Musimy się zakupami nacieszyć - mówi dr Henryka Bochniarz FOT. KONFERERACJA LEWIATAN
Wielu działaczy Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych uważa, że handel w niedziele i święta trzeba ograniczyć z troski nie tylko o pracowników czy polskie rodziny, ale też interesy rodzimych firm.
Ich zdaniem, zakaz handlu w niedziele i święta powinien obejmować wielkie sieci handlowe, a swobodę w tym zakresie miałyby małe sklepy rodzinne, które dzięki temu mogłyby poprawić swą sytuację.
Rozmawialiśmy na ten temat z Henryką Bochniarz, szefową Konfederacji Lewiatan, skupiającej wielkie sieci handlowe i przedstawicieli małego handlu.
- Moja koleżanka prowadzi dwa sklepy odzieżowe: jeden w galerii handlowej, drugi w śródmieściu. Jako właścicielka tradycyjnego sklepu chce zakazu handlu w niedziele, a najlepiej zamknięcia wszystkich galerii, ale jako właścicielka sklepu w galerii sprzeciwia się zakazowi, bo na tym straci...
- Oczywiście są konflikty interesów. My, jako organizacja, w której są i mali, i duzi, i krajowi, i zagraniczni, staramy się szukać argumentów racjonalnych. Patrząc, co się dzieje w sklepach w niedzielę - i w galeriach, i w mniejszych placówkach - można dojść do wniosku, że zamknięcie ich będzie fatalne zarówno dla właścicieli sklepów, jak dzierżawców, pracowników oraz konsumentów. Można szukać kompromisów, np. w takie dni, jak Wigilia, zamykać (zwłaszcza galerie) wcześniej, pozwalając dłużej handlować mniejszym sklepom osiedlowym, aby zapominalscy mogli zrobić zakupy.
- Mali proponują: zamknijmy sklepy wielkopowierzchniowe,
dajcie pracować małym, a drobny handel odbije się od dna.
- A duże sieci patrzą, słuchają i wyciągają z tego racjonalne wnioski. Dzisiaj większość sklepów osiedlowych już została przejęta przez wielkie sieci. Proponowane rozwiązanie tylko pogłębi ten proces.
- Nie przekonuje pani wariant niemiecki, austriacki, szwajcarski? W niedziele sklepy są zamknięte, a ludzie jakoś sobie radzą. Niedziela jest dniem świętym, zastrzeżonym dla rodziny. I nie mówię tego z punktu widzenia religijnego. Oni po prostu wychodzą z założenia, że warto w ten jeden dzień pobyć razem, albo na przykład pójść do kina czy teatru, a nie oddawać się dzikiej konsumpcji.
- My też na pewno do tego kiedyś dojdziemy. Ale na razie porównywanie się z krajami, gdzie konsumpcja została w dużej mierze zaspokojona, nie jest słuszne. My, co jest tu bardzo istotne, dużo więcej i ciężej pracujemy, i tak będzie jeszcze długo - bo to jest dzisiaj nasza przewaga, która pozwala nam gonić bogatszych. Więc dla mnie, ale i dla bardzo wielu Polaków, zwłaszcza młodych, na dorobku, jedyna okazja zrobienia zakupów nadarza się w sobotę bądź niedzielę. Przez cały tydzień nie mam możliwości, bo zwyczajnie brakuje mi czasu. Trzeba patrzeć, w jakich warunkach funkcjonuje dane społeczeństwo, co rozsądnie służy wszystkim: producentom, sprzedającym, konsumentom.
- Porozmawiamy o zakazie, jak już będziemy dość bogaci?
- Jak będziemy mogli pracować trochę mniej. Siądziemy i zastanowimy się, co zrobić, żeby ludzie mogli spędzać ze sobą więcej czasu, rozważając przy tym ograniczenie godzin handlu. Ale dzisiaj jest tak, że w galeriach są w niedziele często całe rodziny. Nikt ich tam przecież nie pędzi, do niczego nie zmusza. To jest nasz sposób na życie rodzinne.
- Uważa pani, że dobry?
- Niekoniecznie. Ale rozumiem, że też się musimy tym nacieszyć, jak kiedyś cieszyli się mieszkańcy sytego Zachodu.
Rozmawiał ZBIGNIEW BARTUŚ
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?