Feliks Szajnert, Małgorzata Zawadzka i Rafał Sadowski Fot. Wacław Klag
Paweł Głowacki: SALONY
Oczywiście - nie jest tak, że w odgórnym czytaniu, odświętnym, dostojnym, emisyjnie i dykcyjnie wirtuozerskim, z definicji dzieje się coś szczególnie nieprzyjemnego, na przykład jakaś sztuczność nie do zniesienia rozkwita, a tuż za nią - nieuchronne kłamstwo. Skądże. Lektura na baczność ma swoje miłe walory. Problem jednak w tym, że aktor na głos czytający od góry - jakby Witold Gombrowicz powiedział - nie może wyrazić siebie, gdyż musi wyrazić wiersz, co równoznaczne jest z fatalnym obowiązkiem pięknego wyrażania piękna najpiękniejszego z najpiękniejszych w świecie.
Wyrazić siebie? Na przykład - czytając opowieści Homera? Ryzykowna sprawa, z punktu jest się posądzonym o niesmaczną megalomanię. Sprawa niby ryzykowna, a w istocie banalna jak każda oczywistość. Chodzi o to, byś spokojnie włożył głowę i ręce w kopiec cudzych słów i przy pomocy ucha, języka, nosa, oka, palców wyłowił zeń to, co "leży" tobie. Takie dźwięki, takie smaki, takie zapachy, takie barwy i kształty, takie faktury, taką ciepłotę bądź chłód, taką szorstkość lub gładkość, taką twardość, taką miękkość. I byś w czytaniu na głos został przy tym. To wszystko. Gdzie tu megalomania? Tu nie ma żadnej megalomanii, jest za to bycie w zgodzie z sobą. Całkiem tak, jak w niedzielne południe byli Małgorzata Zawadzka, Feliks Szajnert i Rafał Sadowski, gdy czytali pieśni XVII i XVIII "Odysei" Homera.
Który to "homerowy" Salon Poezji? IX. I jest, jak mówię. Lepiej, gdy się "Odyseję" czyta od dołu, nie od góry. Na dłużej zostaje w pamięci, zachwyca jakoś normalniej, wzrusza po ludzku, czyli dalece głębiej, niż gdy ktoś z opowieści Homera robi akademię ku czci heksametru, czyli po naszemu - ku chwale trzynastozgłoskowca tłumacza Lucjana Siemieńskiego. Zawadzka, Szajnert, Sadowski - po prostu bawili się przez godzinę. Zleźli na dół, stanęli na Itace i okazało się, że są tam kamienie, spieczone trawy i skwar taki, że trudno wytrzymać, niczym pod Wawelem w lipcowe południe, gry powietrze morderczo nieruchome. Kto by pomyślał...
Tak, po ośmiu "homerowych" Salonach, kiedy różnie z koturnami i umiarem bywało, na dziewiątym szalenie miło było odkryć, że Telemach posiada nogi podobne do moich bądź twoich, żebranina Odysa w mieście jest realna, zaś brutalny koźlarz Melantios kogoś bliskiego bardzo przypomina. Miło było poczuć sól łzy, co ją Odys roni nad psem Argosem i chcieć skarcić nadmiernie brutalnego wobec Odysa Antinoosa. Miło też było zaśmiać się z Penelopą nad nagłym kichnięciem Telemacha, trzymać kciuki za jej wobec zalotników lisie strategie, a także oburzyć się setnie zniewagami, którymi Melanto i Eurymach, fatalni kochankowie, ciskają w Odyseusza gdzieś pod koniec pieśni XVIII - pod koniec godzinnego seansu lektury od dołu.
Kto by pomyślał, że z Itaki jest tak blisko do nas. Wystarczy, czytając, rozluźnić kark i krzyż, usiąść za stołem, napić się kawy i zacząć węszyć, bez lęku oglądać słowa, brać frazy na język bądź w palce i je rozcierać. Dokładnie tak, jak Zawadzka, Szajnert i Sadowski. Jak oni - wystarczy lekko bawić się z mitem.
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 330 Krakowski Salon Poezji. Pieśni XVII i XVIII "Odysei" Homera czytali: Małgorzata Zawadzka, Feliks Szajnert i Rafał Sadowski. Grali: Halina Jarczyk na skrzypcach, Jacek Bylica na fortepianie. Gospodyni Salonu Anna Dymna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?