Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Dudka: Możemy zaatakować Legię tak trochę z boku

Rozmawiał Bartosz Karcz
Dariusz Dudka wraca do Wisły Kraków.
Dariusz Dudka wraca do Wisły Kraków. fot. Andrzej Banaś
Dariusz Dudka do Wisły Kraków wrócił po blisko sześciu latach. Nam opowiedział o swoich przejściach za granicą i nadziejach związanych z ponowną grą w barwach „Białej Gwiazdy”. Piłkarz nie kryje, że liczy znów na mistrzostwo Polski. - Mamy fajny zespół i jeśli tylko nie będziemy w głupi sposób tracili punktów na wyjazdach, to możemy wygrać wyścig z Legią o tytuł – mówi Dudka.

Wisła Kraków. Oficjalna prezentacja Dudki [ZDJĘCIA]

Historia zatoczyła koło. Znów jest Pan w Wiśle Kraków.
Dokładnie. Cieszę się, że tutaj trafiłem. Myślę, że to jest dobre miejsce do tego, żeby się odbudować. Spotkałem tutaj wielu znajomych. Nie będzie zatem najmniejszego problemu z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. Jestem przekonany, że wszystko będzie w porządku.

Jak ocenić pańską karierę za granicą? Z jednej strony cztery dobre lata w Auxerre, z drugiej kompletnie nieudane dwa ostatnie sezony. Najpierw w Levante, a następnie w Birmingham City.
Moim największym błędem było to, że nie podpisałem kontraktu na pół roku przed mistrzostwami Europy 2012. Czekałem do końca, bo myślałem, że jak pokażę się na Euro z dobrej strony, to będę mógł trafić do lepszego klubu. Trochę przekombinowałem. Miałem dobrą ofertę z TSV Monachium. Trener tego klubu i dyrektor sportowy przyjeżdżali do mnie i proponowali czteroletni kontrakt. Nie chciałem jednak się na to zgodzić, bo nie uśmiechała mi się gra w II lidze. A później przyszła kontuzja, operacja i to wszystko ciągnęło się przez prawie dwa lata.

W Levante Panu nie wyszło tylko przez kontuzję?
Gdy przenosiłem się do Levante, miałem już problemy ze spojeniem łonowym. Hiszpanie doskonale o tym wiedzieli, ale uspokajali mnie, mówiąc że z takim urazem zmaga się wielu piłkarzy i że szybko sobie z tym poradzę. Sytuacja pogarszała się z tygodnia na tydzień. Jeszcze w październiku zagrałem mecz w Lidze Europy z Hannoverem 96, ale po tym spotkaniu ból był już tak duży, że nie byłem w stanie nawet trenować. Zdecydowałem się na operację w Berlinie. Później przyszła trzymiesięczna rehabilitacja. Powoli dochodziłem do optymalnej dyspozycji, ale skończył się sezon. Nie szukałem klubu, bo Hiszpanie cały czas mówili mi, że chcą przedłużyć ze mną kontrakt. Powtarzali, że zdają sobie sprawę z tego, że przez kontuzję nie mogłem się w pełni pokazać i że chcą dać mi na to szansę. W lipcu powiedzieli mi jednak, że umowę podpiszemy gdy tylko sprzedadzą Vicente Iborrę. Tylko, że do końca lipca go nie sprzedali, dopiero później odszedł do Sevilli. Ja jednak kontraktu nie przedłużyłem, wróciłem do Polski i trenowałem sam. Dopiero wtedy zacząłem szukać klubu.

I znalazł Pan w Anglii, ale epizod z Birmingham City też był nieudany.
Nawet bardzo nieudany. Byłem pewny, że sobie tam poradzę, bo i na treningach i w czasie sparingów cały czas trener był ze mnie zadowolony. Powtarzał mi, że chce mnie w drużynie. Można powiedzieć, że te testy wypadły pomyślnie, choć dzisiaj wiem jedno, kolejny raz nie zdecydowałbym się na coś takiego. To nie jest komfortowa sytuacja, gdy trenujesz, grasz w sparingach i nie wiesz do końca, co może się wydarzyć. W końcu jednak Anglicy zdecydowali się podpisać ze mną kontrakt, ale zagrałem w raptem w dwóch ligowych meczach i to niepełnych. Uważam, że w pierwszym z nich wypadłem bardzo dobrze. Później w trzech kolejnych meczach trener mnie nie wpuszczał na boisko, ale w kolejnym z Middlesbrough zacząłem od początku. Przegrywaliśmy 0:1, gdy w 50 min zszedłem z boiska. Po meczu usłyszałem od trenera, że nie mają na mnie pieniędzy, że są problemy, bo prezes nie interesuje się klubem. Wtedy już wiedziałem, że tam nie zostanę.

