Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawne obyczaje wielkopostne

Andrzej Kozioł
Na stołach królowały ryby
Na stołach królowały ryby Fot. archiwum
Czas żuru i ryb. Tańce, śluby i mięso wykluczone. Rybne obżarstwo w poście. Prawosławne unikanie cukru. Olej zamiast masła. Z czego jest ogon bobra.

Wstępna Środa, czyli Środa Popielcowa, była jeszcze dniem zabaw. Z jednej strony na głowy sypał się popiół, z drugiej po ulicach szalała młodzież. Karnawał jeszcze raz zdobywał się na wysiłek, tym razem ostatni, w walce z postem.

Osobliwie polowano na panny, które w karnawale nie wyszły za mąż, a więc przynajmniej do Wielkanocy nie mogły nawet marzyć o zamążpójściu, tym bardziej że wraz z ustaniem balów trudno było o znalezienie kandydata na męża. Jak pisał Baranowski: W Środę Popielcową młodzież przypinała swym rówieśnikom, a nawet i osobom starszym, kości, kurze łapy, klocki, rybie lub śledziowe łby i ogony. Pannom, które nie wyszły za mąż w karnawał, wyrządzano różne psoty.

Nieomal identycznie brzmi opis Popielca u o wiele starszego Kitowicza: ...po miastach chłopcy, studencikowie, czatowali na wchodzącą do kościoła białą płeć, której przypinali na plecach kurze nogi, skorupy od jajec, indycze szyje, rury wołowe i inne tym podobne mater-klasy.

W poście nie tańczono, co bynajmniej nie oznaczało, że młodzi nie oddawali się rozrywkom: młodzież w epoce żałoby narodowej, tj. między r. 1848–1852 i 1861–1863 oraz stale w czasie Wielkiego Postu i adwentu na zebraniach towarzyskich zabawiała sie grami towarzyskimi.

Niektóre z nich zachowały się do dziś dnia, ale już tylko między dziećmi, niektóre poszły w zapomnienie. Najczęściej wspominane są w pamiętnikach i listach: pierścionek, klapsy, gotowalnia, tasiemka, „lata ptaszek...”, gęsi, farby, sąsiad, kotek i myszka, talar, pytka, mąż i żona, oberża, mruczek, pan pastor, ciuciubabka, której odmianę stanowiło poznawanie osób na cieniu – pisała Maria Estreicherówna.

Jednak post – to przede wszystkim ograniczenie gastronomiczne. Na stołach, zwłaszcza w biedniejszych domach, pojawia się żur i panuje nieprzerwanie do Wielkiego Piątku, aby odejść w niesławie, otoczony powszechną nienawiścią i wzgardą.

Odejściu „pana Żurowskie-go”, podobnie jak jego przyjściu, towarzyszą niewybredne często żarty. Drugim panem, drugim symbolem postu był śledź, który z racji swej chudości wydaje się być bardziej postny niż tłuste karpie, niż łososie i jesiotry, jeszcze sto lat temu w obfitości zamieszkujące nasze wody.

Zresztą postność jest rzeczą umowną. W dawnej Polsce z pełną powagą twierdzono, że ogon bobra, zwierzęcia na poły wodnego, płaski, łopatowaty i pozbawiony sierści, śmiało można zaliczyć do ryb, nie do mięs. Z jednej strony spotykamy więc literalne, gorliwe przestrzeganie postu (powiadało się, że Mazur łacniej zabije człowieka, niźli złamie post), z drugiej – różnorakie wybiegi lub jawne lekceważenia zasad.

A post można było lekceważyć na różne sposoby, bo jego istota leży nie tylko w zakazie spożywania mięsnych potraw, ale przede wszystkim w umiarkowaniu. Bo, jak powiadał Abraham a Sancta Clara, wielki kaznodzieja, który w XVII wieku gromadził tłumy w wiedeńskich klasztorach: Przed popełnieniem grzechu pierworodnego ludzie nie żywili się niczym prócz ziół i owoców, później jednak, kiedy ziemia wskutek potopu znacznie osłabła, a natura ludzka zaczęła tracić siły, Bóg zezwolił na spożywanie mięsa; ale wkrótce szatan zjawił się w kuchni i zaczął się wtrącać do sporządzania potraw, od czego powstało nadmierne obżarstwo, z którego bierze się wszystko zło na świecie.

Nadmiernie można się obżerać nie tylko mięsem, a żarłoczność mogła dopaść każdego.

Andrzej Bobola, jezuita i święty, zanim jego życie zmieniła wielka epidemia dżumy w Wilnie, nie mógł zrobić zakonnej kariery, bo mu zarzucano zbytnią skłonność do jadła i napitku oraz nadmierną porywczość.

Z ryb można spokurować prawdziwie lukullusową ucztę, ale kamień obrazy, grzech niewybaczalny stanowiło jednak jedzenie w poście mięsa. Z jednej strony mamy więc ludzi, którzy wzdragają się przed spożyciem w poście odrobiny masła, zastępując je olejem (prawosławni szli dalej, szczególnie pobożni w czasie postu nie słodzili herbaty cukrem, ale miodem, ponieważ do produkcji cukru używano bydlęcych kości, a więc poprzez zetknięcie z nimi cukier stawał się poniekąd mięsem), z drugiej – jawne lekceważenie zasad. Józef Putek – zdecydowany antyklerykał, dodajmy na wszelki wypadek – dogrzebał się informacji, że krakowski biskup Sołtyk wydawał w piątki, dla katolików i protestantów, mięsne obiady, a Czartoryski, biskup poznański, gdy mu w postny dzień podano rybę, miał wykrzyknąć: „Co mi dajecie! Mój pudel nie jadłby tego!”
Jak w książce „Przewrót umysłowy w Polsce wieku XVIII” twierdzi Władysław Smoleński, także Krasicki, też w końcu biskup, jadał w poście mięsne dania, a krytykującemu go pobożnemu szlachcicowi odpowiedział wierszem:

Nie zmyśli tego żadna
zabobonność wściekła,
Bym ja w piątek na wole
zajechał do piekła,
A waść miał na szczupaku
dostać się do nieba...

O swoistym umartwieniu traktuje też wierszyk z 1910 roku napisany przez Teofila Modrzejewskiego:

Mój wuj katolik, co się zowie,
w wierzeniach swoich szczery
i prosty
choć delikatne miał bardzo
zdrowie,
nadzwyczaj ściśle obchodził
posty (...).
Rano czyściutka jak łza
herbatka.
Koło dziesiątej potem godziny,
Sznapsik, kawiorek (mięsa ni
śladu)
Porterek, ostryg ze dwa
tuziny
Homar i nic już, aż
do obiadu.
Obiad zaczynał wódką
na nowo.
Zagryzł czem prostem,
niewyszukanem
Więc dajmy na to zupą
grzybową
I szczupaczyskiem jakiem tam
z chrzanem.
Po piwku solkę nie nazbyt tłustą
Węgrzyn, sauternik lub
ponte-canet.
Lub dla odmiany lina
z kapustą
Pale-ale, jajeczka faszerowane.
Szarlotkę albo soufle z sokami,
Lub galaretkę, torcik czy
ciasta.
Szodon z biszkoptem...
no i już basta.
Po drzemce ciało posilał
grzanką
I kawką z wielkim zapijał
smakiem,
Broń Boże z mlekiem
lub ze śmietanką
Tylko z likierem
albo cogniakiem.
Wieczorem kończył bardzo
skromniutko,
brak apetytu nadrabiał miną,
Mękę wieczerzy zaczynał
wódką...
Jaja na miękko, siga z cytryną.
Leciutkie bordeaux, kruchy andrucik,
Czasem makaron, cienki
jak z przędzy,
Małe ciasteczko, lekki
kompucik,
Szklanka ponczyku i spać
czym prędzej.

Tyle historycznych plotek... Postu, który zaczynał się w noc z wtorku na środę (jak twierdzi Kitowicz, tuż przed północą podawano „maślaną kolację”, podkurek, stanowiący łagodne przejście z karnawału do postu „mleko, jajca i śledzie”) przestrzegała większość Polaków.

Jak pisał Jan Bystroń: Zaczynał się (...) długi, czterdziestodniowy, wielki post, którego najczęściej sumiennie przestrzegano. W rozmaitych okolicach i w różnych domach rozmaite były tradycje; zdarzało się często, że pobożniejsi ponad miarę przez Kościół wyznaczoną pościli lub suszyli, niektórzy z nich przez cały czas w ogóle mięsa nie jadali i wina nie pili. Inni byli bardziej liberalni, choć przestrzegali nakazów kościelnych; już Miaskowski śmiał się z tych, co smacznie rozmaite ryby zajadają:

Co gotują węgorze, śledzie,
szczuki w soli,
Wyzinę, łosoś, karpie
brzuchom na post gwoli,
Ci nie myślą potężnie
z ciałem wstąpią w szranki.

Ale rozmaitość tu była wielka, zwłaszcza w sferach wyższych: obcy podróżnicy wspominają o przesadnie ostrych postach, inni zaś stwierdzają, że nie przywiązywano do nich większej wagi. Ale przeciętny dom szlachecki, mieszczański czy włościański bardzo starannie przestrzegał postu, zwłaszcza na Mazowszu i na Litwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski