Minęło sześć lat, odkąd Marcin Kosowski usunął guza mózgu i zakończył leczenie. Myślał, że koszmar już się skończył i przed nim tylko szczęśliwe chwile. Poznał Aleksandrę, wzięli ślub i urodził im się synek Mikołaj. Pół roku temu podczas rutynowej kontroli okazało się, że guz odrósł i to do takich rozmiarów, że żaden lekarz w kraju nie zdecydował się na operację.
- Dają mu pół roku życia, nie więcej - załamuje głos pani Ola, żona Marcina. Nie godzi się na czarny scenariusz. Chce walczyć o życie męża nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla synka.
- Tempo wzrostu wskazuje na to, że guz jest złośliwy. Jedyne leczenie, jakie mogą mi zaproponować lekarze, polega na przedłużeniu mojego życia o kilka lub kilkanaście miesięcy oraz na poprawieniu jego jakości - wyznaje. Przeszedł kolejną radioterapię, jest w trakcie chemioterapii. Leczy się w Centrum Onkologii w Gliwicach. - W Polsce glejak III lub IV stopnia oznacza wyrok śmierci. Za granicą są inne metody leczenia. Dają nadzieję - mówi.
Nie stać go na wyjazd do niemieckich klinik. Prosi o wsparcie na leczenie i konsultacje za granicą. - Jeśli jest dla mnie jakakolwiek szansa, chciałbym z niej skorzystać - podkreśla. - Chciałbym widzieć, jak mój synek rośnie i nie dopuścić do sytuacji, w której będzie mnie znał tylko ze zdjęć.
Nawiązał kontakt z kliniką w Berlinie. Zanim jednak trafi tam na konsultacje, musi przetłumaczyć na niemiecki 56-stronicową kartotekę medyczną. Jedna strona kosztuje prawie 100 zł. Żona stara się, by jej męża objęła opieką jedna z ogólnopolskich fundacji. Dopóki nie będzie oficjalnego konta rodzinę Kosowskich można wspomóc finansowo kontaktując się z panią Olą pod numerem tel. 792 502 279.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?