Wróćmy do pańskiego pobytu w Auxerre. Był Pan tam podstawowym zawodnikiem, grał m.in. w Lidze Mistrzów. Traktuje Pan grę we francuskim klubie jako najlepszy okres w pańskiej karierze?
Bez dwóch zdań. Wybór tego klubu to był bardzo dobry krok. Pierwsze pół roku miałem średnie. Nie znałem języka, musiałem się zaaklimatyzować w nowych warunkach. Później było już jednak dobrze, trenerzy na mnie stawiali, grałem praktycznie cały czas. Jestem bardzo zadowolony z tego okresu mojej kariery.

Nauczył się Pan francuskiego, bo np. Ireneusz Jeleń, mimo iż grał we Francji dłużej od Pana, nie opanował tego języka perfekcyjnie.
Nie mówię może idealnie, ale porozumiewam się w języku francuskim bez żadnego problemu.

Najmilej wspomina Pan z tego czasu grę w Lidze Mistrzów?
Też, ale również rywalizację w lidze francuskiej. Rozegrałem tam wiele fajnych meczów. To było coś wyjątkowego - grać co tydzień z dobrymi zespołami: z Marsylią, z Lyonem. Z przyjemnością jechało się na każdy mecz. A przy tym Auxerre to małe, sympatyczne miasto z bardzo życzliwymi ludźmi i fajnymi kibicami. Zawsze będę ich mile wspominał i szanował.

To dlaczego nie przedłużył Pan z Auxerre kontraktu w 2012 roku?
Działacze Auxerre pytali mnie czy chcę zostać, ale do konkretnych rozmów nie doszło, bo od razu powiedziałem im, że chciałbym spróbować czegoś innego.

Nie żałuje Pan tego wyboru?
Mimo tych wszystkich późniejszych perturbacji, nie żałuję. Zobaczyłem z bliska jak wygląda liga hiszpańska, jak żyje się w tym kraju. Jeśli kiedyś mógłbym wybierać, to chętnie bym tam wrócił.

Na razie wrócił Pan, ale do Wisły. Trudno było się zdecydować na taki krok?
- Po tym jak rozstałem się z Birmingham, wybór był ciężki. Miałem poczucie, że stać mnie ciągle na dobrą grę za granicą. Byłem zły, że nie dostałem takiej szansy jak w Auxerre. Z drugiej strony czas ucieka, a ja nie chciałem już sobie pozwolić na to, żeby nie grać dwa lata w piłkę. W styczniu przyjechałem do Krakowa, do Pawła Brożka. Długo rozmawialiśmy, a Paweł mocno mnie namawiał, żebym wrócił do Wisły. Powtarzał mi, że właśnie tutaj będzie mi najłatwiej się odbudować, a jak będę chciał, to kiedyś może jeszcze gdzieś wyjadę. Przekonał mnie i zadzwoniłem do trenera Smudy.

Czyli taki ma Pan plan, żeby pograć w Wiśle 1,5 roku i jeszcze raz spróbować swoich sił za granicą?
Nie. Koncentruję się na tym, żeby jak najlepiej grać dla Wisły. Patrzę szerzej na to wszystko. Mam dzieci, które muszą chodzić do szkoły. Nie mogę co chwilę zmieniać im miejsca zamieszkania, przewracać życia do góry nogami. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to chciałbym w Wiśle zostać znacznie dłużej niż to 1,5 roku.

Ale zdaje Pan sobie chyba sprawę, że Wisła to dzisiaj jest już nieco inny klub od tego, z którego Pan odchodził w 2008 roku?
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Mam jednak szacunek do Wisły m.in. z tego powodu, że nikt tutaj niczego przede mną nie ukrywał. Prezes Jacek Bednarz od początku grał ze mną w otwarte karty, powiedział, jak wygląda sytuacja finansowa klubu i na jaki kontrakt mogę liczyć. Przyjąłem te warunki i mam zamiar grać jak najlepiej.

Trener Franciszek Smuda ciepło się wypowiada o Panu. Wspomina m.in. pański bardzo dobry występ na Euro 2012 przeciwko Rosji. Wygląda na to, że podobnie jak Semira Stilicia szybko będzie chciał Pana wkomponować w wyjściową jedenastkę. Tylko, że w linii pomocy trochę ciasno się robi. Może Pan grać na innej pozycji?
Uważam, że Wisła ma dzisiaj bardzo ciekawą pomoc. Są kreatywni zawodnicy, tacy jak Semir Stilić, Łukasz Garguła czy Michał Chrapek. Z trenerem rozmawialiśmy już i wiem, że widzi mnie przede wszystkim w roli defensywnego pomocnika, ale przecież wiadomo, że mogę występować na kilku pozycjach. Jeśli trener będzie miał problemy z kartkami czy kontuzjami, jestem gotowy występować czy to na bocznej obronie czy w jej środku. Nie liczę na to, że dostanę miejsce z urzędu. Chcę na nie zasłużyć i grać wtedy gdy będę w optymalnej formie.

Widzę, że zmienił Pan nieco podejście, bo kiedyś mówił Pan, że ta uniwersalność to pańskie przekleństwo.
Pamiętam. Nawet w Auxerre to mówiłem. Wynikało to z tego, że piłkarz potrzebuje stabilizacji. Jeśli gra kilka meczów z rzędu na jednej pozycji, to czuje się lepiej. Pojawiają się automatyzmy. A jak zmienia się pozycja, to i pewność poczynań na boisku trudniej. Jestem już jednak bardziej doświadczonym zawodnikiem i wiem jak sobie z tym radzić.

Wisła zmieniła się jeśli chodzi o organizację, ale przynajmniej jest nowy stadion. Wygląda na to, że może Pan ponownie zadebiutować w niedzielę w barwach „Białej Gwiazdy” nawet przy 30 tysiącach widzów.
Zobaczymy jak to będzie. Trener co prawda mówił mi, że bierze mnie pod uwagę jeśli chodzi o kadrę na derby, ale jak będzie ostatecznie, przekonamy się w sobotę przed wyjazdem na przedmeczowe zgrupowanie.

Będzie Pan grał z numerem 5. Skąd taki wybór?
Wziąłem „piątkę”, bo z tym numerem grałem w Auxerre. Tak samo było w reprezentacji Polski. Dlatego, jak zobaczyłem, że w Wiśle jest wolny ten numer, nie zastanawiałem się długo. Mam nadzieję, że to przyniesie mi szczęście.

Skoro wspomniał Pan o reprezentacji, to traktuje Pan ją jako rozdział zamknięty czy liczy Pan, że poprzez dobrą grę w Wiśle jeszcze do niej wróci?
Na razie o tym kompletnie nie myślę, choć mogę zdradzić, że gdy jeszcze byłem zawodnikiem Birmingham, trener Adam Nawałka do mnie dzwonił. Selekcjoner powiedział mi, że na mnie liczy jeśli tylko będę grał. W tym momencie koncentruję się jednak tylko na występach w Wiśle. To tutaj muszę odbudować się i pomóc drużynie. Plan jest taki, żeby znaleźć się w pierwszej ósemce, a co ugramy później więcej, to nasze.

Wyjeżdżał Pan z Wisły jako mistrz Polski. Wierzy Pan, że teraz jesteście w stanie skutecznie powalczyć z Legią o tytuł?
Myślę, że możemy zaatakować ich tak trochę... z boku. Mamy fajny zespół i jeśli tylko nie będziemy w głupi sposób tracili punktów na wyjazdach, to możemy wygrać wyścig z Legią o tytuł. Jesienny mecz w Krakowie pokazał, że to jest zespół do ogrania.

Skoro wspomniał Pan o wyjazdach, to jesienią trener Smuda często podkreślał, że brakowało Wiśle w tych meczach siły fizycznej w drugiej linii. Wychodzi na to, że Pan ma być receptą na zdobywanie punktów poza ul. Reymonta.
Pod tym względem czuję się bardzo dobrze. Już we Francji dużo pracowałem nad tym, żeby dobrze wyglądać fizycznie. I staram się to cały czas podtrzymywać. Jeśli czegoś brakuje mi w tym momencie, to bardziej ogrania. To jednak szybko powinno przyjść, skoro trenuję już z drużyną.

Pracować nad przygotowaniem fizycznym może Pan teraz w komfortowych warunkach...
Rozumiem, że chodzi o ośrodek w Myślenicach. To akurat znaczna poprawa w stosunku do tego, co było w Wiśle, gdy stąd odchodziłem. Ośrodek jest bardzo profesjonalny, jest spokój, cisza. Nic tylko pracować. Jeśli miałbym porównywać ten nasz ośrodek, do tych w których trenowałem na zachodzie Europy, to tylko Birmingham City miało lepszy. Te w Auxerre i Walencji są gorsze od ośrodka Wisły.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dariusz Dudka: Możemy zaatakować Legię tak trochę z boku - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski