "Solidarność". My szykowaliśmy się na sierpień. Ale wieść o akcji Szewczuwiańca szybko się rozniosła. Poprosiłem, żeby nasi ludzie sprawdzili, co się tam dzieje - opisuje Maciej Mach.

Po dotarciu do postulatów Szewczuwiańca okazało się, że są nie do przyjęcia. Mówiły tylko o niewielkich podwyżkach, ani słowa nie było w nich o "Solidarności", a przede wszystkim były proste do spełnienia.

Grupa związana z "Solidarnością" przystąpiła więc do wypracowania dodatkowych postulatów, które były dla niej najważniejsze. Domagali się podwyżek dla nauczycieli, służby zdrowia, emerytów i rencistów w całym kraju. Dodano także żądanie przywrócenia do pracy czterech kolegów z "Solidarności", którzy zostali wcześniej z huty zwolnieni: Stanisława Handzlika, Jana Ciesielskiego, Jerzego Ruska i Witolda Bawolskiego.

O godz. 14 hutnicy z wydziału blach karoseryjnych spotkali się pod Wygładzarką, gdzie znajdował się jeden z ołtarzy w kombinacie. Odczytano nowe postulaty, a ludzie je poparli. Strajk nabrał właściwej mocy.

Do huty przez płot

Stanisław Handzlik, który był wtedy byłym, bo zwolnionym pracownikiem Huty im. Lenina, na wieść o strajku, która szybko rozniosła się po mieście, dostał się na teren kombinatu przez płot. Porozmawiał chwilę z Szewczuwiańcem i wrócił, żeby zorganiozwać zaplecze strajku na zewnątrz. Przyszedł też na drugi dzień, dalej incognito, żeby - jak mówi - nie drażnić ludzi.

- Nie chciałem, żeby jednoznacznie odebrali, że jest to strajk polityczny - wyjaśnia Stanisław Handzlik.

Przez cały czas atmosfera w hucie była bardzo napięta. Dozór inżynieryjno-techniczny, czyli pion kierowników, bardzo szybko porozumiał się z dyrekcją. Już po kilkunastu godzinach odtrąbili sukces, że spełniono 70 procent postulatów strajkujących i że będą duże podwyżki dla robotników.
- To był dla nas cios nożem w plecy. Trzeba było biegać po wszystkich wydziałach i tłumaczyć ludziom, o co toczy się walka. Niektórzy już chcieli odstąpić od strajku, uruchamiali produkcję - wspomina Stanisław Handzlik.

Maciej Mach też pamięta kilka takich sytuacji, gdy grupki robotników mówiły, że chcą już wrócić do pracy. Wtedy, żeby dać im alibi, do księgi urządzeń trzeba było wpisać, że maszyna jest niesprawna i schować klucze sterowania.Takich przypadków zdarzyło się kilka.

Komuniści szerzyli też propagandę, że nie zapłacą ludziom za dni porzucenia pracy dla strajku. Przekonywali, że organizują go terroryści, którzy nie pozwalają porządnym ludziom spokojnie pracować.

Dla tych, którzy utrzymywali rodziny, takie wieści były przerażające. Pamiętali, że po strajku grudniowym w 1981 r., gdy Huta stanęła na trzy doby, z kombinatu zwolniono blisko dwa tysiące osób.

Jaskółki nadziei

Strajkujących na duchu podtrzymywali duszpasterze z Nowej Huty. Do hutników przyjechał ks. Kazimierz Jancarz i ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, żeby odprawiać strajkowe nabożeństwa.

Dobrą atmosferę budowały też wiadomości z zewnątrz. Jan Paweł II zaapelował o wsparcie hutników podczas modlitwy Anioł Pański. Ten apel powtórzył też Lech Wałęsa 30 kwietnia podczas konferencji prasowej z zagranicznymi dziennikarzami. I dla wielu było to bardzo krzepiące.

Solidarnych akcji strajkowych wybuchło jednak niewiele. Na jedną dobę stanęła Huta Stalowa Wola, a z nią na krótko kilka innych zakładów pracy. Nie był to zryw, na który liczyli hutnicy z Krakowa. Stocznia Gdańska zaczęła strajkować dopiero 2 maja.

Święto przy bramie

Dla podtrzymania temperatury gorących serc hutnicy zorganizowali pierwszego maja własny pochód. Rozpoczął się się mszą świętą odprawioną przez księdza Kazimierza Jancarza. Na teren huty przedostał się w konspiracji przewieziony przez karetkę pogotowia. Towarzyszył mu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który już pozostał w kombinacie do końca strajku.

- Zamierzenie pochodu było takie, żeby dojść do bramy głównej i spotkać się tam z rodzinami i przyjaciółmi. My szliśmy więc z transparentami, a tamci z siatkami z jedzeniem i kwiatkami - opisuje Maciej Mach.

Pochód rodzin wyruszył z kościoła na osiedlu Kalinowym. Był kilkakrotnie rozbijany. Najmocniejsze uderzenie mundurowych nastąpiło przy zalewie nowohuckim, ale i tak do głównej bramy huty doszło kilkaset osób.

Stanisław Handzlik: - Pod bramą byli też byli zachodni dziennikarze. Robili nam zdjęcia. Przeprowadzali wywiady. To był jedyny taki niezależny marsz pierwszomajowy robotników z Nowej Huty.

Maciej Mach: - Śpiewali wtedy piosenki antyreżimowe i religijne pieśni. A ponad głowami, z kołchoźników słychać było propagandowe, pierwszomajowe "szlagiery". Potem poszliśmy pod dyrektorskie okno i pokrzyczeliśmy trochę. Na koniec nasze żony się popłakały. Po pożegnaniu poszły do domów, a my wróciliśmy do strajku.

Episkopat mediuje

Po majowych obchodach wszystkim zrobiło się na duszy trochę lżej. W dodatku nadeszły inne dobre wieści. Jak podało Radio Wolna Europa, Zofia i Zbigniew Romaszewscy, którzy działali w Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ "Solidarność", rozpoczęli rozmowy z Lechem Wałęsą, żeby wyrównać finansowe straty strajkujących w hucie i innych zakładach pracy. To ludzi znów zmoblizowało do wytrwania w oporze, a organizatorzy strajku złapali oddech.

Nazajutrz na drugi dzień do kombinatu przyjechali mediatorzy desygnowanymi przez episkopat. Mieli doprowadzić do rozmów strajkujących z dyrekcją. Do nowohuckiego kombinatu 4 maja przyjechali w tym celu Halina Bortnowska, Jan Olszewski i Andrzej Stelmachowski. Episkopat miał tytuł do proponowania mediatorów, bo wezwał wcześniej rząd PRL-u do podjęcia dialogu ze strajkującymi. Przełomowe spotkanie zostało zaplanowane na poranek następnego dnia...

Gaz i pył

Do tych rozmów jednak nie doszło. Niespodziewanie po północy na teren Huty im. Lenina wjechały oddziały szturmowe i zomo. Rozpoczęła się pacyfikacja strajku.

W różnych miejscach kombinatu przebiegała według tego samego scenariusza. Do hal wpadali ludzie ubrani w kombinezony antyterrorystyczne i rzucali granaty hukowe. Na takich wydziałach jak Zgniatacz na konstrukcjach stropu utrzymywała się masa pyłów.

- Po eksplozji ta chmura spadała w dół i w pomieszczeniach robiło się całkiem czarno. Nie widzieliśmy nawet palców u własnej ręki. Ludzie nie wiedzieli, gdzie uciekać. ZOMO-wcy też byli zaskoczeni. Wszyscy krzyczeli. Wpadaliśmy na siebie. Ludzie przewracali się, łamali nogi - opisuje Stanisław Handzlik.

Maciej Mach zauważa, że pacyfikacja w 1988 r., w porównaniu z poprzednią w grudniu 1980 r., była bardziej brutalna:

- Tym razem wściekłość mundurowych była przerażająca. Bili nas na oślep. Wyważali z futryną drzwi, mimo że nie były zamknięte na klucz. Masakrowali ołtarze, święte obrazy, krzyże - opisuje Maciej Mach.

- Byli odrażający jak Hunowie - podsumowuje Stanisław Handzlik.

Na ustach świata

Po pacyfikacji robotnicy kontynuowali opór, ale w formie strajku absencyjnego. Jego głównym celem było zmuszenie dyrektora, żeby wyprowadził mundurowych z huty i zapewnił bezpieczne warunki powrotu do pracy. Był to pierwszy i jedyny strajk absencyjny w Polsce, który trwał aż 13 dni, do 18 maja.

Część ludzi poszła na tzw. chorobowe i tu ogromną rolę odegrała służba zdrowia. Lekarze masowo wypisywali zwolnienia. Inni poszli na urlop albo po prostu nie stawiali się na swoich stanowiskach.

Po strajku w 1988. r ludzie czuli się też o wiele pewniej niż w okresie ogłoszenia stanu wojennego. Stali za nimi Lech Wałęsa, Ojciec Święty, Ronald Reagan... Byli na ustach całego świata i to powstrzymywało represje. Komuniści nie mogli już sobie pozwolić na taką rzeź jak w kopalni "Wujek". Czuli, że są obserwowani z różnych stron.

17 maja została zwolniona ostatnia grupa represjonowanych. Strajk zaczął wygasać.

Bohaterowie czy szaleńcy? Co czuli ludzie podziemia, którzy organizowali kwietniowy strajk w kombinacie?

- Wielką adrenalinę. Gdyby tylko trzeba było, strajkowałbym non stop bez żadnej przerwy - mówi Maciej Mach.

- Nikt tego może głośno nie mówił, ale wszyscy czuliśmy się jak żołnierze "Solidarności". Każda nasza kolejna akcja to była nasza wojna. Nie można było się wycofać - puentuje Stanisław Handzlik.

KALENDARIUM

1988:

26 kwietnia: Początek strajku w Hucie im. Lenina.

29 kwietnia: w Hucie Stalowa Wola strajk z takimi samymi postulatami.

2 maja: początek strajku w Stoczni Gdańskiej. Wśród postulatów relegalizacja "Solidarności".

5 maja: ZOMO stłumiły siłą strajk w Nowej Hucie.

10 maja: demonstracyjnym pochodem zakończył się strajk w Stoczni Gdańskiej - bez porozumienia.

22 sierpnia: strajk w Stoczni Gdańskiej, Stoczni Północnej i w Hucie Stalowa Wola. Na czele stanął Lech Wałęsa.

25-27 sierpnia: w Mistrzejowi-cach odbyła się Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka, zorganizowana przez Komisję Interwencji i Praworządności NSZZ "Solidarność".

31 sierpnia: Czesław Kiszczak spotkał się w Warszawie z Lechem Wałęsą. Ustalono zarys tematyki rozmów przy Okrągłym Stole, ale kwestia legalizacji "Solidarności" pozostała nierozstrzygnięta. Wałęsa zobowiązał się zakończyć strajki.

15 września: Spotkanie gen. Kiszczaka i Lecha Wałęsy w ośrodku MSW w Magdalence pod Warszawą.

1989:

6 lutego: w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski