Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deszczowy spacer

Redakcja
Fot. Grzegorz Kozakiewicz
Fot. Grzegorz Kozakiewicz
Ciągle pada, leje, siąpi, ścieka, kapie, płynie, pluszcze, mży, chlusta, spływa. Kilka razy w życiu wykosztowałem się, by sprawdzić na własnej skórze, co to pora deszczowa w monsunowej strefie. Niepotrzebnie. Właśnie mamy porę deszczową nad Wisłą. W dodatku za darmo.

Fot. Grzegorz Kozakiewicz

Przemysław Osuchowski: OBERŻYŚWIAT

Posępnie na mapę pogodową patrzę, bo owoce będą wodniste, cukru w nich skoncentruje się tyle co w arbuzie i niewielki będzie z nich nalewkowy pożytek. Wiśnie, węgierki, mirabelki, pigwy, gruszki, maliny, jeżyny z trudem zdadzą się na konfitury. Suszenie grzybów też nie będzie łatwe, a znalezienie dorodnego prawdziwka bez robaczka, jak tak dalej pójdzie, będzie graniczyło z cudem. Dzieci będą ubłocone, żony pójdą do solarium, a nas, starców, będzie strzykać tu i tam.
Spacerując po nasiąkniętym pluchą lesie, wpadłem jednak na koncept, od którego migiem cieplej mi się zrobiło na duszy. Zerwałem kilka gałązek jałowca z uformowanymi już owocami. Podsuszyłem na przypiecku. Do butelki wlałem odrobinę miodu spadziowego (zeszłorocznego) i delikatnie jałowcowe dobro przez szyjkę do wnętrza upchnąłem. Zalałem pięćdziesięcioprocentową wódką. I odstawiłem w cień. Poczekam do końca wakacji i gdy deszcze jesienne zapłaczą na szybach, będzie jak znalazł. Słowacy - nie tylko zresztą oni - robią borovićkę od zawsze. Polskie jałowcówki też od macochy nie są. Tradycja to nasycania destylatu leśnymi aromatami i smakami bardzo stara. Zapewne zaczęło się od zabijania bimbrowego fuzla marnego samogonu.
Z czasem nalewy spirytusowe na jałowcu (i owocach i pędach) stały się celem samym w sobie. Zdrewniałe gałązki dają bursztynową barwę i taninową (jakby beczkową) goryczkę, zielone pędy podciągną barwę pod kolory morskie, a aromat czynią wybitnie leśny, iglasty. Wreszcie owoce jałowca zapewniają trunkowi dżinowy, wytrawny charakter. Miód dodaje przyjemny balans. Jałowcówka powinna być wytrawna, ale odrobina cukrowego śladu osłodzi deszczowe popołudnia. Polskie jałowcówki nazywano myśliwskimi. I słusznie, bo nie ma większej przyjaciółki leśnych wędrówek. Rozgrzeje nawet największych sceptyków. A gdy ktoś rękę ma niepewną, pocieszą "ślepców", którzy z polowań wracają z pustymi rękami. Moja Zlata Borovićka jest wyrobem monopolowym i musi wystarczyć, aż dojrzeje domowa samoróbka. Smakuje dobrze solo lub wkropiona w herbatę. Dodaję też zawsze kilka kropel do marynat mięsnych i pieczeniowych sosów. Wszędzie tam, gdzie dobre gospodynie wkruszają jałowiec, będzie dobrze i jałowcówce. Domowa przyda naszej kuchni wykwintu i charakteru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski