Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla Rosjan Polska strawna to Polska podporządkowana. Coś na kształt PRL

Rozmawiał Jakub Szczepański
Romuald Szeremietiew
Romuald Szeremietiew fot. Bartek Syta
Rozmowa. Romuald Szeremietiew*, były minister obrony narodowej twierdzi, że Rosja chce zmiany obecnego ładu międzynarodowego i odzyskania pozycji decydenta w polityce światowej. Według niego jedyną nadzieją dla naszego kraju są mocne i bogate Stany Zjednoczone.

– Całkiem niedawno powiedział Pan, że Rosja szykuje się do wojny światowej. Dalej podtrzymuje Pan to stanowisko?

– Strategicznym celem Federacji Rosyjskiej jest zmiana obecnego ładu międzynarodowego. Rosja chciałaby odzyskać pozycję decydenta w polityce światowej. Jak wiadomo, nie odpowiada jej sytuacja, że supermocarstwem decydującym o kształcie ładu międzynarodowego są Stany Zjednoczone. Moskwa mówi o potrzebie stworzenia wielobiegunowego ładu światowego, w którym decydowaliby nie tylko Amerykanie. Dodajmy, że są państwa, np. Chiny czy Indie, które także chciałyby obecny układ zmienić.

O ile jednak Chińczycy tylko o tym mówią, to Rosjanie już podjęli działania. A skoro na Kremlu postanowiono, że narzędziem polityki zagranicznej Rosji będą siły zbrojne, to przywódcy Rosji muszą zakładać, że w konsekwencji mogą wywołać wojnę światową. Wiceprzewodniczący Dumy Państwowej Władimir Żyrinowski, przywódca liczącej się partii (56 deputowanych), głośno mówi, że decyzja już zapadła. Nie zauważyłem, aby prezydent Putin dementował wypowiedź gospodina Żyrinowskiego. Rosja może więc wywołać wojnę światową.

– Pan często operuje pojęciem „wojny asymetrycznej”. Gdyby coś poszło nie tak, a Federacja Rosyjska dotarłaby pod polskie granice, to powinniśmy być gotowi na taki scenariusz?

– Współcześnie wojną asymetryczną nazywamy konflikt, w którym armia regularna walczy z siłami nieregularnymi, dawniej nazywanymi partyzantami. Rosja, zdając sobie sprawę, że użycie regularnych sił zbrojnych i klasyczna wojna mogą być posunięciem ryzykownym, na Ukrainie posługuje się siłami nieregularnymi („zielone ludziki”, „separatyści”).

W ten sposób zbrojnie osiąga swoje cele. Dziś na Ukrainie toczy się wojna, której Zachód nie potrafi zdefiniować, a Niemcy i Francja negocjują z agresorem, wciągając do tych rozmów Ukrainę, ofiarę agresji. Polska, prezentująca trzeźwą ocenę polityki rosyjskiej, została wyeliminowana z tych rozmów mimo przynależności do tzw. Trójkąta Weimarskiego.

Odpowiadając natomiast na pytanie, na ile asymetryczne działanie Rosji może zagrozić Polsce, odpowiem: skoro taka forma działań jest skuteczna na Ukrainie, to dlaczego Rosja nie miałaby jej zastosować w przyszłości wobec Polski?

– Generał Philip M. Breedlove, szef europejskich sił NATO, powiedział „Die Welt”, że kolejne „zielone ludziki” na przykład w Polsce albo na Łotwie zostaną odebrane jako akt wojny. Rzeczywiście tak będzie?
– Oby tak było. Przypomnę jednak, że o użyciu wojska w NATO decydują politycy, a nie dowódcy wojskowi. Pytanie jest takie, czy wśród polityków kierujących sojuszem będzie wola użycia sił zbrojnych, gdy te rosyjskie „ludziki” pojawią się? Wprawdzie dziś oni zajmują „tylko” kolejne kawałki Ukrainy, która do NATO nie należy, ale co będzie, jeżeli mniejszość rosyjska – a na Łotwie i w Estonii to zdaje się ok. 30 proc. ludności – zacznie przekształcać się w „separatystów”? Czy kanclerz Angela Merkel wyśle wówczas Bundeswehrę do Tallina i Rygi?

– Przyjrzyjmy się najbliższemu szczytowi NATO w Walii. Minister Tomasz Siemoniak mówi, że niebawem zapadnie decyzja o uruchomieniu cyklu ćwiczeń z udziałem poszczególnych państw sojuszu. Ale o bazach NATO nad Wisłą nie ma mowy.

– To bardzo niepokojące, bowiem trwałe instalacje wojskowe są bardzo ważnym elementem struktury obronnej NATO. Bazy wskazują, że dany teren będzie broniony przez sojusz. Stanowią też oparcie dla ewentualnej akcji militarnej.

Na terenie naszego kraju przygotowaliśmy polską infrastrukturę pozwalającą przyjąć wsparcie sił natowskich (porty, lotniska), ale dopiero istnienie stałych baz NATO będzie gwarancją bezpieczeństwa. Jeśli takie bazy istnieją, to skutkują określonymi zachowaniami decydentów – nie buduje się baz, żeby je w razie zagrożenia porzucić. Ich brak w Polsce musi budzić nasze zaniepokojenie.

– Dużo mówi się o umowie NATO – Rosja z 1997 r. Podobno pani kanclerz bierze ją poważnie.

– Porozumienie dotyczące współpracy NATO z Rosją przewidywało, że na terenie nowych państw członkowskich sojusz nie będzie instalował broni atomowej. Nie dotyczyło to sił konwencjonalnych. Te kwestie miały być uregulowane w negocjowanym traktacie o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie, ale nie wszedł on w życie.

Natomiast w 2007 r. Rosja zawiesiła swój udział w przestrzeganiu obowiązującego traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie. Rosja nie chciała przyjmować żadnych ograniczeń w rozmieszczaniu sił konwencjo- nalnych. Dlaczego chce narzucać takie ograniczenia sojuszowi? W tym kontekście nie bardzo więc wiadomo, dlaczego Berlin wspomina o umowie z Rosją. Zresztą, czy Rosja swoimi działaniami na Ukrainie nie zdewastowała tej umowy?

– W takim razie o co chodzi z kanclerz Merkel? Skąd ten sentyment do starych umów?

– Jeżeli chodzi o relacje międzynarodowe poszczególnych państw, powinniśmy uwzględniać też wpływ czynnika cywilizacyjnego. Poza sferą interesów wiadomo, że narody funkcjonują w szerszych wspólnotach określanych mianem cywilizacji. Każda z nich posiada własny system wartości, które narody przyjmują i zgodnie z nimi kształtują swoją historię. Przynależność cywilizacyjna danego narodu ma istotne polityczne znaczenie.

Dostrzegł to np. amerykański politolog Samuel Huntington wskazujący na „zderzenie cywilizacji” między Zachodem a islamem. Od dawna wiadomo, że jeżeli chodzi o Niemcy, to istnieją tam dwie tendencje cywilizacyjne. Jedna to tendencja agresywna określana jako pruska. Prusy stworzyły II Rzeszę Niemiecką i miały wpływ na uformowanie się III Rzeszy – są uważane za czynnik sprawczy dwu wojen światowych. Spadkobiercą tradycji pruskiej była NRD, nazywana czerwonymi Prusami. Niemcy zachodnie, w tym katolicka Bawaria, należą do cywilizacji typu zachodniego i tam powstała demo- kratyczna, wolnorynkowa Republika Federalna Niemiec. Doszło do zjednoczenia Niemiec.

Teraz te dwie tendencje ścierają się w polityce Niemiec. Tendencja zachodnia widzi swoją przyszłość we współpracy z USA i Zachodem. A tendencja pruska ma skłonność do współpracy z Rosją. Pytanie: która zwycięży? Kanclerz Angela Merkel wychowała się w NRD. To zapewne drobnostka, ale pani kanclerz szczyciła się, że na biurku ma wizerunek carycy Katarzyny, tej od rozbiorów Polski w XVIII w.

– Z Rosją jest tak samo jak z Niemcami?

– Rosjanie, będący cywilizacyjnie bardzo blisko Prusaków, należą do innej cywilizacji niż Polacy. Pogląd cywilizacyjny dominujący w Rosji widzi Rzeczpospolitą jako kraj zależny, a każda forma polskiej niezależności jest traktowana przez Rosję jako wyzwanie i zagrożenie dla jej interesów. Słyszymy często, że w relacjach z Rosją Polska nie powinna „wymachiwać szabelką”. Otóż w oczach Moskwy już tylko nasze niezależne stanowisko jest tym wymachiwaniem.

Dla Rosji Polska strawna to Polska podporządkowana, satelicka, coś na kształt „Priwislinija” czy PRL. Dlatego próby porozumienia się niezależnej Polski z Rosją są niezwykle trudne, jeśli w ogóle możliwe. Jeżeli nie będziemy tego dostrzegali, nie zrozumiemy trudności w relacjach polsko-rosyjskich.

– Wróćmy do stałej obecności wojsk NATO na naszym terenie. Ale jeżeli chodzi o szybkość reakcji NATO, to na mobilizację potrzeba od miesiąca nawet do pół roku. Nie za długo jak dla na
s?

– Proszę pamiętać, że siły zbrojne składają się z różnych rodzajów wojsk. Siły lądowe potrzebują mobilizacji, a więc czasu, zanim można je użyć bojowo – w przypadku NATO pół roku, optymiści mówią trzy miesiące. Siły powietrzne i morskie mogą i powinny działać natychmiast. Zakładając, że Polska będzie miała dobre siły lądowe, to gdyby w razie zagrożenia nadeszło mocne wsparcie natowskie z powietrza i morza – w razie konfliktu Bałtyk będzie bardzo ważnym rejonem działań – szanse polskiej obrony rosną bardzo poważnie. Pytanie, czy możemy liczyć na takie wsparcie?

– A możemy? Czy to jest tak, jak mówił minister Sikorski w słynnych taśmach opublikowanych przez „Wprost”?

– Jedyna nasza nadzieja to rzeczywiście Stany Zjednoczone. USA mają i środki, i siły, których mogą użyć. To też kwestia ich decyzji. Prezydent Obama nie wydaje się jednak politykiem zdolnym podejmować stanowcze decyzje. To nie Ronald Reagan. Może jakiś wpływ na prezydenta będzie miało otoczenie, zwłaszcza to związane z siłami zbrojnymi, i w razie potrzeby Amerykanie nie zawiodą. Niestety w minimalnym stopniu możemy liczyć na Europę, chyba nawet na bliskie Polsce Węgry czy Słowację też nie można liczyć. No może na Brytyjczyków.

– Wnioskuję, że Stany Zjednoczone są naszą jedyną nadzieją?

– Na to wychodzi. Trudno mi się o tym mówi, bo opieranie bezpieczeństwa narodowego na czynniku zewnętrznym i niezależnym od nas to marne rozwiązanie. Teoretyk sztuki wojennej gen. Clausewitz wskazywał, że sojusz wojskowy może być tylko elementem pomocniczym, gdyż trzeba stawiać na własne, narodowe środki obrony. A w Polsce wiara w pomoc sojuszniczą znajduje się dziś na pierwszym miejscu. To przypomina wrzesień 1939 r. i może zrobić się słabo.

– Ale do 2022 r. MON ma wydać 100 mld zł na obronę. Mamy się modernizować. 2 proc. PKB zostanie podobno przeznaczone na armię. To nic?

– Proszę policzyć środki przewidziane w budżetach MON od dziś do roku 2022. Ustawa przewiduje, że w strukturze rocznego budżetu resortu obrony na uzbrojenie ma być jakieś 20 proc. środków. Licząc kolejne budżety, wychodzi więc ponad 100 mld. To nie są pieniądze ekstra wydawane dodatkowo . To naprawdę nie są nadzwyczajne wydatki. Warto też wskazać na inną okoliczność. Jeżeli Rosja wydaje ponad 4 proc. PKB na wojsko, a niektórzy mówią, że nawet 5 proc., to pytanie, czy nasze 2 proc. – biorąc pod uwagę jeszcze różnice w wielkościach PKB Polski i Rosji – jest wystarczające?

– To ile powinniśmy wydawać na wojsko? Chodzi mi o koszt zaspokojenia naszych potrzeb.
– Trzeba się zastanowić, czy stać nas na większe wydatki na wojsko, czy społeczeństwo to zaaprobuje i poprze, czy rząd będzie na tyle odważny, żeby taki program ogłosić. A zauważyłem, że już podniesienie wydatków o 0,5 proc. PKB budzi sprzeciwy. Przewiduje się, że na systemy obrony przeciwrakietowej trzeba będzie wydać nie mniej niż 16 mld zł. Jeśli w roku budżetowym zaplanowano wydanie 8 mld zł na modernizację armii, to w razie podwojenia kwoty (nie 2, a 4 proc. PKB) mielibyśmy 16 mld. Zatem budowa systemu obrony przeciwrakietowej mogłaby być skrócona, nawet do dwóch, trzech lat. Warto to uwzględnić.

– Zainwestowaliśmy w indywidualny system walki Tytan, mamy przetargi na okręty podwodne, śmigłowce, wydajemy pieniądze na rosomaki. Modernizacja polskiej armii idzie w dobrym kierunku?

– Mamy niekompletny system militarny, jeżeli chodzi o nasze możliwości obronne. Zredukowano siły zbrojne do niewielkich zawodowych wojsk operacyjnych. Prawie nie szkolimy rezerw. Przez długi okres budowano wojsko jako komponent ofensywny, ekspedycyjny. Zaniedbano całkowicie defensywę. Skupiano się na tworzeniu wojsk przeznaczonych do wysyłania za granicę. Po jakimś czasie zorientowano się, że nie mamy armii do obrony granic. Panujące przekonanie o tym, że w Europie nie będzie wojny, też można włożyć między bajki. Cóż, od dawna mówiłem o niebezpiecznych zamiarach Rosji, ale słyszałem, że to są „rojenia wariata”. Jako ten wariat mam dziś marną satysfakcję, że miałem rację.

* Romuald Szeremietiew jest porucznikiem rezerwy Wojska Polskiego, dr. hab. nauk wojskowych, prof. KUL, publicystą i politykiem, w PRL był działaczem opozycji. Był wiceministrem obrony narodowej, a także pełnił obowiązki szefa MON.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski