Kanapki jako takie poznałem dopiero w Europie. Chleb, który mam dzisiaj na myśli – także, ale jego prawdziwy i głęboki smak doceniłem w Polsce.
Pochodzę z Indii. Tam naszym chlebem powszednim jest chapati, coś w rodzaju polskich podpłomyków. Ich pieczenie to specjalność kobiet, chapati Mamy nadal kojarzy mi się z nieziemskim zapachem, delikatnym ciastem i rodzinnymi posiłkami.
Początkowo myślałem, że nic nie zastąpi mi smaku Maminych chapati. Z czasem jednak przekonałem się, że nawet jeśli pewne rzeczy są niezastąpione, to nadal można odnaleźć ich niezłe alternatywy.
W Krakowie polski chleb stał się nieodłącznym elementem mojej jedzeniowej rutyny. W Buczku wszystkie bochenki zachęcają do ich kupna – najbardziej lubię te ciemne, na zakwasie, pachnące i wilgotne.
W rolę Mamy wcieliłem się ja. Chapati zasmakowało mojej narzeczonej tak bardzo, że teraz to ona nie wyobraża sobie dnia bez indyjskiego chleba. Ja z kolei odkrywam coraz to nowe smaki polskich piekarni.
Mogę z całą pewnością powiedzieć, że dając komuś chleb, dajemy mu serce. Szczególnie, kiedy chleb przygotowujemy sami, wkładając w jego wykonanie całą gorącą miłość.
Czym jest chleb w Indiach? Tak jak i w Polsce stanowi on podstawę wyżywienia. W lokalnych sklepikach, które często nie przypominają europejskich marketów i w których nie istnieje pojęcie samoobsługi, pokaźnych rozmiarów worki z mąką są – obok ryżu – produktem numer jeden. Mąka jednak to nie tylko pszenica i żyto, rodzajów jest o wiele więcej, każdy służy do czegoś innego; z każdego właściwie niepozornego ziarna można przygotować często zahaczające o wykwintność potrawy i ciekawe przekąski.
Do chapati – tutaj sytuacja nie różni się od tej z polskiego podwórka – używamy mąki pszennej, drobniej jednak mielonej. Musi ona być gładka w dotyku, bez żadnych grudek, ponieważ inaczej ciasto nie będzie się dobrze wyrabiać, a produkt finalny – dobrze smakować.
Przygotowywanie chapati to domena kobiet – w moim przypadku Mamy i sióstr. Tylko one wiedzą, jak mąkę zamienić w podniebną rozkosz. Może brzmieć to górnolotnie, ale – proszę uwierzyć – najlepsze chapati sprawiają, że zmysły tęsknią za kolejnym posiłkiem.
Mimo że w Polsce sam ugniatam ciasto i wypiekam chapati, nadal smakami wyobraźni sięgam do dzieciństwa i zapachu roznoszącego się po całym, choć niewielkim, domu. Sposób, w jaki przygotowuję tutaj chapati, znacznie różni się od tego tradycyjnego – przede wszystkim korzystam z kupnej (wprawdzie indyjskiej) mąki. Moja Mama zwykła sama mielić mąkę. Kupowała ziarna i mieliła je w kamiennym, dużym moździerzu, starając się, by nie ostała się żadna grudka.
Ja do ciasta dodaję przyprawy, najczęściej kumin, Mama potrafi osiągnąć pełnię smaku, korzystając jedynie z wody i mąki. Kiedy owo ciasto jest gotowe, dzieli się je na mniejsze części i rozwałkowuje na cienkie placki. Drewniana deska do krojenia na małym akademikowym stoliku musi zastąpić mi coś w rodzaju stolnicy, przesiąkniętej atmosferą indyjskiej kuchni. No i na końcu samo wypiekanie, proces chyba najważniejszy. I znowu przegrywam – patelnia i płyta indukcyjna versus naturalny ogień i stary, poczciwy piec, który widział już chyba wszystkie możliwe potrawy.
Pomimo różnic, przez które jestem na pokonanej pozycji już na starcie, staram się za każdym razem zrobić lepsze chapati – pytam się mojej Połówki: „jak wyszły tym razem?”. Wiem, że z miłości odpowie, że przepyszne, celebrując kęs po kęsie, ale ja i tak będę wyciągał wnioski i starał się dążyć do jakości, którą pamiętam z talerza podanego przez Mamę. Bo przecież, kiedy pojedziemy do Indii, to zasmakuje Ona tego magicznego czegoś – chcę więc, żeby i po powrocie, nadal, prosto z serca mówiła, że chapati z mojej ręki są tym, za czym będzie tęsknić do kolejnego posiłku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?