Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Derby z innego świata

Przemysław Franczak
Wnętrze nieistniejącego już Fafika – to tutaj wielu piłkarzy Cracovii, ale i Wisły spędzało mnóstwo czasu
Wnętrze nieistniejącego już Fafika – to tutaj wielu piłkarzy Cracovii, ale i Wisły spędzało mnóstwo czasu Fot. Archwum
Obyczaje. W historii meczów Fafika z Kopciuszkiem trudno ustalić wszystkie fakty i daty, nie zachowały się zdjęcia, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniały. Jedno jest jednak pewne: piłkarskie starcia między dwoma krakowskimi kawiarniami były głośnymi towarzyskimi wydarzeniami.

Cofnijmy się w czasie, mniej więcej o 50 lat. W Fafiku przy ul. Siennej i Kopciuszku przy Karmelickiej gwarno jest od samego rana. Przy kawie siedzą piłkarze Cracovii, Garbarni, Wawelu i Wisły. Podzieleni nie według klubowych barw, lecz upodobań i znajomości. Po prostu, jedni wolą Fafika, drudzy Kopciuszka. Towarzyskie życie kwitnie.

Autor! Autor!
Kto wymyślił, żeby rozegrać kawiarniane derby, ustalić jest równie trudno, jak to, gdzie była lepsza kawa.

Pewnie, że w __Kopciuchu – śmieje się dziś Ryszard Sarnat, były piłkarz m.in. Wisły i Cracovii (i Kopciuszka, zwanego właśnie Kopciuchem).

E tam, lepsza była w Fafiku – odpowiada Andrzej Mikołajczyk, były zawodnik „Pasów” (i Fafika).

Pewności nikt nie ma, ale tym, który wpadł na pomysł zorganizowania meczu, mógł być Józef Browarski, legenda Garbarni (i Fafika). Najstarszy w grupie, młodsi koledzy wpatrzeni byli w niego jak w obraz. „Szef”, „wodzirej” – tak go teraz wspominają. To zresztą właśnie Browarski sprowadził piłkarskie towarzystwo na Sienną. Może dlatego, że jego żona obok, na Stolarskiej prowadziła cukiernię.

Tak czy inaczej, idea meczu Fafik kontra Kopciuch od razu chwyciła. Ustalenia były takie, że potem koniecznie trzeba zorganizować składkowy bankiet. W mieście poruszenie – krakowska poczta pantoflowa działała na pełnych obrotach.

Kawa z koniakiem
Dlaczego Fafik? Tak wyszło. Trzymałem się z garbarzami, a że Józek Browarski chodził tam ze swoją świtą, to ja też – opowiada Andrzej Sykta, były piłkarz Wisły. – To była taka malutka kawiarenka, mieściło się w niej może ze dwadzieścia osób. Bardzo miła atmosfera. Czasem po treningu zamawiało się kawę z __koniakiem, dla przywrócenia krążenia – śmieje się.

No i ładne dziewczyny tam przychodziły _– dorzuca Mikołajczyk z błyskiem w oku. – _My z Krzyśkiem Hausnerem poznaliśmy tam nasze żony. Mieliśmy też zaprzyjaźnionego taksówkarza, który zawoził nas stamtąd do klubu na trening, a potem z powrotem do __Fafika. Przesiadywaliśmy tam codziennie.

„Swą nazwę Fafik zawdzięczał ulubionemu psu Mariana Eilego, naczelnego ,,Przekroju”. […] Fafika z popularnym tygodnikiem wiązała nie tylko nazwa; ściany pokrywały złote myśli «przekrojowego» psa, a wystrój wnętrza – tak zwane pikasy, mebelki (niewygodne!) reprezentowały styl w Krakowie nazywany często «przekrojowym»” – tak niedawno kawiarnię z Siennej opisywał w „Dzienniku Polskim” Andrzej Kozioł.

– _To była taka namiastka kapitalizmu, lokal na __poziomie _– mówi Mikołajczyk.

Bywali tu dziennikarze, artyści. – Przychodził też Witek Pyrkosz z __żoną Krysią – przypomina sobie Andrzej Kucharczyk, były piłkarz Garbarni, kolejny ze stałych bywalców Fafika. – Zjawiała się taka śmietanka towarzyska Krakowa.

Przesiadywał tutaj też wtedy Władek Radwański, dziadek naszych słynnych tenisistek – dopowiada Sykta. – Fafik był naszą dzienną opcją. Na wieczorne tańce chodziło się albo do Hotelu Francuskiego, albo do Cyganerii na Szpitalną.

„Kopciuszek – bar kawowy”, bo tak było napisane na szyldzie, też jednak zaliczał się do najmodniejszych krakowskich lokali. W asortymencie – pyszne ciastka, cel wędrówek krakowian. Alkoholu nie było. Gdyby dziś odtworzyć Kopciucha, to znajdowałby się tuż obok koktajl-baru Czarodziej.

– _W oknach były ciężkie kotary, w środku było strasznie ciemno. Nie odpowiadało mi to _– wspomina Sykta.

Prym w Kopciuchu wiódł Sarnat. Dominowała zresztą tutaj ekipa wiślacka, nawet kierowniczka kawiarni, pani Maria, podobno trzymała kciuki za „Białą Gwiazdą”.

–_ Bardzo nas lubiła. Mieliśmy nawet własny stolik na końcu sali, przy którym czasem grało się również w kości _– opowiada Sarnat. – _Spotykaliśmy się tutaj przed treningami i po treningach. To było nasze miejsce, tutaj tętniło życie, ale to nie było tak, że na Fafika krzywo się patrzyło. Wręcz przeciwnie, tam też się często chodziło. Wszyscy żyliśmy w przyjaźni. Często wpadałem na Sienną pogadać, czasem z kogoś pożartować. Zwłaszcza w poniedziałek, po ligowych meczach. Nasze relacje były naprawdę bliskie _– podkreśla.

Walkower dla Fafika
Kiedy rozegrano pierwsze kawiarniane derby, nikt dokładnie nie pamięta. Najbezpieczniej będzie napisać, że miało to miejsce pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Na pewno zorganizowano je na stadionie Wisły, sędziował Mieczysław „Messu” Gracz, jedna z legend „Białej Gwiazdy”, i padł wynik 2:2.

– _To była już jesień, chyba przełom października i listopada. Mecz się trochę opóźnił, bo czekaliśmy, aż opadnie mgła. Potem wyszło słońce i była piękna pogoda. I __przyszło grubo ponad tysiąc kibiców _– przypomina sobie Kucharczyk, który w tym spotkaniu strzelił dla Fafika dwie bramki.

To musiał być naprawdę wyjątkowy dzień, jeśli Andrzej zdobył dwa gole – śmieje się Sykta.

Kucharczyk: – Dobrze to pamiętam, oba wpadły na bramkę od strony Błoń. Pierwszy po mojej indywidualnej akcji, z lewej strony, drugi po zagraniu Ryśka Wójcika. Prowadziliśmy 2:0, ale tego, jak Kopciuch wyrównał, za nic sobie nie przypomnę.

Ci z Kopciucha też mają z tym problem. – Nie ma szans, żebym to odtworzył _– uśmiecha się Ireneusz Adamus, były piłkarz Wisły (i Kopciuszka). _– Godne podkreślenia jest jednak to, że w ten sposób wspólnie świętowaliśmy koniec rozgrywek. To było tuż po rundzie jesiennej i wszyscy piłkarze z Krakowa bawili się razem. Dziś coś takiego jest nie do __pomyślenia.

Na boisku roiło się od gwiazd. W Fafiku grali m.in. Henryk Stroniarz, Ryszard Wójcik, Andrzej Mikołajczyk, Andrzej Wełniak, Maciej Gigoń, Andrzej Kucharczyk, Jerzy Jasiówka, Józef Browarski, Krzysztof Hausner i Andrzej Sykta, w Kopciuszku: Stanisław Gonet, Ryszard Sarnat, Janusz Sputo, Ireneusz Adamus, Tadeusz Kotlarczyk, Tadeusz Polak i Władysław Kawula.

Nie wiem, czy to było w tym, czy w kolejnym meczu, ale kiedyś gościnnie w Kopciuchu wystąpił też mój brat Adam, który wtedy grał w Gwardii Warszawa – opowiada Adamus. – Potem jeszcze długo żartowano, że Fafik wygrał wtedy walkowerem, bo u nas w składzie był nieuprawniony zawodnik.

Którędy do wyjścia?
Jako się rzekło – na samym meczu się jednak nie kończyło. Uczestnicy pierwszego meczu mogą nie pamiętać z niego nic, ale każdy pamięta, że potem był bankiet w Staropolskiej, restauracji u wylotu Siennej. Zabawa do białego rana.

Jak to na __męskiej imprezie, było wesoło – uśmiecha się Sykta.

Było po rozgrywkach, więc można było sobie pofolgować _– potwierdza Adamus. – _Różne rzeczy się działy. Pamiętam, jak w pewnym momencie jeden z chłopaków ulepił kulę ze szprotek w oleju i rzucił nią w kogoś.

Inną sytuację pamięta Mikołajczyk.

W Staropolskiej były lustrzane drzwi i jak ktoś był na większej bani, to nie za bardzo wiedział, jak wyjść. To było strasznie zabawne – wspomina.

No i jeszcze Władysław Kawula odtańczył Lajkonika, ale to podobno akurat był stały punkt programu imprez krakowskich piłkarzy.

Sykta: – W __tamtych czasach piękne było to, że nie było żadnych chorych podziałów. Żadnej zawiści. Dziś nie ma takich więzi, pieniądze zrobiły swoje.

Szanowaliśmy się, lubiliśmy, po __prostu – podkreśla Sarnat. – A dziś piłkarze myślą głównie o kasie. My w Wiśle mieliśmy czasem za jakieś fajne mecze płacone podwójne czy potrójne premie. I potem człowiek w szatni cieszył się z wygranej, ale dopiero przy wypłacie ktoś mówił: „ty, kurna, podwójne premie przecież były”. Nie myślało się o __takich rzeczach.

Odkryć historię
Nie sposób doliczyć się, ile razy Fafik zagrał z Kopciuchem. Niektórzy mówią o dwóch meczach, inni o „przynajmniej czterech–pięciu”. Na pewno drugi z nich został rozegrany na stadionie Wawelu i też skończył się rezultatem 2:2, a bankiet zorganizowano w kasynie milicyjnym przy ówczesnym placu Wolności (dziś Inwalidów). Reszta tej historii na razie pozostaje nieodkryta.

Nie ma wyjścia, chyba musimy wszyscy razem usiąść i uzgodnić wersje. To jednak nie będzie problem. Rozleje się po jednym i każdy od razu sobie wszystko przypomni – puszcza oko Sarnat.

Fafik kontra Kopciuszek po latach? Choć żadnej z tych kawiarni już nie ma, to bez wątpienia byłoby to pasjonujące spotkanie.

Będzie ponad 20 tysięcy widzów na trybunach

Wisła. W sobotę na trybunach stadionu przy ul. Reymonta zasiądzie ponad dwa razy więcej kibiców niż na dwóch poprzednich meczach Wisły łącznie (z Pogonią i Zawiszą). Do wczoraj „Biała Gwiazda” sprzedała ponad 19 tysięcy biletów. Szacuje się, że derby Krakowa zobaczy na żywo ok. 23–24 tysiące widzów. (BK)

Cracovia. Piłkarze „Pasów” trenowali wczoraj w pełnym składzie. Po raz pierwszy, po krótkiej przerwie, w zajęciach uczestniczył Mateusz Wdowiak, oszczędzany w meczu z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Nikt nie narzeka na dolegliwości, szkoleniowiec, ustalając kadrę na sobotni mecz, może skorzystać ze wszystkich piłkarzy. (ŻUK)

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski