Od piątku były tam już eliminacje zawalone przez młociarza Pawła Fajdka (eksperci twierdzą, że w konkursie miałby szansę nawet na zwycięstwo) i dyskobolkę Żanetę Glanc, a w sobotę doszło wycofanie się z rywalizacji siedmioboistki Karoliny Tymińskiej, słabe występy chodziarzy, biegaczy i Moniki Pyrek. Trzykrotna medalistka mistrzostw świata, najlepsza tancerka wśród tyczkarek i najlepsza tyczkarka wśród tancerek, udział w igrzyskach zakończyła w kwalifikacjach. Pokonała zaledwie 4,40 m.
- Warunki były bardzo trudne, a i organizacja pozostawiała wiele do życzenia - tłumaczyła 31-letnia zawodniczka. - W trakcie eliminacji był straszny bałagan, opóźnienia. Jesteśmy na igrzyskach olimpijskich, takie rzeczy nie powinny się zdarzać.
Fakt faktem, pogoda była w sobotę, w niedzielę zreszta też, okropna. Wiało, padało. Anna Rogowska, która zakwalifikowała się finału, opowiadała, że wiatr wyrwał jej tyczkę z rąk.
- Przy takiej pogodzie ciężko o utrzymanie koncentracji i dobre skoki. Przecież nie tylko ja miałam problemy - mówiła Pyrek. - Zrobiłam tyle i mogłam, nie odpuściłam. Chyba nikt nie oczekiwał ode mnie cudów i bicia rekordów świata. Mam satysfakcję, że udało mi się wystartować w czwartych igrzyskach, ale najwyraźniej to już nie te lata, niestety.
Tyczkarka przyznała, że rozważa zakończenie kariery. - Chyba jestem potrzebna już gdzieś indziej - uśmiechała się. - Chcę zostać przy sporcie, pomagać młodym lekkoatletom. Do polityki pchać się nie zamierzam, wolałabym pracę w komisjach zawodniczych, np. przy MKOl.
Do Rio de Janeiro pojedzie, choć nie na igrzyska i nie za cztery lata, tylko w październiku. Do Brazylii zaprosił ją Fabiana Murer, mistrzyni świata z Daegu. - Obiecała, że obwiezie mnie po fajnych miejscach - cieszy się Pyrek. - Dwa lata temu miałam być na jej ślubie, miałam nawet zarezerwowane bilety, ale ze względu na udział w "Tańcu z gwiazdami" musiałam zrezygnować. Ale teraz to sobie odbijemy.
Dzisiejszy konkurs obejrzy z boku i będzie ściskać kciuki za przyjaciółkę. Początek zawodów o 20 polskiego czasu. Faworytką będzie Rosjanka Jelena Isinbajewa. Miejsce na podium Rogowskiej byłoby niespodzianką, ale przy takiej pogodzie wszystko zdarzyć się może. - Najważniejsze, że jest finał, bo w eliminacjach było sporo zamieszania, a skoki wręcz niebezpieczne. Teraz mogę się zrelaksować, a w poniedziałek zabawa zacznie się na nowo. Mam doświadczenie, konkurencja mnie nie przeraża - stwierdziła brązowa medalistka olimpijska sprzed ośmiu lat.
Swoje medalowe żniwa mają gospodarze. 80 tysięcy ludzi oklaskiwało w sobotę sukcesy Jesski Ennis w siedmioboju, Grega Rutherford w skoku w dal (8,31 m) i Mohameda Farada w biegu na 10 km. W rzucie dyskiem mistrzynią olimpijską została Chorwatka Sandra Perković ( 69,11).
Wielkim zainteresowaniem cieszył się - mimo ulewnego deszczu - wczorajszy maraton kobiet. Wokół trasy prowadzącej po zabytkowej części Londynu zgromadziły się tysiące ludzi. Na mecie pod Pałacem Buckingham jako pierwsza zjawiała się 24-letnia Tiki Elana, która czasem 2,23.07 pobiła rekord olimpijski. Wyprzedziła Kenijkę Priscah Jeptoo i Rosjankę Tatianę Pietrową-Archipową. Polka Karolina Jarzyńska dobiegła 36. (2,30.57).
Dzień wcześniej w tym samym miejscu rywalizację kończyli chodziarze. 20 km najszybciej przeszedł Chińczyk Ding Chen. Polacy byli daleko. Dawid Tomala zajął 19. miejsce, Grzegorz Sudoł 24., Rafał Augustyn na 29. - Do połowy dystansu było nieźle, potem poczułem się tak, jakby ktoś odłączył mi prąd - opowiadał Sudoł. - Chińczycy narzucili takie tempo, że to się nie mieści w głowie.
Przemysław Franczak Londyn
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?