Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wnuk jest prawdziwy?

Ewelina Sadko
Blandyna Mrozińska, mieszkanka  bloku  przy ul. Więźniów Oświęcimia, jako jedyna poprosiła nas o legitymacje służbowe. Przekonuje, że gdyby nie to, że syn był w domu, rozmawiałaby przez drzwi
Blandyna Mrozińska, mieszkanka bloku przy ul. Więźniów Oświęcimia, jako jedyna poprosiła nas o legitymacje służbowe. Przekonuje, że gdyby nie to, że syn był w domu, rozmawiałaby przez drzwi Małgorzata Gleń
Oświęcim. Oszuści w ostatnich dniach wyłudzili od mieszkańców miasta blisko 50 tysięcy złotych metodą "na wnuczka". Zrobiliśmy prowokację: na pięć sprawdzonych przez nas mieszkań pięciu domowników wpuściło dziennikarzy do środka...

Oszuści w ciągu ostatnich dwóch tygodni szczególnie upatrzyli sobie mieszkańców Oświęcimia. Starą, sprawdzoną metodą "na wnuczka" wyłudzili w sumie prawie 50 tys. złotych.

Nasi dziennikarze postanowili sprawdzić, czy łatwo naciągnąć starsze osoby, podając się za członka rodziny proszącego o pożyczenie pieniędzy.

W książce telefonicznej szukamy swojej "ofiary". Głównym kryterium jest imię, które świadczy o tym, że osoba może być w podeszłym wieku. To, że posiada telefon stacjonarny, także jest istotne, bo młodzi ludzie rzadko się na taki decydują (większość ma komórkę). Za drugim razem trafiamy na panią Genowefę, mieszkankę osiedla Chemików. Dzwonimy.

- Cześć babciu - mówi nasza dziennikarka do słuchawki telefonu. - Julcia? - pyta staruszka. Potwierdzamy, udając teraz konkretną wnuczkę Julię. Prosimy panią Genowefę o sześć tysięcy złotych na samochód (nie precyzując, czy na kupno czy na naprawę).

- A zepsuł się? - dopytuje nasza "babcia". W końcu zgadza się, ale nie dać, tylko pożyczyć tę kwotę. Ustalamy, że po gotówkę przyjdzie koleżanka Karolina. Kobieta przystaje na taki układ. Wtedy ujawniamy prawdę. - Jestem dziennikarką, nie pani wnuczką - oznajmiam staruszce przez telefon. - Skąd w takim razie wie pani, jak ma na imię moja wnuczka? - pyta zaskoczona kobieta, zupełnie nieświadoma, że sama to zdradziła. Tłumaczymy pani Genowefie szczegóły prowokacji i apelujemy, aby w przyszłości nie dała się już nabrać, tym razem prawdziwym oszustom.

Gdy dzwoni do nas jakikolwiek członek rodziny i prosi o pożyczkę, najlepiej, grając na zwłokę, sprawdzić, czy to faktycznie on. Umówić się z nim na przekazanie pieniędzy i od razu oddzwonić na jego numer telefonu. Wtedy mamy pewność, z kim rozmawiamy. Można także poprosić swojego rozmówcę o podanie kilku szczegółów z życia, np. jak ma na imię jego żona, dzieci, czy ma psa lub kota.

Jest małe prawdopodobieństwo, że oszust będzie znał wszystkie odpowiedzi. Najpewniej jednak będzie umówić się osobiście. W żadnym wypadku nie wolno dawać pieniędzy nieznanym osobom, które przedstawiają się jako znajomi wnuczka czy syna.

- Jeśli potwierdzimy, że mamy do czynienia z oszustem, należy natychmiast powiadomić policję i podać informacje na temat umówionego miejsca przekazania pieniędzy - mówi Małgorzata Jurecka, rzecznik oświęcimskiej policji. Policja załatwi resztę, to znaczy zatrzyma przestępcę.

Oszuści szukają coraz nowszych metod na wyłudzenia. Często podają się za pracowników na przykład administracji i pod pretekstem planowanych remontów w bloku czy szykującej się wymiany okien wchodzą do mieszkań. Niczego nieświadomi mieszkańcy wpuszczają ich do środka, sądząc, że sympatyczna pani chce zrobić im przysługę. Zorganizowaliśmy i taką prowokację. Jej wyniki są przerażające.

We wtorkowy ranek dwie nasze dziennikarki odwiedziły pięć mieszkań w bloku przy ul. Więźniów Oświęcimia i ul. Pileckiego.
Pukamy do pierwszego mieszkania. Otwiera dobrze zbudowany mężczyzna w wieku około 60 lat. Przedstawiamy się jako pracownice Ośrodka Pomocy Społecznej i prosimy o rozmowę na temat jednej z rodzin w sąsiedztwie. Mężczyzna najpierw twierdzi, że nic nie wie o sąsiadach, ale już po chwili wpuszcza nas do środka. Tu informujemy go o naszej prowokacji.

- Nie mam cennych przedmiotów w domu ani pieniędzy, więc nie byłoby co ukraść - mówi z uśmiechem na twarzy. - Zresztą dałbym sobie radę nawet z trzema oszustami - dodaje.

Drugie podejście. Drzwi otwiera pani Dorota. Ma 75 lat. Nie pytając o nic, wpuszcza do mieszkania dwie "pracownice administracji", które chcą obejrzeć okna w jej mieszkaniu, bo spółdzielnia zapowiada dopłaty do ich wymiany.

- To wy sobie to sprawdźcie, a ja muszę iść do kuchni, bo mam zupę na gazie i zaraz się przypali - mówi starsza pani znikając. Nas zostawia w przedpokoju. Mamy idealne warunki do splądrowania jej domu. Kiedy kobieta dowiaduje się o naszej prowokacji, jest w szoku. - Tyle się o tym słyszy, a jak przyjdzie co do czego, to wychodzi, jaki człowiek jest naiwny - mówi zawstydzona. - Zawsze dziwiłam się, że starsze osoby tak łatwo dają się oszukać, a jak widać, sama dziś mogłam paść ofiarą złodzieja. Teraz nikogo już nie wpuszczę, a na pewno nie tak łatwo - dodaje.

Podobnie było w dwóch kolejnych mieszkaniach. Żadna z osób, które otworzyły nam drzwi, nie oczekiwała potwierdzenia naszej tożsamości. W piątym przypadku było inaczej.

Mieszkanie na pierwszym piętrze przy ul. Więźniów Oświęcimia. Pukamy do drzwi. Przez jeszcze zamknięte męski głos pyta nas, kim jesteśmy. Znowu udajemy pracownice administracji. Zamek się przekręca i w drzwiach staje Blandyna Mrozińska, mama naszego rozmówcy.

- Spółdzielnia zamierza wyremontować blok, w związku z czym sprawdzamy, czy okna w pani mieszkaniu trzeba wymienić. Możemy je sprawdzić? - pytamy kobietę. Taka wersja jest prawdopodobna, bo akurat ocieplany jest blok naprzeciwko. Kobieta wpuszcza nas dalej. Tu mówimy jej prawdę. Jest zaskoczona, twierdzi, że właśnie miała nas poprosić o dokument, bo zawsze tak postępuje.
Po wylegitymowaniu nas opowiada, że często pukają do niej różni ludzie. - Chcą sprzedać dywan, zastawę, proponują wymianę piecyka czy zlewu. Rozmawiam z nimi przez zamknięte drzwi. Dziś tylko dlatego, że syn jest w domu, weszły panie do środka. Inaczej by się to nie udało - dodaje z dumą. - Nikogo nie wpuszczam, bo boję się, że nie dałabym sobie rady z oszustem - przyznaje pani Blandyna.

Nie wierz na słowo

* 31 stycznia do oświęcimianki zadzwoniła kobieta podająca się za wnuczkę. Pilnie potrzebowała 25 tys. zł. Pokrzywdzona straciła 10 tys. zł.
* Z początkiem lutego 30 tys. zł straciła mieszkanka ul. Orłowskiego. Myślała, że daje pieniądze wnuczce z Krakowa, która ma zaległości w banku.
* 3 marca mieszkanka ul. Czarneckiego straciła 10 tys. zł. Oszust chciał 40 tys. na leczenie po wypadku.
* 26 marca oszuści przyszli do 94-latka mieszkającego przy ul. Olszewskiego. Wmówili mu, że mają zlecenie naprawy rur. Jeden zajmował go rozmową, drugi rabował. Ukradli kilka tysięcy zł. Kiedy pokrzywdzony zauważył brak pieniędzy, tak się zdenerwował, że trafił do szpitala.

Takimi metodami posługują się najczęściej oszuści w naszym regionie

* Metoda na wnuczka
Najpierw ofiara odbiera telefon. Zwykle oszust dzwoni na numer stacjonarny. Przedstawia się jako wnuczek lub inny członek bliskiej rodziny i prosi o pożyczenie pieniędzy. Zawsze podkreśla, że jest w trudnej sytuacji (miał wypadek, musi spłacić dług, potrzebuje pilnie na operację ratującą życie) i musi mieć gotówkę natychmiast. Po odbiór pieniędzy nie przychodzi osobiście, tylko wysyła kolegę. Zwykle popędza swoją ofiarę, aby nie miała czasu na zastanowienie i na kontakt z prawdziwym członkiem rodziny.

* Metoda na hydraulika
Oszust podaje się za pracownika wodociągów; mówi, że jest awaria i zalewa sąsiada na dole. Wpuszczony do środka kieruje się do łazienki, sprawdza wodę w kranie i podaje oświadczenie do podpisania (tym samym skupia uwagę ofiary na dokumencie, a nie na tym, co dzieje się w mieszkaniu). Pismo dotyczy wymiany rur lub innej naprawy, która ma być w przyszłości wykonana w bloku. Trzeba zaznaczyć kilka rubryk. W tym czasie do mieszkania wchodzi wspólnik złodzieja i plądruje pokoje, po czym niepostrzeżenie wychodzi.

* Metoda na pracownika pomocy społecznej
Ci oszuści działają podobnie jak "hydraulik". Pretekstem są jednak rzekome zgłoszenia od sąsiadów. Najpierw wypytują o zdrowie, a po chwili proszą np. o pokazanie łóżka - czy materac jest dobry dla starszej osoby. Często też podają "dokumenty" do podpisania, jak np. wniosek o przyznanie leczniczego materaca z dofinansowaniem z MOPS. Także działają w dwójkę. Jeden zagaduje, drugi plądruje.

* Metoda na pracownika administracji
Oszuści po wejściu do środka często proponują remonty lub wymianę okien, drzwi, piecyka gazowego w ramach funduszu remontowego. Zdarza się, że wręczają swojej ofierze gotówkę, np. 100 zł w ramach zwrotu za czynsz. Zawsze jednak kwota, która rzekomo się należy, jest niższa i proszą ofiarę o wydanie np. 20 zł. Wszystko po to, aby zobaczyć, gdzie ukrywa pieniądze. Wtedy oszust prosi ofiarę o pokazanie np. piecyka w łazience, a jego wspólnik w kilka sekund zabiera pieniądze ze skrytki.

* Metoda na kobietę w ciąży
Do drzwi pukają dwie kobiety. Jedna udaje mdlejącą w zaawansowanej ciąży, druga prosi o szklankę wody. Korzystają z okazji i zamieszania, aby wejść do środka, pod pretekstem odpoczynku. W tym czasie proszą jeszcze o mokry ręcznik, czy inną rzecz, która zajmie ofiarę na kilka minut. Ten czas wykorzystują na plądrowanie mieszkania.

* Metoda na policjanta
Do ofiary zgłasza się oszust udający policjanta. Informuje, że wnuczek, mąż, zięć czy ktoś z bliskich spowodował wypadek, ale on za "łapówkę" może zatuszować jego winę. Podkreśla, że nie może czekać i naciska, aby dokonać transakcji od razu, bo nie chce ryzykować utraty pracy. Podczas tej metody oszust nie opuszcza ofiary. Liczy na to, że będzie zdeterminowana. Często proponuje podwózkę do bankomatu. (eve)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski