Miałam kolegę, który nienawidził Biblioteki Jagiellońskiej. Twierdził, że widok setek tysięcy książek jest nie dla niego do zniesienia, bo każda chce być przeczytana. Opowiadał o bezradności, rozwijał wizję pochodu tytułów i autorów żądających naszej uwagi, a my pękaliśmy ze śmiechu. Dziś mnie to mniej śmieszy, a nawet jestem mu skłonna przyznać rację. I właśnie dlatego piszę dziś o eseju o Jadwidze - królowej i świętej.
Kwaśnicka nie ukrywa fascynacji Andegawenką, ale myli się ten, kto spodziewa się podniosłej i nudnej gadki- -szmatki. Nic z tych rzeczy. Ten esej się toczy. Wokół Jadwigi, jej krewnych, jej dylematów, nauczycieli oraz epoki. A równorzędnym bohaterem książki jest Kraków - miasto Jadwigi i Kraków dzisiejszy.
„Wydziały, kamienice, bursy, dawne kolegia, uniwersytety, kościoły, wapienie i posągi - stłoczono na małym skrawku ziemi, podparto przyporami, ozdobiono gzymsami, zapętlono. Tuż obok, w barze mlecznym Temida, jadaliśmy tanie obiady, szczegółowo planując swoje życie lub - przeciwnie - nie planując go wcale. Jedna historia wynika z drugiej, drogi Długosza i Kołłątaja krzyżują się z moimi. Ostateczna fundacja szkoły była wprawdzie dziełem Jagiełły, ale to Andegawenka otaczała troską kiełkująca inicjatywę i to jej przychylność sprawiła, że historie - studentów, wykładowców i budynków - które wydarzyły się potem, w ogóle stały się możliwe. Krakowskie dzieje Kopernika, Kochanowskiego, Wojtyły, wielu innych, wreszcie moje - to wszystko zaczęło się od Jadwigi.”
Kwaśnicka - młoda i wściekle zdolna krakowianka z wyboru - posiada dwie cechy rzadkie i cenne. Po pierwsze „Jadwiga”, choć szalenie erudycyjna, naszpikowana ciekawostkami ze świata idei, napisana została w sposób przyjazny, niemal lekki. Po wtóre zaś autorka potrafi zanurzyć siebie - i czytelnika - w czasie. Co było, wydaje się obecne, współistniejące z nami: ludzie, sztuka i myśl.
„Andegaweni interesowali się intelektualnym życiem Europy. Byli zawsze au courant, więc i Kraków za panowania Jadwigi był au courant. Wówczas oznaczało to sprzyjanie devotio moderna, nowej duchowości, która dopiero zaczęła się rozwijać w Niderlandach i przyległej części Niemiec. (…) W XIV wieku zaczęły pękać solidne gmachy teologii Tomasza, kruszone przez nominalistów i woluntarystów, podkopywane przez nowych mistyków i wzruszeniowość ówczesnego malarstwa.
(…) Sentymentalizm i indywidualizm devotio moderna - to było wydanie nas wszystkich na pastwę odruchów i namiętności. Ale w XIV wieku jeszcze o tym nie wiedziano, to wszystko było jeszcze niewinne. Oto nadciągała nowożytność, nasza epoka, ze swym kultem jednostkowości i wolności, czas rozpadu wszystkiego i gorączkowego, punktowego zapobiegania katastrofie.”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?