MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Detronizacja króla szutrów

Redakcja
Bezpowrotnie chyba minęły czasy, kiedy Krzysztof Hołowczyc mógł powiedzieć, że nie ma godnych siebie rywali na własnym podwórku. Od tygodnia nie istnieją żadne przesłanki ku temu, aby aktulany rajdowy mistrz Polski wypowiadał publicznie podobne opinie. Klęska - jaką poniósł na własnych śmieciach (czyt.: na olsztyńskich szutrach) z Januszem Kuligiem jest, zdaniem wielu, momentem przełomowym w układzie sił na polskiej arenie rajdowej. Role uległy zmianie. Ze ściganego "Hołek" stał się ścigającym. Kto wie, czy nie na dłużej?

Janusz Kulig pokonał Krzysztofa Hołowczyca na jego własnym terenie, wygrywając szutrowy Rajd Kormorana

 W tym samym czasie, kiedy krakowianin wręcz koncertowo pokonywał kolejne odcinki specjalne, jego olsztyński rywal skarżył się na zbyt krótko przełożoną skrzynię biegów, a co za tym idzie, niedostatki w szybkości imprezy WRC. Komplementował także swojego pogromcę, twierdząc, że jest on nie do pokonania.

 - Jedziemy szybko, na sto procent, ale Janusz wciąż jest od nas szybszy i odnosimy wrażenie, że w jego jeździe tkwią jeszcze spore rezerwy. Bardzo chcę ten rajd wygrać, ale nie potrafię.
 Kulig chwalił natomiast swoją maszynę. Jest doskonale przygotowana. Peter Solberg, który przed rajdem pomagał ustawić nasz samochód, wykonał fantastyczną robotę. Jazda tym autem to czysta przyjemność.
 Miarą porażki Hołowczyca nie jest, jak sądzi wielu, różnica 32 sekund dzielących go na mecie rajdu od Kuliga, ale raczej przegrana na jedenastu odcinkach specjalnych, w tym na koronnej próbie z Wymoju do Maniek, gdzie "Hołek", jak twierdzą wtajemniczeni, może jechać z zawiązanymi oczyma.

 Wielka szkoda że do walki nie włączył się Leszek Kuzaj. Prawdę mówiąc, większość z nas to właśnie w nim upatrywała tego, który jako pierwszy zdetronizuje mistrza mazurskich szutrów w jego własnym domu. Trudno powiedzieć, aby Leszek zawiódł oczekiwania. Jak zwykle jechał tak, jak najwyżej potrafi. Przy okazji nie krył swojego rozczarowania. Mówił o nie najlepszej dyspozycji psychicznej oraz o tym, że nie poprawił jej fakt awarii wycieraczek i to w momencie, w którym były one najbardziej potrzebne. Potem choróbsko, jakie dopadło go już w trakcie trwania rajdu, przelało chyba puchar goryczy. Łzawiący i kichający Kuzaj zrezygnował ostatecznie z pościgu za mocnymi rywalami, oddając im pole (jeśli ktoś powie, że to niepodobne do Kuzaja, odpowiemy argumentem o dojrzałości taktycznej, a nie tchórzostwie zawodnika).
 Wypada jeszcze na koniec wspomnieć o występie Roberta Herby. Warszawianin wciąż nie potrafi nawiązać walki z czołówką, choć jego seat cordoba WRC nie odbiega poziomem technicznym od aut rywali. Siedem minut różnicy dzielącej Herbę od lidera to przepaść. Bardzo głęboka i raczej nie do pokonania.
 O tym jak na trasie 26. Rajdu Kormoran walczyli inni - już w najbliższy poniedziałek.

Maciej Hołuj

Foto: Autor

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski