Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daria Zawiałow: Jestem takim trochę burym kundlem

Rozmawiał Paweł Gzyl
Daria Zawiałow idzie tropem Moniki Brodki i Meli Koteluk
Daria Zawiałow idzie tropem Moniki Brodki i Meli Koteluk fot. Wiktor Franko
Rozmowa z wokalistką, Darią Zawiałow, o jej debiutanckim albumie wydanym przez wytwórnię Sony - „A kysz!”

- W zeszłym roku wygrałaś opolskie „Debiuty” piosenką „Malinowy chruśniak”. To erotyk prowokujący do oczywistych skojarzeń z wierszem Leśmiana.

- Natchnęła mnie warstwa muzyczna tej kompozycji - namiętny motyw przewodni zagrany na gitarze. Stąd skojarzenie z wierszem Leśmiana. Ale muszę szczerze przyznać: jako odbiorca wolę mocniejsze i bardziej mroczne oblicze poezji. Dlatego moim ulubionym poetą jest Norwid. Zresztą jestem wielką fanką twórczości Czesława Niemena, który czerpał z Norwida, więc jest to logiczne.

- Już ta piosenka objawiła Cię jako kolejną dziewczynę śpiewającą na polskim rynku alternatywnego pop-rocka. Skąd taki pomysł?

- Mając 11-12 lat słuchałam cięższych brzmień: z jednej strony był Radiohead czy Nirvana, a z drugiej strony - polskie zespoły, jak Akurat, Happysad i oczywiście Hey. Nie wydarzyło się więc to nagle. W pierwszej kolejności chciałam podszkolić warsztat wokalny i rozszerzać swoją świadomość muzyczną, więc początkowo w naturalny sposób czerpałam wzorce od gwiazd jazzu czy soulu - Billie Holiday, Diany Krall i Amy Winehouse. A kiedy już dojrzałam do stworzenia autorskiego materiału, to te rockowe inspiracje znów wypłynęły na wierzch. Przełomem były opolskie „Debiuty” w 2009 roku, gdzie wystąpiłam z utworem „Era Retuszera” Nosowskiej dzięki wygraniu „Szansy na sukces”. To był mój bunt - i pierwszy manifest, że takie granie mnie interesuje.

- Kto poza Tobą miał największy wpływ na ostateczny kształt Twojej debiutanckiej płyty?

- Michał Kush - producent albumu - i Piotr „Rubens” Rubik - współkompozytor. Michał skomponował prawie cała płytę, dodatkowo w moim zespole gra na basie. Z kolei Piotr dogrywał wszystkie gitary i skomponował dwie piosenki - „Chameleon” i „Niemoc”, do których oczywiście później Michał wtrącił swoje trzy grosze. Miałam ten komfort, że chłopcy odzwierciedlili dźwiękowo to, co chodziło mi po głowie. Mieliśmy podobne pomysły, staraliśmy się myśleć spójnie, ale szeroko. Ja i Michał jesteśmy trochę jak brat z siostrą - on mnie poucza i wie lepiej jako ten „starszy brat”, a ja wtedy się buntuję i wychodzą z tego wielkie awantury, które trwają kilka minut. Po chwili wracamy do owocnej pracy. Jej efektem jest właśnie „A kysz!”.

- Piosenka „Lwy” to Twój popis wokalny. Lubisz krzyk jako środek wyrazu?

- Lubię, bo poprzez mocniejszy śpiew mogę wyraźniej przekazać swoje emocje. I chociaż wszystko powinno mieć swoje granice, a ja starałam się zachować oszczędność i nie przeszarżować, jeśli chodzi o popisy wokalne, to w paru momentach na płycie warto było ukazać szerszy wachlarz ekspresji. W „Lwach” aż się o to prosiło, bo to zdecydowanie najcięższy punkt całego materiału.

- To w „Lwach” padają słowa tworzące tytuł płyty - „A kysz!”.

- Mam wrażenie, że jest coraz więcej ludzi, którzy nie kierują się szlachetnymi wartościami, tylko są skoncentrowani wyłącznie na sobie i zajmują się głównie osiąganiem swoich sukcesów lub zapewnianiem sobie dobrego samopoczucia. Panoszą się wokół nas jak lwy i nie zważają na innych. To właśnie piosenka o nich - i im mówię „A kysz!”.

- Z całej płyty najbardziej wpada w ucho refren „Kundla Burego”. Śpiewasz w tej piosence o sobie?

- (śmiech) Jestem takim trochę burym kundlem, który tułał się od lat po świecie, szukając swojej drogi, aż w końcu ktoś mnie przygarnął. Był to właśnie Michał Kush, przyjaciel i producent, który pomógł mi postawić wszystko na jedną kartę i stworzyć muzykę, o jakiej od zawsze marzyłam.

- „Chameleon” jako jedyny na płycie został zaśpiewany po angielsku i ma spokojniejszy charakter.

- To był mój pomysł. Chciałam mieć na płycie taki jeden przerywnik, żeby słuchacz mógł odetchnąć, zastanowić się, odpocząć chwilę od mocnego, dynamicznego materiału. Delikatną inspiracją był zespół Warpaint. Powiedziałam Piotrkowi Rubikowi, który skomponował „Chameleona”, że to ma być taka dziewczęca ballada. Powstał melancholijny i dramatyczny tekstowo utwór - napisałam tu o kobiecie, która daje mężczyźnie jasno do zrozumienia, że jest okropną, wredną jędzą i wie, że nie potrafi dać mu tego szczęścia, na które zasługuje. Takie moje „bo to zła kobieta była”. (śmiech)

- Nawet w pogodniejszych piosenkach zawsze musi pojawić się u Ciebie jakiś mroczny motyw. Dlaczego uparłaś się, żeby pisać głównie o ciemniejszej stronie życia?

- Widocznie taki mam charakter. Od kiedy usłyszałam „Smutek mam we krwi” Ani Dąbrowskiej, to się z tym hasłem zidentyfikowałam. Zresztą od „Idola” uwielbiałam Anię, a jej płyta „W spodniach czy w sukience” to był dla mnie przełom - słuchałam jej całymi dniami. Utożsamiałam się z nią dlatego, że może z pozoru jestem wesoła, wszędzie mnie pełno, dużo gadam, ale kiedy jestem sama, to popadam w melancholię. No i generalnie jestem dość pesymistycznie nastawiona do świata oraz krytyczna wobec siebie. Chyba mam taką mroczną naturę - i może dlatego moje piosenki przeważnie mają smutne teksty. Może nie miałam łatwo w życiu i wszystko to się jakoś spiętrzyło w tych piosenkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski