Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla kogo pracujesz, wredny trollu! A ty dla kogo, chamski hejterze?!

Zbigniew Bartuś
Fotomontaż Marcin Makówka
Komentarze pod tekstami - nawet o głaskaniu kota - przypominają kibolskie ustawki - i to w krwawej wersji, w której zamiast pięści używa się bejsboli lub "po krakowsku" maczet. Czy masakrują się tak zwolennicy PO, PiS i Kukiza, czy też płatni nienawistnicy lub... programy komputerowe?

Przypadkiem tego samego dnia Rafał Brzoska, szef krakowskiego InPostu, prywatnej konkurencji Poczty Polskiej, i Adam Szejnfeld, wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej, powiedzieli to samo: że w internecie działają najemnicy niszczący ofiarę wskazaną przez mocodawcę.

Dotąd płatni nienawistnicy, zwani z angielska hejterami, oraz trolle, prowokatorzy ośmieszający i oczerniający internetowych autorów i uczestników dyskusji w celu wywołania awantur, działali w biznesie.

Specjaliści od kampanii reklamowych od lat podszywają się w internetowych sklepach i porównywarkach cen pod klientów, zachwalając "supertelefony" i "bezawaryjne pralki" zleceniodawców - i nie zostawiając suchej nitki na towarach konkurentów. Od dawna grasują też w szołbiznesie. Teraz, po raz pierwszy na taką skalę, mieli się sprawdzić w polskiej polityce…

Prezes Brzoska w wywiadzie dla "Dziennika Polskiego" mówił, jak to działa w biznesie. Pytaliśmy: - Pod każdym tekstem o InPoście pojawia się automatycznie kilkadziesiąt nienawistnych wpisów. Przypadek? Spontaniczne reakcje konsumentów?
Wybuchnął śmiechem. -To jest automat hejtu, takie usługi są dostępne na rynku, można je kupić. Są firmy dysponujące programami komputerowymi, które przeszukują sieć i jak znajdą np. nazwę InPost, Integer czy prywatna poczta - wrzucają losowo "spontaniczne" wypowiedzi stworzone wg szablonu - twierdził.

Opowiedział nam o przetargu, w którym prywatni operatorzy, w tym InPost, chcieli kolejny raz pokonać monopolistę. Poczta Polska bała się, że przegra... - No i zalewano nas hejtem. Nienawistne wpisy pojawiały się z automatu nawet pod notowaniami giełdowymi. Ale kiedy ogłoszono, że przetarg wygrała Poczta, wpisów przestało przybywać. Ktoś zapłacił i osiągnął cel - oskarżał Brzoska.

Rzecznik Poczty stanowczo zaprzecza, by ta uruchomiła "automat hejtu". Oburzony przekonuje, że niekorzystne dla InPostu opinie powstają spontanicznie.

Tak samo oburzyli się działacze PiS, gdy Adam Szejnfeld wyjaśnił na Facebooku, dlaczego Bronisław Komorowski przegrał wybory. Zdaniem posła, stało się tak za sprawą "płatnych sk…" wynajętych przez PiS, by obśmiewać i zohydzać głowę państwa.

-Adam ma rację! Na sto procent przekonany jestem, że sztabowcy Dudy najęli grupę ludzi, których zadaniem było dopisywanie pod publikacjami, także niepolitycznymi, komentarzy wyśmiewających Bronisława Komorowskiego jako "gajowego", "nieudolnego wuja", "bula". Dostało się nawet Pierwszej Damie - że "gruba" i "brzydka".

Ci sami ludzie sławili pod niebiosa pana Dudę. Wszystko na niespotykaną w historii Polski skalę - twierdzi Ireneusz Raś, krakowski poseł PO. Słyszał o "firmie wynajętej w Krakowie", zatrudniającej 15 osób w celu wyśmiewania i piętnowania Komorowskiego.

- W sumie to jest cała PiS-owska armia hejterów i trolli, którzy nas na okrągło atakują, podszywając się pod "głos ludu" i wpływając na społeczne nastroje i opinię publiczną. Jestem pewien, że pod tym tekstem też się ukażą "niezależne" komentarze, że Raś to nieudacznik, złodziej i trzeba mu dać w ryja - przekonuje poseł PO.

Kiedy eksminister Szejnfeld wyraził na Facebooku to, co wyraził, tzw. społeczność internetowa odpowiedziała serią memów, czyli prześmiewczych obrazków z kąśliwymi komentarzami - na najpopularniejszym odziany w krótkie spodenki poseł leży na ławce opisany tak: "Nazywasz go menelem. Słusznie, to poseł Szejnfeld".

Pod spodem jest komentarz autora, Evandro: "Szejnfeld uważa, że Platformę i Komorowskiego atakują nie internauci, a wynajęte skurczybyki. Cóż… Ja tam nie jestem opłacany. Działam charytatywnie".

Kto ogarnia sieć, ten ma władzę
- To była pierwsza polska kampania, w której tak wielką rolę odegrały działania komunikacyjne w internecie. Pokazała ogromne możliwości kreowania w sieci społecznych nastrojów. Są to tendencje obserwowane we wszystkich zagranicznych starciach wyborczych - komentuje Weronika Przecherska, ekspert Instytutu Obywatelskiego, think tanku PO kierowanego od niedawna przez Jarosława Wałęsę.

Europoseł PiS Janusz Wojciechowski napisał nawet na Twitterze, że "John Kennedy był pierwszym prezydentem, który wygrał wybory w telewizji, Andrzej Duda jest pierwszym, który wygrał w internecie."

- Ta kampania utwierdziła nawet największych niedowiarków, że internet jest jednym z ważniejszych elementów i trzeba z niego korzystać. Również jesienią - przyznał w wywiadzie dla propisowskiego portalu w Polityce.pl Paweł Szefernaker, szef młodzieżówki PiS. Dodał skromnie, że udana batalia w sieci była tylko jednym z elementów, które przyczyniły się do triumfu Dudy.

Ale młodzi zwolennicy PiS wiedzą swoje: to Szefernaker z ich pomocą przechylił szalę zwycięstwa. Nieprzypadkowo prezydent Duda zrobił z nim sobie z wdzięczności pierwsze zdjęcie po elekcji. Jarosław Kaczyński zaliczył Szefernakera do elity zasłużonych.

Wokół młodego działacza powstał sztab zawiadujący kampanią Andrzeja Dudy w internecie. - Nie mieliśmy żadnej firmy, która zajmowałaby się tym całościowo, a wszelkie koncepcje powstawały w sztabie - chwalił się w wywiadzie. Dodał, że wielką rolę odegrało nastawienie Andrzeja Dudy: "łatwiej go było namówić na nowinki techniczne niż Bronisława Komorowskiego czy choćby Jarosława Kaczyńskiego. Inne podejście, inne pokolenie".

W dodatku ludzie z PO popełniali żenujący błąd za błędem, np. podczas debaty kandydatów wszyscy posłowie równocześnie umieszczali na Twitterze identyczne wpisy. Internetową wiarygodność Komorowskiego podważało też to, że w trakcie jego wystąpień na żywo - na oficjalnym koncie prezydenta pojawiały się nowe wpisy; to dowód, że Komorowski nie pisze "swoich" komentarzy… A Duda jest aktywny w mediach społecznościowych od lat. Osobiście.

Atak na "imperium zła"
Pisowcy na starcie kampanii mieli kilka przewag nad platformersami. W ramach walki z "mainstreamem", czyli politykami i mediami zdominowanymi ich zdaniem przez PO, budują od lat alternatywne źródła informacji i opinii. Wokół nich zgromadziła się armia komentatorów, publicystów, informatorów - i wiernych czytelników gotowych ochotniczo ruszyć na wroga.

Paweł Szefernaker przyznaje, że jego sztab korzystał z ich bezinteresownej, spontanicznej aktywności. Jakiej? Tajemnica.
Ireneusz Raś mówi, że na starcie kampanii aktywiści PiS po raz pierwszy w historii przypuścili zmasowany atak na internetowe strony mediów, którymi na co dzień gardzą, jak ,,Gazeta Wyborcza" i kierowany przez Tomasza Lisa ,,Newsweek".

Dziennikarze tych pism zauważyli, że pod ich tekstami w sieci pojawiają się komentarze identyczne, jak na prawicowych portalach. Ich zdaniem, PiS zastosował tu tę samą metodę, co służby Putina, które po zajęciu przez Rosjan Krymu zarzuciły komentarzami portale opiniotwórczych zachodnich dzienników.
- Media uchodzące za przychylne PO zatopiła fala hejtu przeciwko Platformie i agitek za Dudą, by siać niepokój, zwątpienie i zniechęcenie w naszych szeregach. To dywersja - uważa krakowski poseł. I znów wyraża przekonanie, że "to było sterowane i opłacone".

- Niech kolega Raś poleje rozpaloną od porażki głowę zimną wodą i nie wygaduje bzdur - radzi poseł Andrzej Adamczyk, prezes PiS w okręgu krakowskim. Jego zdaniem, "bajdurzenie PO o najęciu hejterów to dowód na oderwanie od rzeczywistości".

- W sieci pozbawieni cenzury ludzie piszą to, co myślą. Spontanicznie. No, chyba że zostali wynajęci przez PO do siania hejtu przeciwko PiS - oskarża Adamczyk. Nawiązuje tu do przecieków z czerwcowej narady PO w Jachrance - liderzy partii, z premier Ewą Kopacz na czele, mieli tam zdecydować o szybkim "uruchomieniu" 50, a docelowo 100 internautów, którzy w kampanii parlamentarnej będą atakować PiS, a wychwalać PO w mediach społecznościowych i na portalach.

Także prawicowych. - Jaki mamy wybór? Zostaliśmy po chamsku zaatakowani, nadstawialiśmy drugi policzek i tylko jeszcze bardziej oberwaliśmy. To mamy dalej stać, czy się bronić? - pyta retorycznie Raś. Zastrzega jednak, że nie chodzi tu wcale o wynajęcie zawodowych hejterów, tylko całkowicie spontaniczną aktywność zwolenników PO w internecie. - Niech obnażają kłamstwa PiS-u, zadają trudne pytania. Niech głoszą prawdę o Polsce, która wcale nie jest w ruinie. A właśnie to, z wiadomym skutkiem, wmówili milionom Polaków hejterzy PiS-u - wyjaśnia poseł PO.

Potęga hejtu
- Rośnie potencjał internetu w kampaniach wyborczych, a wraz z nim rosną zagrożenia. Szybkość i skrótowość przekazywania wiadomości, pogoń za wyrazistym nagłówkiem czy naruszanie czyjegoś dobrego imienia to problemy, z którymi coraz częściej muszą się mierzyć właściciele portali, administratorzy mediów społecznościowych i forów - mówi dyplomatycznie Weronika Przecherska.

Paweł Szeferneker przyznaje bardziej kolokwialnie, że " w internecie najlepiej żrą rzeczy kontrowersyjne". Czyli hasła proste jak cep oraz naparzanka - i hejt.

Lektura wpisów na - dosłownie wszystkich - portalach nie pozostawia złudzeń. Trwa wojna. Komentarze pod tekstami - nawet kulinarnymi i o… głaskaniu kota - przypominają kibolskie ustawki, i to w krwawej wersji, w której zamiast pięści używa się bejsboli lub - "po krakowsku" - maczet. Czy w ten sposób masakrują się zwolennicy PO, PiS, Kukiza itp., czy też wynajęci hejterzy lub… sprytne programy komputerowe?

Kto do nas i na nas krzyczy? Kto urabia nasze opinie - i decyzje wyborcze? Czy budowanie demokracji na hejcie ma sens? Te pytania nie znalazły dotąd odpowiedzi. I pewnie nieprędko znajdą.

Komentując polityczną naparzankę na portalu o pogodzie, internauta zauważył wczoraj: "Branża hejterowa może być wkrótce jedną z głównych gałęzi gospodarki". Choć, według oficjalnych zapewnień, w ogóle nie istnieje…

Jeśli nawet Duda najął szkodników, to nie oni wybrali prezydenta
O internetowym motłochu i porażce Bronisława Komorowskiego mówi Anna Garwolińska, szefowa Glaub icz Garwolińska Consultants, agencji specjalizującej się w PR i zarządzaniu kryzysem

- Prezydent Bronisław Komorowski przegrał wybory, bo - jak twierdzi wielu działaczy PO - sztabowcy Andrzeja Dudy, Pawła Kukiza i innych kontrkandydatów uruchomili w internecie machinę nienawiści i wyśmiewania głowy państwa?

- Bądźmy poważni. Bronisław Komorowski to bardzo dobry człowiek, serdeczny i miły, który otoczył się przyjaciółmi w swoim wieku - i dał im robić kampanię. Tyle że oni tego kompletnie nie umieli. Głównie dlatego, że są oderwani od realiów, żyją innymi tematami i problemami niż większość wyborców. Do dziś nie rozumieją, co się naprawdę stało.

- A co się stało?

- Prezydent Komorowski dał się zamknąć w pałacu, odciąć od rzeczywistości. Zrobił się wokół niego nieprzenikniony dwór.

- Kiedyś mówiło się o dworze Aleksandra Kwaśniewskiego…

- Tak, ale z tym jego dworem to nie do końca była prawda, bo prezydent Kwaśniewski nie dał się zamknąć w szklanej wieży, miał stały kontakt ze zwykłymi ludźmi, młodzieżą, przedsiębiorcami, regularnie się z nimi spotykał, a chcąc wygrać drugą kadencję - zakasał rękawy i ruszył w Polskę.

- Uścisnął dziesiątki tysięcy dłoni, jak teraz Andrzej Duda czy w swych zwycięskich kampaniach Barack Obama. To w dobie internetu nadal ważne?

- Oczywiście! A tymczasem dwór Komorowskiego założył, że przy ogromnym wyjściowym poziomie zaufania społecznego - wystarczy być. I powtórzyła się sytuacja, jak z Unią Wolności - że drzewa umierają stojąc.

-Sztabowcy ustępującego prezydenta twierdzą, że był on na każdym kroku atakowany. Jak wychodził do ludu - zaraz pojawiał się jakiś sympatyk, albo wręcz działacz PiS i stawiał trudne pytania.
- To przecież w demokracji norma. A czy Dudzie nie zadawano trudnych pytań? Czy nie zadaje ich się teraz PiS-owi, który prowadzi w sondażach? Pyta się na przykład o źródła finansowania obietnic wyborczych, o to, jak PiS zamierza uszczelnić system podatkowy, ściągając od obywateli "brakujące" 52 mld zł. Konkretnie, w praktyce i dobrze! Wyborcy coraz częściej chcą wiedzieć nie tylko, co zamierza zrobić polityk, ale i - jak będzie to realizował. Stąd niewygodne pytania. Żądamy jasnych odpowiedzi. Prezydent Komorowski ich nie miał. Był kompletnie bezradny, co konkurenci skrzętnie wykorzystywali i nagłaśniali.

- Wiemy już, że nie umiał korzystać z internetu. A chociaż z telewizji umiał?

-Jego spoty telewizyjne, zwłaszcza dwa pierwsze, były żenująco amatorskie, a próba zaistnienia w mediach społecznościowych
- żałosna. Powód? Sztabowcy prezydenta w ogóle nie rozumieją tych mediów.

- Czyli wiele elementów w kampanii prezydenta było - mówiąc wprost - do bani?

- Współczesna kampania wyborcza jest jak orkiestra symfoniczna - rozpisana na wiele instrumentów, które muszą ze sobą zagrać. U Andrzeja Dudy partytura rozpisana została znakomicie - chodzą słuchy, że sztab wynajął do tego trzech zdolnych młodych ludzi, w tym jednego z importu, na pewno nie robiła i nie wymyślała tego osobiście Beata Szydło - i te instrumenty zagrały. Również instrument w postaci nowych mediów.

-A czy sztab Dudy wynajął hejterów zohydzających prezydenta?

- Możliwe. Ale upatrywanie w tym przez sztab prezydenta przyczyn porażki jest klasycznym szukaniem winnych tam, gdzie ich nie ma. A są oni przede wszystkim we własnych szeregach ustępującej głowy państwa - oraz partii, z której wszyscy się wywodzą.

- Komorowskiemu wyraźnie ciążyła Platforma. Czy to zwiastuje porażkę PO w nadchodzących wyborach?

-Trudno dziś odpowiedzieć, bo sytuacja szybko się zmienia. Ale osiem lat rządów jednej formacji to w realiach młodej polskiej demokracji zupełna nowość. Zaskakująca zarówno dla wyborców, jak i samych rządzących. Ja ją rozpatruję w kategoriach osobistego sukcesu Donalda Tuska, a nie partii jako takiej. O ile PO na początku jeszcze coś robiła i chciała zrobić - to potem ograniczyła się do trwania. Towarzyszyło temu bardzo niebezpieczne przekonanie: "my wiemy lepiej, jak uszczęśliwić Polaków". Nie musimy z nikim gadać, nikogo słuchać, nie mamy z kim przegrać…

-Wróćmy do internetu, bo wszystko wskazuje na to, że tam rozegra się przynajmniej część bitwy o władzę. Już się rozgrywa… Czy są programy komputerowe umożliwiające wyłapywanie w internecie tekstów zawierających określone słowa, np. "PO" lub "rząd" - i automatyczne dopisywanie wrogich komentarzy? Albo automatyczne hejtowanie wszystkich tekstów o PiS i Beacie Szydło?

- Są. Ale też internauci nie są tak strasznie głupi. Szybko wyłapują takie praktyki, piętnują, banują, zgłaszają administratorowi, co prowadzi do zablokowania adresu IP… Internet jedynie sprawia wrażenie anonimowości. Większość autorów komentarzy można dość łatwo namierzyć. Gdyby polskie sądy szybko rozliczały osoby łamiące prawo, rozsiewające ewidentne kłamstwa i oszczerstwa oraz szerzące nienawiść, nie byłoby problemu. Niestety, sądy działają fatalnie, a bezkarność rozzuchwala motłoch.

-Kto rządzi w owym "anonimowym" internecie?

- Właśnie motłoch. On istnieje od zarania ludzkości. Zawsze cechowało go emocjonalne podejście, np. "nienawidzimy", ale dlaczego i po co? - nikt nie stawia sobie tego pytania. Wszelkie racjonalne argumenty i głębsze refleksje są motłochowi obce. Dziś motłoch przybrał formę niepoliczalnej grupy internetowych hejterów. Pozorna anonimowość globalnej sieci sprawia, że hejterzy gotowi są wykrzykiwać rzeczy, jakich nie ośmieliliby się wyszeptać komuś w oczy, ani na ulicy, chyba że w zamaskowanym tłumie. Ci ludzie w sieci mają swoje igrzyska. Nagromadzone w nich emocje i frustracje muszą gdzieś znajdować ujście. Może lepiej, że tam, a nie w realu?

- Motłoch, odkąd istnieje, jest przez polityków wykorzystywany - wystarczy wyczuć emocje i umiejętnie na nich zagrać. Czy można te emocje wykreować?

- Tak. Skoro da się stworzyć i wypromować towar, albo celebrytę - można także narzucić temat wraz z towarzyszącymi mu emocjami. To jeden z instrumentów wykorzystywanych w nowoczesnych kampaniach wyborczych. Ale przecież niejedyny. Twierdzenie polityka, że zorganizowany przez przeciwnika internetowy hejt był źródłem porażki, nie wytrzymuje krytyki.

***
Dlaczego internet zaczął się tak bardzo liczyć w kampaniach wyborczych? Bo szybko przybywa osób, dla których sieć jest głównym źródłem informacji. Dziś stanowią oni większość w grupie młodych - do 24 lat. To aż siedem roczników wyborców, w tym sześć, które - z uwagi na wiek - nie mogły głosować w poprzednich wyborach prezydenckich. Teraz mogą. I potrafią być przy urnach równie radykalne jak w internecie.

Informacje i opinie zamieszczane w internetowych serwisach mają coraz większy wpływ na nasze myślenie i decyzje. Jednocześnie są coraz mniej wiarygodne - i obiektywnie coraz mniej warte. Bezpłatny internet to skrzyżowanie wielkiego bazaru, na którym opinie i "polubienia" można kupić - z olbrzymim śmietnikiem.

Wierzymy, że pralkę lub polityka poleca nam lub zohydza sąsiadka z bloku na Krowodrzy, a tak naprawdę nie wiemy, kto się za nią kryje. Brak wiarygodności i możliwość manipulacji to jeden z głównych problemów internetu. Jednak próby podniesienia wiarygodności poprzez większą kontrolę sieci kojarzą się z zamachem na wolność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski