Było jasne, że mandat szefa Komisji pochodzi od rządów, czyli instytucji mających konkretne osadzenie w woli obywateli wyrażonej w wyborach w poszczególnych krajach. Potem narodził się pomysł, by już w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego rodziny polityczne (współczesne międzynarodówki) powiedziały, jakich mają, jak to się z niemiecka (przypadek?) mówi spitzenkandydatów.
Europejska Partia Ludowa, ta międzynarodówka, do której należą PO i PSL, wskazała Junckera. Najważniejszą siłą polityczną w EPL jest niemiecka chadecja. Oznacza to, że po akceptacji Angeli Merkel Jean- -Cloud stał się kandydatem międzynarodówki, która potem dopiero zwróciła się o akceptację do szefów państw i rządów, a następnie zrezygnowała z szukania kompromisu na tym forum, zadowalając się głosowaniem. Tak to międzynarodówka partii chadeckich uszczknęła kolejny kawałeczek władzy rządom państw członkowskich. I to jest najważniejszy fakt.
Cameron i Orban zostali przegłosowani. Może i Brytowie mają awersję do Junkcera, wszak nie pierwszy raz go blokowali. Ale miał Cameron rację: Juncker nie jest człowiekiem na trudne czasy w Unii. Luksemburczyk pojedzie z cichym przyśpieszaniem integracji, nawet gdy zgubi po drodze całe grupy społeczne i niektóre kraje. Nie będzie się oglądał nie tylko na malkontentów ale i na wątpiących.
Tak się ignoruje wyniki ostatnich wyborów do PE, które dały zwycięstwa, dobre wyniki eurosceptykom. Juncker przez swoje staromodne prounijne zafiksowanie na „integrowanie” gotów podrzeć Unię po szwach wyznaczających różnice w zamożności pomiędzy poszczególnymi członkami. Niby szef Komisji Europejskiej jest od tego, by integrować i integrować więcej ale dzisiaj mądre integrowanie oznacza umiar i cierpliwość, a nie rewolucyjny zapał. Oznacza dialog z Brytyjczykami, a nie pokazywanie im miejsca w kącie na grochu.
Zamach stanu. Aż się człowiek boi napisać, bo u nas tak właśnie nazwano aferę z taśmami. Ale tak też określono zwycięstwo Junckera. A zamach czyj? Ano brukselskiej biurokracji, która Junckera zna i kocha. Żeby dostać poparcie Włochów, przyszły szef KE (nie ma wątpliwości, że Parlament Europejski go zatwierdzi) przyobiecał nie szarżować z oszczędnościami. Miły pan jest przedstawiany w brytyjskiej karykaturze jako dinozaur z lampką wina i cygaro, nierozumiejący współczesnej Unii. „Jeszcze zatęsknicie za Barroso”, ktoś napisał. Ano zobaczymy. Może zatęsknimy. A może i nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?