Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daria Bąkowska (7R Solna Wieliczka): Nie żałuję, że zostałam w I lidze. Cały czas się rozwijam

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Daria Bąkowska gra teraz w 7R  Solna Wieliczka
Daria Bąkowska gra teraz w 7R Solna Wieliczka Anna Kaczmarz
Rozmowa z libero I-ligowej siatkarskiej drużyny 7R Solna Wieliczka DARIĄ BĄKOWSKĄ.

- Drugi Pani sezon w 7R Solna jest chyba zdecydowanie lepszy niż pierwszy.
- Zgadza się. Musiały być jakieś powody, żebym została w Wieliczce. Po prostu było mi tu bardzo dobrze. Nie ukrywam, że w tym sezonie jest jeszcze lepiej, pod względem atmosfery, ale też wyniku, który mamy. Można powiedzieć, że jest zdecydowanie lepiej.

- To niespodzianka, że wasza drużyna spisuje się tak dobrze w I lidze? Od początku jest w ścisłej czołówce, najczęściej na pozycji lidera.
- Szczerze mówiąc, to na początku sezonu nie przypuszczałam, że możemy osiągnąć taki wynik. Myślę, że jest to niespodzianka nie tylko dla mnie, ale i dla wielu innych ludzi. Dochodziły nas słuchy, że będziemy zespołem, który znajdzie się w ósemce, może w szóstce. To miłe zaskoczenie, że jesteśmy tak wysoko.

- Porównując drużynę, która zajęła ostatecznie 3. miejsce w poprzednim sezonie i tę obecną, która niemal cały czas prowadzi w tabeli, to co się zmieniło, że jest lepiej?
- Wydaje mi się, że pod względem charakterów zgrałyśmy się. Naszym atutem jest zespołowość. Jesteśmy poukładane jak puzzle, element dopasował się do elementu. Pierwszy skład nie różni się od tego, który jest w kwadracie rezerwowych.

- Długo byłyście niepokonane, ale potem w ciągu tygodnia poniosłyście dwie porażki, i to po 0:3. Czy to zachwiało waszą wiarą w to, że możecie być najlepsze w lidze?
- Nie. Myślę, że te porażki przyszły w dobrym momencie. One są wpisane w sport, nie zawsze się wygrywa, kiedyś muszą się zdarzyć. Nam się to przytrafiło pod koniec pierwszej rundy, uważam, że dało nam to "kopa", aby na następne mecze jeszcze bardziej się zmobilizować. Rywale już wiedzieli, jak gramy. Można było ustawić grę pod nasz zespół i w tych przypadkach to się sprawdziło. Do tego końcówka rundy to natłok meczów. Myślę, że nie wybiło nas to z rytmu, zresztą widać, że wróciłyśmy na dobrą ścieżkę i mamy kolejne wygrane.

- Pani była kiedyś w zespole, który tak seryjnie zwyciężał?
- Tak, grałam w Budowlanych Toruń, z tym zespołem zdobyłam srebrny i brązowy medal w I lidze. Zanim przeniosłam się do Torunia, to z Ekstrimem Gorlice awansowałam do I ligi, też było dużo zwycięstw. Z drugiej strony, na sezon przed przyjściem do Wieliczki byłam w zespole z Gliwic, który nie miał aż tylu wygranych. Muszę powiedzieć, że teraz bardzo miło się gra, bo smak zwycięstw jest nie do opisania.

Czytaj dalej --->>>

- Wasz cel to pewnie zajęcie 1. miejsca po play-off, a prezesi niech potem martwią się, co zrobić z tym fantem...
- Już się trochę martwią, bo też są zaskoczeni wynikiem. A tak poważnie, to musimy jeszcze dużo meczów wygrać, aby ewentualnie myśleć o awansie. Co z tego, że teraz mamy lidera? Wkrótce oddzielimy to grubą kreską, w play-off wszystkie osiem zespołów będzie na tym samym poziomie. Wtedy nie liczą się punkty, ale zwycięstwa, nieważne czy 3:0, czy 3:2. Potem będą baraże (mistrz I ligi o miejsce w elicie zagra z najsłabszą drużynę ekstraklasy - przyp.), droga jest jeszcze długa.

- W Pucharze Polski Solna awansowała do ćwierćfinału. 30 stycznia ma zagrać z drużyną z Ligi Siatkówki Kobiet. Możliwość awansu do Final Four to dla was życiowa szansa?
- Jeśli chodzi o nasze zaangażowanie i mobilizację, to ten mecz nie różni się od tych ligowych. Spotkanie z drużyną z czołówki LSK to świetna promocja dla Wieliczki. Podchodzimy do tego z myślą, że chcemy, a wręcz "musimy", wygrać. To fajna okazja, żeby się pokazać, porównać poziom - czy mamy szansę na LSK, czy trochę bujamy w obłokach.

- Pani pochodzi znad morza. Co Panią przywiało na drugi koniec Polski?
- Jestem z Lęborka. Śmiałam się, że odkąd gram w siatkówkę, to co sezon wyjeżdżałam dalej od domu. Później było wprawdzie bliżej, gdy przeniosłam się do Torunia, a stamtąd to trzy godziny drogi, ale potem wróciłam na południe. Wszystko wskazuje na to, że tutaj zostanę. Aktualnie mieszkam w Krakowie, w przyszłym roku biorę ślub i mamy zamieszkać w Niepołomicach.

- Większość kariery spędziła Pani w I lidze, ale na początku był związek z ekstraklasową Gedanią.
- Do Gedanii przyszłam w wieku młodzieżowym, grałam tam przez trzy lata gimnazjum i liceum. Nie rozegrałam ligowego meczu w ekstraklasie, bo reprezentowałam klub w drugiej lidze, a przepisy były takie, że nie można było grać tu i tu. Jednak wszystkie treningi miałam z pierwszym zespołem, brałam udział w sparingach, turniejach. Dla mnie wszystkie zawodniczki, z którymi mogłam się tam spotkać, to były wielkie gwiazdy siatkówki. Najchętniej to bym do nich podchodziła po autografy. W drużynie grały wtedy Ela Skowrońska, Gosia Niemczyk, Gosia Plebanek, Justyna Sachmacińska.

- A później miała Pani szansę gry w ekstraklasie? Były oferty?
- Tak, były propozycje, ale nie takie, które by mi odpowiadały. Na przykład nie pasowały mi pod względem poziomu, czyli z klubu z dołu tabeli, o którym w dodatku wiedziałam, że jest niewypłacalny. To nie jest przecież szczyt marzeń. Wolałam, i tak zrobiłam, zostać w pierwszej lidze, być w czubie tabeli i przede wszystkim - grać. Zdarzały się propozycje, która padły po podpisaniu już innego kontraktu. Wtedy miałam takie myśli, że szkoda tej szansy, ale teraz wiem, że nie mam czego żałować. Uważam, że w pierwszej lidze cały czas się rozwijam, ciągle gram, wyniki są coraz lepsze.

- Może będzie Pani dane zagrać w ekstraklasie. Po tak udanym sezonie jest szansa na dobrą ofertę, a może drużyna z Wieliczki awansuje.
- Nie analizuję tego, ale na pewno zespoły z czołówki pierwszej ligi są obserwowane przez kluby z ekstraklasy. Wiem, że na naszym meczu pucharowym w Nowym Dworze Mazowieckim byli przedstawiciele Legionovii. Wiadomo, że mieli blisko, a poza tym pewnie przyjechali także dlatego, że w Pucharze Polski mogą zagrać z nami. Ja nie dokładam sobie dodatkowej presji, nie rozglądam się po trybunach.

Czytaj dalej --->>>

- Pani gra jako libero. To niewdzięczna pozycja, bo najczęściej uwagę zwracają blokujący i atakujący, którzy zdobywają punkty. To był Pani wybór?
- W Gedanii początkowo byłam przyjmującą, bardzo chciałam grać na tej pozycji przez całe życie. Trenerzy widzieli jednak po mnie, że dużo nie urosnę i już w okresie młodzieżowym próbowali zrobić ze mnie libero. Ja się na to nie godziłam. Jak mnie ostatecznie postawili na libero, to piłka odbijała się ode mnie jak od drewna. Oczywiście robiłam to celowo (śmiech). Później przyszedł moment, gdy zrozumiałam, że jeżeli chcę profesjonalnie grać w siatkówkę, to ta pozycja dużo by mi pomogła. Poprosiłam o możliwość gry na libero, ale wtedy piłka również odbijała się ode mnie, jak od drewna, a trenerzy myśleli, że nadal robię im na przekór. W końcu wyszedł mi jakiś mecz na tej pozycji. Od tej pory, jeszcze w młodzieżowej siatkówce, zawsze byłam libero. Nie żałuję tego wyboru. Choć zgadzam się z tym, że jest to pozycja niewdzięczna. Gra libero może się kibicom spodobać dwa, trzy razy, gdy podbije się ciekawe piłki, a reszta jest praktycznie niezauważalna. Podobnie jest z rozgrywającą.

- Ale rozgrywające często są wybierane MVP meczu, a w przypadku libero to rzadkość. Upraszczając, to reszta drużyny musi grać gorzej, żeby libero mogła się wykazać.
- Zgadza się. W tym sezonie raz miałam przyjemność zostać MVP, w niedawnym meczu z Mazovią, w którym zdobyłam punkt z obrony. Żeby dostać taką nagrodę, to faktycznie trzeba punktować (śmiech).

- W Solnej ma Pani też inną rolę, jako wzór dla drugiej libero, młodej Magdaleny Lewińskiej. Jak się Pani w tym odnajduje?
- Bardzo mnie to cieszy, że mogę jej coś podpowiadać. W tym sezonie zaczęłam się zajmować pracą z młodzieżą w Wieliczce. Z dziećmi uczę się zawodu, staram się też pomagać Madzi. Widzę w niej ogromny potencjał, na każdy treningi przychodzi ze stuprocentowym zaangażowaniem, nie odpuszcza żadnej piłki. A tego trzeba, aby być dobrym libero. Na początku sezonu powiedziałam jej, żeby się mnie nie bała, nie stresowała się, tylko brała do siebie uwagi. Widzę, że się dobrze realizuje w tym wszystkim i się rozwija.

- Swoją bardzo dobrą grą Pani nie daje jej zbyt wielu szans na występy na parkiecie...
- Myślę, że w niejednym meczu Magda mogłaby wejść do gry i nie odstawałaby od reszty czy ode mnie. My, jako zespół, mamy jednak to do siebie, że potrafimy trwonić przewagi. Pewnie nie wchodzi także dlatego, bo trener się obawia, że z 20:10 zrobi się 20:19. To jednak wcale nie znaczy, że by sobie nie poradziła. Z tego co wiem, to ma grać jako przyjmująca, więc będzie mieć więcej szans.

Rozmawiał Artur Bogacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Daria Bąkowska (7R Solna Wieliczka): Nie żałuję, że zostałam w I lidze. Cały czas się rozwijam - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski