MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Delikatne odkrywanie pisarza

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
Przypadająca 20 maja 90. rocznica urodzin Gustawa Herlinga-Grudzińskiego stała się okazją do ogłoszenia projektu "Dzieł zebranych". Obliczona na ok. 12 tomów kolekcja ma pokazać różnorodność pisarską autora "Innego świata".

Fot. Wacław Klag

ROZMOWA. MARTA HERLING, córka i spadkobierczyni Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, mówi o edycji jego "Dzieł zebranych"

Wśród planowanych na najbliższe 10 lat publikacji mają pojawić się nie tylko znane dotąd teksty, ale również dokumenty osobiste, korespondencja, artykuły rozproszone. Nad całością czuwa Marta Herling, która - wraz z Fundacją im. Benedetto Croce - od lat pracuje przy porządkowaniu archiwum.
Wydawnictwo Literackie rozpisało projekt "Dzieła zebrane" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Tomów ma być kilkanaście, ale - jak zawsze przy takich pomysłach - rodzi się wątpliwość: czy nie za szybko ten pomnik?
- Nie zgadzam się, że to za szybko. Było zresztą już tego typu wydanie zbiorowe. Publikował je Czytelnik, a wydania były konsultowane z autorem, który współpracował też przy redakcji ze Zdzisławem Kudelskim. Dzieła te jednak nie zostały zamknięte. Praca nad tym wszystkim była rodzajem nieustannego poprawiania i dopisywania. Teksty wyrastały z autora, a plan konstrukcji całości był jasny i przejrzysty: "Inny świat", "Dziennik", opowiadania. Teraz sytuacja jest nieco inna. Musimy dokonywać wyborów. Po śmierci ojca w 2000 roku Wydawnictwo Literackie zdecydowało się na przykład opracować serię pism odnalezionych. W ten sposób ukazał się np. "Wędrowiec cmentarny". Odnaleźliśmy wiele z takich tekstów w archiwum. Mało tego; w domu prawdopodobnie są inne materiały, które można wykorzystać. Były też rzeczy wcześniej napisane, bardzo interesujące. Obecnie stoimy przed trudnymi decyzjami, co z tym zrobić. Bo przecież był jakiś powód, dla którego ojciec tego nie wydawał. Odkrywamy więc Herlinga-Grudzińskiego bardzo delikatnie. Zwłaszcza gdy mowa o sprawach prywatnych i zapiskach osobistych, takich jak dzienniki czy korespondencja.
Faktycznie ciężkie decyzje, zwłaszcza dla Pani, która zna emocje związane z tymi tekstami.
- Dla mnie jako córki najważniejsze jest, by Herling-Grudziński trafił do szerokiego grona odbiorców. By go po prostu czytano. Ojciec zresztą był bardzo zadowolony, gdy okazywało się, że "Inny świat" rozchodził się w milionach egzemplarzy. Ale na "Innym świecie" ta literatura się nie kończy. Ciągle jest pokusa odszukania czegoś nowego. Zwłaszcza że nie wszystko musiało przetrwać do naszych czasów. Ojciec chciał w pewnym momencie spalić archiwum. Od tego pomysłu odsunęła go moja mama, przypomniawszy, że ma córkę, Martę, zainteresowaną kulturą polską, która to córka zaopiekuje się dokumentacją.
Teraz musi Pani nie tylko pamiętać o emocjach, ale również pilnować rzetelności wydań.
- To oczywiste. Na pewno trzeba ustalać poszczególne fakty, ale i sprawy dotyczące osób. Dlatego już jestem np. po rozmowach w Maisons-Laffitte. Wiele interesujących rzeczy jest także w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Jedno jest pewne: polscy czytelnicy zasługują na nowe materiały w solidnych opracowaniach.
Dla wielu te teksty będą częścią historii kultury, cywilizacji, literatury. A czym są dla córki pisarza?
- Odkryciem. Zwłaszcza teraz, po śmierci. Bo on w ogóle rzadko opowiadał o swoim życiu. Pamiętam nasz pierwszy pobyt w Polsce. Zwiedzaliśmy Warszawę, Poznań. I wtedy nagle coś się stało. Przekonałam się, że Neapol był dla niego naprawdę innym światem. Obcym i dalekim. Mimo wszystko.
Pierwszy tom, który ma ukazać się za kilka miesięcy, też odkrywa mało znanego Herlinga-Grudzińskiego. Są tam teksty przedwojenne poświęcone Żeromskiemu, Andrzejewskiemu, Miłoszowi, Gombrowiczowi...
- No właśnie. Było na pewno kilku "Herlingów-Grudzińskich". Jeden jest sprzed "Innego świata". Pragnę przypomnieć, że jako krytyk literacki Herling-Grudziński był przed wojną bardzo ceniony w środowisku warszawskim. W tym sensie ten pierwszy tom jest bardzo ważny. Wiele tam juweniliów. Miałam oczywiście wiele wątpliwości, czy to wydawać, ale edytor, prof. Bolecki, mnie przekonał. Ojciec już w Neapolu chciał napisać książkę o swoich polskich korzeniach; coś w stylu "Doliny Issy" Czesława Miłosza. Ale to było bardzo trudne zadanie. Teraz lektura pierwszego tomu może okazać się bardzo przydatna w odtworzeniu pierwszych lat jego życia i twórczości.
Rozmawiał Marcin Wilk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski