Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla Albigowej

Redakcja
Wieś, jaką zostawił Tyczyński, w niczym już nie przypominała tamtej zacofanej, pijanej, ubogiej…

Waldemar Bałda

Waldemar Bałda

Wieś, jaką zostawił Tyczyński, w niczym już nie przypominała

Piękne są wsie pod Łańcutem. I rzecz nawet nie w ich zewnętrznej urodzie - choć położone są, zwłaszcza te na północ od miasta, w szczególnie urodziwej, półgórskiej dolinie rzeki Sawy - ale w ich gospodarności. Aż dziw, że cecha ta ma w tych okolicach tak niedługą tradycję...
   Kiedyś bowiem było tam - całkiem niepięknie. "Oto ich obraz: analfabetyzm, pijaństwo, lenistwo wśród jej mieszkańców, nędzne bydło i konie, jeszcze gorzej wyglądające chałupy, w dużej mierze dymne, ludzie mieszkający w nich często razem z bydłem, na ogół zarozumiali, skłonni do bójek i biedni, źle uprawiane pola, wydające marny plon, w końcu lichy inwentarz rolny, porozrzucany po brudnych i zaśmieconych podwórzach" - tak opisał swoją wieś z drugiej połowy XIX wieku Stefan Inglot, wybitny historyk, przedwojenny profesor Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, powojenny zaś Uniwersytetu Wrocławskiego. On sam nie doświadczył tego wszystkiego z autopsji, tak wyglądała Albigowa przed jego urodzeniem, ale że wieś, w której w 1902 r. przyszedł na świat, mogła wtedy wyglądać całkiem inaczej - to zasługa ambitnych ludzi, a przede wszystkim jednego księdza.

Ksiądz

   Ks. Antoni Tyczyński był postacią - nawet jak na jego czasy, pozytywistyczne wszak - nietuzinkową. Przybył do Albigowej w 1886 r. Rzeczywistość, jaką zastał, nie nastrajała optymistycznie. "Nowy proboszcz rozpoczął od poznawania własnej parafii (...)", zapisano, na podstawie jego wspomnień, w kalendarzu "Gospodarz" z 1909 r. "Nieświetnie wypadła tygodniowa pielgrzymka po rozległej parafii. Bieda i bieda, a z nią niezaradność, lenistwo, moralne zdziczenie. Mieszkała tam ludność w chałupach drewnianych, niskich, że tylko schyliwszy się dobrze wejść do środka można było. Dachy kryte słomą, tylko cztery kominy we wsi całej - reszta chaty dymne. Ludzie pospołu ze zwierzętami mieszkali i raczej nie człowiek, a bydlę pierwsze w niej miejsce zajmowało. Człek na wiosnę to ledwo nogami powłóczył, a bydlę to nieraz i wynosić ze stajni wypadło".
   Ks. Tyczyński mógł nie być optymistą - pośród duchowieństwa pamiętano los jednego z jego poprzedników, wielce zasłużonego społecznika, wspierającego w czasie powstania styczniowego żołnierzy, którzy ukrywali się w pobliskich lasach, założyciela szkoły w Albigowej ks. Wincentego Poznalskiego: wieś go formalnie wypędziła za to tylko, że chcąc powstrzymać niepohamowane pijaństwo, wymagał od wiernych składania przysiąg abstynenckich... - ale przecież był, nie załamał rąk.
   Na dobry początek - bo jednak od wypędzenia ks. Poznalskiego minęło już 19 lat i albigowianie cokolwiek zmądrzeli - poświęcił nową szkołę, potem zaś ruszył z szeroką pracą uświadamiającą. Jako człowiek wykształcony, oczytany, otwarty na nowości płynące ze świata zaczął uczyć parafian spółdzielczości, która była w owych czasach jedynym remedium na wieloletnie zacofanie pańszczyźnianej do niedawna przecież wsi.
   Ksiądz działał z rozmachem. W 1889 r. założył Kółko Rolnicze (przystąpiło do niego 120 gospodarzy) i czytelnię Towarzystwa Oświaty Ludowej, do której sprowadzał fachowe pisma, propagujące postęp rolniczy; to zaczęło dość szybko dawać pożądane rezultaty. Gdy nowe instytucje okrzepły, gdy wieś zaczęła doceniać pożytki wynikające z otwarcia na świat, ks. Tyczyński ruszył z kolejnymi inicjatywami. W 1898 r. utworzył Szkołę Koszykarską, w której synowie niezamożnych rodziców uczyli się wikliniarskiego fachu (aby ją uruchomić, wysłał na początek za własne pieniądze na naukę fachu do Czerwonej Woli koło Jarosławia, a następnie do Lwowa, Wiednia i Bukaresztu Andrzeja Babiarza, który po powrocie dzielił się wiedzą z krajanami), w 1900 natomiast ściągnął do Albigowej Szkołę Gospodyń Wiejskich: powstała dwa lata wcześniej w Gorliczynie pod Przeworskiem, ale na skutek znikomego zainteresowania groziło jej zamknięcie. W parafii ks. Tyczyńskiego szkoła rozwijała się znakomicie, a pod jej skrzydłami działała mleczarnia i sklep spółdzielczy.
   W 1901 r. za radą proboszcza powołano Spółkę Oszczędnościowo-Pożyczkową, dwa lata później Spółkę Drenarską, a w 1905 - Spółkę Przemysłowo-Rolniczą, zajmującą się wyrobem ceramiki budowlanej oraz prowadzeniem młyna. W tym samym roku ks. Tyczyński wystarał się o uruchomienie w Albigowej agencji pocztowej oraz ochotniczej straży ogniowej. Pod jego opieką rozwijała się mleczarnia, amatorski zespół teatralny, koło gospodyń, on też dbał o organizowanie kursów rolniczych, konsekwencją których stało się uruchomienie stajni zarodowej bydła i trzody chlewnej.
   Ksiądz był nie tylko organizatorem, ale i budowniczym. Za jego proboszczowania wzniesiono trzy budynki szkolne, nowy kościół, wikarówkę, organistówkę i - na koniec - plebanię. Niestety, to ostatnie przedsięwzięcie było powodem odejścia ks. Tyczyńskiego z Albigowej po 26 latach posługi duszpasterskiej w tamtejszej parafii: na wzniesienie plebanii zaciągnął długi, a nie mogąc ich spłacić - i nie chcąc obciążać swoimi kredytami żyrantów weksli - postarał się o przeniesienie do bogatej parafii w Leżajsku, gdzie spodziewał się wygospodarować z proboszczowskich dochodów kwotę, wystarczającą do uregulowania zobowiązań. Tak się też stało; Leżajsk zyskał znakomitego społecznika, godnie zapisanego w jego dziejach (był m.in. radnym, przewodniczącym Towarzystwa Wspierania Miejskiego Gimnazjum Prywatnego, w 1918 wszedł w skład komisji, przygotowującej wybór Rady Narodowej), Albigowa jednak straciła faktycznego ojca wszystkich swoich przemian.
   Ks. Antoni Tyczyński nie wrócił już do wsi, której poświęcił tyle lat i sił. Zmarł w 1925 roku w Leżajsku. Na jego pogrzeb przybyła ponadtrzystuosobowa delegacja dawnych parafian.

Sukcesorzy

   Wieś, jaką zostawił, w niczym już nie przypominała tamtej zacofanej, pijanej, ubogiej. Wprawdzie nadal ziemi nie wystarczało dla wszystkich - zwłaszcza że rodziny były nader liczne - ale był to jednak zupełnie inny poziom życia. W dodatku poziom ten się stale podnosił, w czym wielką zasługę mieli następcy ks. Tyczyńskiego.
   Ks. Edward Sandałowski godnie kontynuował pracę poprzednika: organizował liczne kursy i wykłady rolnicze, piastował funkcje prezesa Kółka Rolniczego i Kasy Stefczyka - a nawet szefa Składnicy Kółek Rolniczych w Łańcucie. W 1914 r. założył Związek Hodowlany Włościański, grupujący właścicieli najwartościowszego bydła mlecznego, w 1921 doprowadził do otwarcia Domu Ludowego, którego budowę postulował jeszcze ks. Tyczyński. Kolejny proboszcz, ks. Wojciech Krzyżak, także wpisał się w tę sukcesję. Przewodniczył Kółku Rolniczemu, pracował nad podniesieniem poziomu wiedzy rolniczej i ogrodniczej mieszkańców, sprowadzając, zwłaszcza zimą, prelegentów z ośrodków naukowych, rozwijał sadownictwo (zainicjowane jeszcze przez ks. Tyczyńskiego: dla uczczenia 500. rocznicy bitwy pod Grunwaldem skłonił parafian do obsadzenia drzewami owocowymi drogi z Błażowej do Łańcuta, a kilku gospodarzy założyło wtedy własne sady, nazwane "pomnikami grunwaldzkimi") i uprawę buraków cukrowych, inicjował powstanie Spółki Maszynowej i Związku Hodowców Bydła Czerwonego.
   Z tych dobrych wzorów duchownych czerpali szczodrze świeccy. Coraz więcej rodzin posyłało potomstwo do szkół - wyższych nie wyłączając! - ci zaś wyedukowani, rozwijający kariery życiowe poza rodzinną wsią, założyli w 1933 r. organizację o nazwie Koło Albigowiaków, stawiającą sobie za cel działanie na rzecz małej ojczyzny i kontynuowanie dzieła ks. Tyczyńskiego. Staraniem Koła powstała świetlica wiejska i biblioteka powszechna - a planowano jeszcze uruchomić spółdzielnię zdrowia, jednak na przeszkodzie w jej powołaniu stanęła wojna.
   Wyrazem uznania dla drogi, jaką przebyła wieś, stała się wizyta, złożona w 1929 r. przez bawiącego w okolicy na zaproszenie Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego prezydenta Ignacego Mościckiego. I od razu należy zaznaczyć, że dobrej opinii, zdobytej wieloletnią pracą, nigdy nie splamiła: w czasie niemieckiej okupacji nie było tam kolaborantów, działały za to komórki Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, rozwijało się tajne nauczanie.

Sami

   Wszystkie te osiągnięcia, które - pomimo upływu lat - nadal rzutują na współczesność, albigowianie zawdzięczają sobie samym. Na sąsiedztwie magnackiej stolicy ordynacji łańcuckiej niewiele - czy zgoła nic - nie zyskali. Potoccy, owszem, założyli we wsi najpierw folwark (za rządów drugiego ordynata, Alfreda), potem stadninę ogierów pełnej krwi angielskiej oraz tzw. "traperów", koni typowo zaprzęgowych (za ostatniego ordynata, także Alfreda) - ale z istnienia tych biznesów wieś nie czerpała przesadnych korzyści. A jeśli już o korzyściach mówić - to pojawiły się dopiero w latach powojennych, kiedy w zlikwidowanej stadninie w 1966 r. utworzono Sadowniczy Zakład Doświadczalny, jeden z 13 terenowych oddziałów Instytutu Sadownictwa w Skierniewicach. Na około 200 hektarach prowadzono tam wszechstronne badania i doświadczenia, których skutkiem było podniesienie poziomu sadownictwa - a także rozwinięcie upraw jabłoni, gruszy, śliw, czereśni, wiśni, porzeczek, malin, truskawek, leszczyn, orzechów, aronii, borówek wysokich, jeżyn bezkolcowych, agrestu.
   Umiejętnie wykorzystująca popyt na te owoce - a także tradycyjnie uprawiane rośliny - wieś rozwijała się. Jako jedna z pierwszych w województwie rzeszowskim dorobiła się wodociągów, zbudowała dom kultury, dom nauczyciela, dom handlowy, dom katechetyczny, ośrodek zdrowia. A gdy przyszedł sposobny czas, reaktywowano nawet przedwojenne Koło Albigowiaków...
   Przede wszystkim jednak, ta scheda po przodkach, ta umiejętność brania swoich spraw w swoje ręce, ta ambicja, wyuczona u trzech proboszczów, to krojenie sił podług zamiarów - okazało się najważniejsze. Wszystkie te cechy do dziś są widoczne w Albigowej, u albigowian. I można znaleźć na to niejeden przykład.
   Ot - biorąc z brzegu. Kiedy kolejna reforma struktur administracyjnych sprawiła, że Albigowa weszła w skład wiejskiej gminy Łańcut, szybko zapadła decyzja, że Gminny Ośrodek Kultury znajdzie siedzibę właśnie tam. I działał, z powszechnym pożytkiem, długo, dopóki nowe władze samorządowe nie dokonały reorganizacji, polegającej na utworzeniu przy Urzędzie Gminy instytucji o nazwie Centrum Kultury Gminy Łańcut, która zawiaduje - z równym dystansem do każdej podległej jej placówki - domami kultury we wszystkich wsiach.
   Jednak i wtedy w Albigowej nie została spalona ziemia - tym bardziej że jeszcze w czasach rezydowania GOK-u powołano tam Koło Przyjaciół Dziecięcego Zespołu Piosenki i Ruchu "Pyza", stowarzyszenie stawiające sobie za cel wspieranie działalności artystycznej młodzieży. Zresztą, GOK, którym kierował Andrzej Łobaza, miał bogaty dorobek, mierzony wydawaniem lokalnej gazety - "Przeglądu Albigowskiego" - świadczeniem usług poligraficznych i audowizualnych, wyjazdami na festiwale i spotkania od Portugalii i Hiszpanii przez Francję, Niemcy, Austrię, Grecję, Węgry po Czechy i Słowację, uzyskiwaniem funduszów z unijnych programów, wprowadzeniem w szkole podstawowej programu edukacji regionalnej "Dziedzictwo kulturowe w regionie" (konsekwencją stało się wydanie wysoko ocenionego przez specjalistów podręcznika, stosowanego w wielu szkołach w kraju!)...

Dalszy ciąg

   Dalszy ciąg tej historii też będzie - a nawet już jest. Nieco szumnie można rzec, że teraz rząd dusz w Albigowej przejęło, powstałe niewiele ponad rok temu, Stowarzyszenie "Dla Albigowej", nazwane krótko i konkretnie. Założycielom nie chodzi bowiem o maskowanie braku pomysłu opisowym szyldem, mnogością słów kryjących brak treści - przeciwnie: chcą tym mianem zamanifestować nadrzędny cel swojej organizacji.
   Stowarzyszenie powstało też z chęci nawiązania do doświadczeń przodków: kiedy sprzedawany był majątek zlikwidowanego kółka rolniczego (to też - cokolwiek przykry, niemniej konieczny - znak czasów...), zbyt długo trwały deliberacje, co zrobić z pieniędzmi. Postanowiono wtedy, że zostaną spożytkowane na budowę sali z zapleczem kuchennym przy Domu Kultury - zaś aby nad wydawaniem pieniędzy zachować społeczną kontrolę, powołano "Dla Albigowej".
   Teraz stowarzyszenie przekształca się w akcelerator, przyśpieszający pożyteczne działania. Choć należy do niego 30 osób (prezesem jest Andrzej Falger), to jednak doliczając Koło Przyjaciół Zespołu "Pyza" i "Młodzi Albigowianie" (ten ostatni powstał w 2000 r.), Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotniczą Straż Pożarną i orkiestrę dętą, działającą przy straży, ale jako odrębna organizacja - ta liczba przekracza 200. Główne role w życiu społecznym odgrywają jednak ludzie z "Dla Albigowej".
   Jednym z przejawów ich aktywności - a zarazem hołdu dla tradycji i przodków - stało się zainicjowanie wydawania serii "Zeszyty albigowskie". Ukazały się już dwa woluminy, opatrzone wspólnym tytułem "Albigowa i albigowianie w wojnach 1914-1920, 1939-1945", zawierające rejestry i biogramy krajanów, biorących udział w walkach zbrojnych XX wieku, będących więźniami obozów koncentracyjnych i pracy przymusowej, wywożonych na roboty do Niemiec, ich wspomnienia, relacje, różnego rodzaju zapiski, świadczące o niepodległościowym dorobku wsi. Pierwszy zeszyt ukazał się z okazji wmurowania w kościele - tym samym, który wzniósł ks. Tyczyński... - tablicy, poświęconej wybitnemu krajanowi, ppłk. Ignacemu Szpunarowi, dowódcy 2. Morskiego Pułku Strzelców, obrońcy Wybrzeża w 1939 r.
   "Zeszyty" są też formą wprawek przed wydaniem - zredagowanej przez Tadeusza Ulmana - monografii Albigowej, pracy praktycznie gotowej do druku, wymagającej jednak uzupełnień wynikających z napływu materiałów, które skrywano latami w obawie przed konsekwencjami ze strony wiadomych służb PRL, a które teraz są ujawniane.
   Ta współczesna Albigowa, nieodwracająca się tyłem do świata, nieobrażająca się na zmiany, rozwija się nie gorzej niż wieś przodków z czasów trzech kapłanów. Od kilku lat działa - pod batutą Janusza Rajzera i Tomasza Ruszla - 50-osobowy chór dorosłych, odkąd zmienił się (zastały cokolwiek, wbrew oczekiwaniom społeczności) zarząd Ochotniczej Straży Pożarnej, organizacja ta pod wodzą Jana Kluza nabrała impetu, ma już dwa samochody, nowy garaż, szkoli drużynę młodzieżową (szóstą w powiecie łańcuckim na ostatnich zawodach!), przymierza się do przypadającego na przyszły rok 100-lecia... "Młodzi Albigowianie" natomiast, korzystając z dawnych koneksji Andrzeja Łobazy, nawiązali kontakty z Francuzami z Burgundii. Gdy przed rokiem, wespół z Kołem Gospodyń Wiejskich, gościli ich u siebie, urządzili razem na rynku w Rzeszowie malowniczy piknik "Spotkania dwóch kultur".
   W Albigowej nie ma marazmu. I choć opowieść o tej wsi powinna zawierać także mniej optymistyczne wątki - w 1976 r. przestała być gminną stolicą, niedawno zlikwidowano (na skutek zmniejszającego się zainteresowania absolwentów szkół podstawowych podejmowaniem nauki zawodu) Zasadniczą Szkołę Ogrodniczą, sukcesorkę Szkoły Gospodyń Wiejskich, zaś Wiejski Dom Kultury stracił rangę Gminnego Ośrodka Kultury - to jednak te ciemniejsze barwy nie mogą zdominować jasnego w gruncie rzeczy obrazu Albigowej, wsi pięknej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski