W ostatnim czasie odebraliśmy sporo telefonów od klientów Tesco, rozczarowanych tamtejszym programem Clubcard. Od sierpnia przy każdych zakupach skrupulatnie rejestrowali na specjalnych kartach zebrane punkty. Teraz (rozliczenie następuje co trzy miesiące) otrzymali pierwszy wyciąg z kont i przeżyli spore rozczarowanie.
Pani Anna zdecydowanie liczyła na więcej. - Założyłam sobie taką kartę, bo stwierdziłam, że skoro mnie to nic nie kosztuje, a mogę coś zyskać, to czemu nie. Namawiała mnie też koleżanka, zbierająca punkty w Carrefourze i wymieniająca je potem np. na naczynia kuchenne, sprzęt sportowy itp. Ja wybrałam Tesco, bo mam je w pobliżu domu i tam najczęściej robię zakupy. Niestety, stosowany tu przelicznik jest znacznie mniej korzystny: 1 punkt za zakupy wartości 2 złotych. Aby więc uzbierać w ciągu trzech miesięcy przykładowo 600 punktów, trzeba zrobić zakupy za 1200 złotych. I co dostanie się za to? Bony na zakupy o wartości... 6 złotych - stwierdza rozczarowana Czytelniczka.
Gwoli ścisłości to nie wszystko, bo wraz z wyciągiem uczestnicy programu Clubcard otrzymali też parę innych bonów. W kopercie były np. dwa specjalne kupony - mikołajkowy i świąteczny - każdy o wartości 10 zł. Tyle tylko, że skorzystanie z każdego z nich wiąże się z koniecznością zrobienia zakupów za sto złotych i to w stosunkowo dość krótkim terminie. Prócz tego dostali kupony na specjalnie wybrane produkty.
Przykładowo pani Marta, która za 750 punktów dostała bony na 7,5 zł (i dwa wspomniane wyżej kupony po 10 zł), otrzymała też 6 kuponów na łączną sumę 20 zł i 20 groszy. Aby jednak "aż tyle" zaoszczędzić na zakupach, musiałaby wydać w Tesco kolejnych kilkadziesiąt złotych i to na ściśle określone produkty. - Większości tych kuponów w ogóle nie wykorzystam, gdyż dotyczą one towarów, których nie kupuję. I tak, mogłabym zaoszczędzić 4 zł, kupując jednocześnie dwa półkilowe opakowania kawy finezja - której nie pijam, lub dwie sztuki szamponów czy odżywek panten pro-v - których nie używam. Kolejne pięć złotych mogłabym zyskać natomiast, kupując za minimum 25 złotych mięsa marynowane, paczkowane firmy Krakus - których nie jadam. A nie widzę sensu kupowania czegoś mi niepotrzebnego tylko po to, żeby zapłacić za to coś o parę złotych mniej. Prawdopodobnie wykorzystam więc tylko kupon umożliwiający mi nabycie o 2 zł taniej produktów z działu nabiał (jeśli nabędę je za minimum 10 zł) i drugi, pozwalający mi zaoszczędzić 2 zł przy zakupie dwóch soków czy napojów cappy - stwierdza nasza Czytelniczka.
Czy oznacza to, że w ogóle nie warto korzystać z takiego programu lojalnościowego? Bynajmniej. Ostatecznie jego uczestnicy coś przecież za darmo dzięki niemu dostali. Ma to sens jednak tylko wówczas, gdy ktoś mieszka w pobliżu tego hipermarketu, więc i tak robi w nim codzienne zakupy. Bo już jeżdżenie z innej części miasta tylko po to, żeby podczas zakupów zbierać tu punkty, mija się z celem. Znacznie więcej wyda się na paliwo czy bilety autobusowe, niż wyniesie "zysk" uzbierany w postaci bonów i kuponów.
Być może to właśnie niezadowolenie zbieraczy punktów spowodowało, że w swej najświeższej gazetce reklamowej Tesco wprowadziło na niektóre towary korzystniejsze przeliczniki punktowe. Ale czy na długo...
(WES)
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?