Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW
Wciskały się w przyciasne bluzeczki i – co najbardziej rzucało się w oczy – zakładały kuse sukienki i spódniczki, jednym słowem, miniówy. Robiły to bez względu na kształty i swój podeszły wiek. Któryś z "przekrojowych” autorytetów stwierdził wówczas, że takie ubranie delikwentkę postarza, bo niepotrzebnie zwraca uwagę na kontrast między młodzieńczym strojem czy makijażem a niemłodzieńczym wyglądem. Po prostu ją "datuje”. Tę zasadę odzwierciedlają zresztą stare powiedzonka: z tyłu liceum, z przodu muzeum czy też: zobaczyłem z tyłu, chciałem pocałować, zobaczyłem z przodu – musiałem żałować...
Żeby nie wpaść w te sidła, dojrzałe pokolenie musiało być ostrożne: nie za krótko, nie za kolorowo, nie za ciasno. Ale z drugiej strony – nie jak matrona ani dama sprzed pół czy ćwierć wieku. Dziś moda jest tak tolerancyjna, że właściwie wszyscy mogą nosić wszystko. I starzy, i młodzi.
To, co dawniej wzbudzałoby sensację na ulicy, dziś nie powoduje nawet zaciekawienia. Zielone włosy? – proszę bardzo. Wielokolorowa czupryna? Może być. Getry i krótkie spodenki albo tunika – owszem. Spódnica przed kolana albo do kostek. Spodnie dzwony albo bryczesy. Właściwie już nie wiadomo, czy ktoś jest na bakier z modą, czy też lansuje najnowsze jej wzorce. Dzięki temu więcej luzu ma też starsze i najstarsze pokolenie, przy czym, jak we wszystkim, tak i tu obowiązują jakieś ramy. Ale jeśli je przekroczymy, nikt się nie oburzy. Najwyżej uśmiechnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?