Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy może być przyjemnie bez alkoholu?

Leszek Mazan
Powoli kończy się sierpień, a wraz z nim z definicji ponury Miesiąc Trzeźwości. W czasach Gorbaczowa miał on trwać cały rok, co doprowadziło do psychicznego rozchwiania społeczeństwa.

Opowiadano sobie na ucho, że przed sklepem monopolowym w Moskwie siedział pewnego ranka młodzieniec i płakał, aż się serce krajało. – Co ci jest, dziecko? – spytała przechodząca staruszka, choryś? – A gdzie tam, babciu, zdrowym jak kołchozowy koń. – To co? Wódki nie ma? – Właśnie przywieźli... – Dienieg niet? – Mam, całą kieszeń. – No to, co jest grane? – To straszne, babciu – załkał młodzieniec. – Pić się nie chce...

O podobnym wypadku w Polsce jako żywo nie słyszałem, Miesiąc Trzeźwości należy tradycyjnie do okresów, w których naród pija najwięcej, co może dowodzić, że połajanki gorbaczowskie były i są bardziej skuteczne niż te padające z polskich ambon. No, ale też jest to miesiąc Jacków, Franciszków, wesel, grillowań, plażowań, bitew warszawskich czy inauguracji rozgrywek piłkarskich. A – jak mawiał legendarny kierownik domu studenckiego „Żaczek” pan Jan Buszek – „Już od wieków tak jest, że jak Cracovia gra to studenci piją. Jak wygra to piją, a jak przegra to jeszcze więcej”.

W sierpniu kace nam niestraszne, w urlop można przecie przysnąć dłużej, zamiast do pracy, iść na daleki spacer albo i na pielgrzymkę. Tak właśnie radził ksiądz profesor Józef Tischner. Pytany w telewizji, czy zna sposób na kaca, powiedział, że jest jeden, absolutnie niezawodny: pielgrzymka do Matki Boskiej Ludźmierskiej. Ona jedna wymodli szybki powrót do zdrowia, zrozumie i wybaczy prędzej niż żona.

Potrzeba intensywnej konsumpcji płynów zwanych kiedyś oficjalnie „wyskokowymi” wiodła narody mieszkające po północnej stronie Karpat do wciąż nowych odkryć. W roku 1853 w aptece „Pod Złotą Gwiazdą” we Lwowie dwu starozakonnych postawiło przed Ignacym Łukasiewiczem flaszkę ohydnie śmierdzącego oleju skalnego: – Panie magistrze, nie dałoby się z tego pędzić gorzałki? Łukasiewicz poddał olej frakcjonowanej destylacji, otrzymując niestety nie gorzałkę, ale zawszeć to nadającą się do stosowania choćby w lampach ropę naftową.

Sto lat później cała Ukraina pachniała innym polskim wynalazkiem – krakowską toaletową wodą brzozową, którą ukochali kozacy i którą upijali się na umór. Chrzanem na spirytusie pachniał trzy dni jeden pan redaktor z krakowskiej telewizji, który wypił mi dwie butelki włosodajnego węgierskiego płynu banfi hajszesz. Już bez węgierskiego udziału w Kraju Rad opracowano cudownie prostą i stosowaną do dziś metodę pędzenia bimbru z kurzych gówienek; nomenklaturowe stanowisko kierownika kołchozowej ptasiej fermy uchodziło za najbardziej prestiżowe i dochodowe.

Nie wszyscy jednak rozumieją prawa polskiego Miesiąca Trzeźwości. Głośno było kiedyś w Krakowie o męskim grillu, połączonym z intensywną konsumpcją spirytualiów. Zaniepokojona tempem konsumpcji wierna sierpniowym wytycznym pani domu już w drugiej godzinie imprezy skonfiskowała biesiadnikom wszystkie butelki. Przewidujący gospodarz na szczęście miał ukryte w krzakach drugie tyle. Gdy po jakimś czasie małżonkę wywabiły z domu dochodzące z ogrodu pienia – zastała rozbawionych gości w cudownych nastrojach, na etapie wzajemnego zbratania. – No widzicie – uśmiechnęła się – że latem może być przyjemnie bez alkoholu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski